Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał kilka "czołówek" z samochodami. Pojazdy trafiały do kasacji, a on żyje dalej

Dariusz Nawrocki, [email protected]
Zdzisław Jankowski
Zdzisław Jankowski Fot. Dariusz Nawrocki
- Chciałbym cofnąć się o dwadzieścia lat wstecz i mieć ten rozum co teraz. Żona by była, dzieci by były. I byłby dom - opowiada Zdzisław Jankowski. Od trzech miesięcy żyje w schronisku imienia Brata Alberta w Inowrocławiu.

pomorska.pl/inowroclaw

Więcej informacji z Inowrocławia znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/inowroclaw

Zanim żona go opuściła tłumaczyła, żeby się zmienił. Ale on za mocno był związany z alkoholem. - Podpisałem na siebie bat. Wódka się lała w kieliszka, a ja zamroczony coś podpisałem i tak się wymeldowałem ze swego mieszkania - opowiada. Stał się bezdomnym.

Bóg nad nim czuwa

Spał, gdzie się tylko dało: w piwnicach, po rowach, a nawet na wysypisku. - Jak ludzie wywozili tu ciuchy, te lepsze sobie podbierałem, przykrywałem się nimi i spałem - wspomina. Spał w deszczu. Spał też w mrozie. - Nie zliczę, ile razy ściągali mnie z drogi na wpół zamarzniętego. Grabarzowi już kilka razy spod łopaty uciekłem - wyznaje.

Przeżył kilka czołowych zderzeń z samochodami i rowerami. Pojazdy trafiały do kasacji, a on z siniakami na całym ciele tułał się dalej.

Pamięta jedną taką wigilię. Pracował wówczas w GS-ach, na spędzie. Była wódka. Znów popił i to zdrowo.

- Miałem nowy pasek, był za krótki. Wziąłem więc gruby łańcuch od byków, doszkutowałem go do paska. Chciałem się wieszać. Pasek był nowiutki, ze skóry. Pękł... To Bóg nade mną czuwał - mówi z przekonaniem.

Chodził na kolanach

Trafił na terapię do Czerniewic. Nie pił prawie cztery lata, aż do tegorocznych dożynek. - Piłem oranżadę. Niewiele brakowało do pełnej szklanki. Kolega stwierdził, że łyk wódki mi nie zaszkodzi. Dolał. Potem było piwo, wino, wódka... I znalazłem się w szpitalu. Nie wiem co się ze mną stało. Byłem cały poparzony: ręce, plecy. Chodziłem na kolanach. To Bóg mnie uratował - znów wraca do tej samej puenty.

Prawie miesiąc leżał w szpitalu. Wyszedł z tego. Trafił do schroniska imienia Brata Alberta w Inowrocławiu. Chce tu pozostać tak długo, jak się tylko da. Nie chce już spać pod chmurką. - Mam już prawie 60 lat. Nie mam na to zdrowia. To alkohol je zjadł - przekonuje.

Przestroga dla innych

Zapewnia, że już nie tknie wódki.

- Doktor tak mi powiedział: "dobrze, że skończyłem na kolanach, bo mógłbym być do końca życia przykuty do łóżka" - mówi i opiera się o kulę, która pożyczył mu kolega ze schroniska. Jest mu tu dobrze. Szybko znalazł przyjaciół. Systematycznie chodzi do kościoła. Zapewnia, że to bardzo mu pomaga. - Człowiek już przynajmniej nie chodzi taki obłąkany - zauważa.

Pan Zdzisław przez alkohol stracił żonę i dzieci. Pogrzebał swoje normalne życie. Dziś próbuje stanąć na nogi. Postanowił nam opowiedzieć tę historię, bo - jak twierdzi - chce przestrzec innych. On takie życie już przetestował. Nie warto iść w jego ślady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska