Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Masz kleszcza, masz problem

RENATA KUDEŁ [email protected] 054 232 22 22
Pani Magda z Włocławka, za sprawą służby zdrowia przekonała się, że kleszcz to pryszcz. Choć ma zupełnie inne zdanie na ten temat.

- Po weekendzie, który spędziłam na działce, wyczułam pod kolanem pewne zgrubienie - opowiada Czytelniczka. - Okazało się, że to średniej wielkości kleszcz. Nie byłam pewna, jak długo go nosiłam, więc zwolniłam się z pracy i czym prędzej udałam się do lekarza.

- O święta naiwności! - mówi ojciec pani Magdy, który zawiózł ją do przychodni "Profmed". - Myśleliśmy, że sprawę da się załatwić od razu w naszej przychodni, z której usług jesteśmy na ogół zadowoleni. Niestety, okazało się, że ani lekarz, ani pielęgniarka nie usuwają kleszczy

Po wizycie u lekarza pani Magda otrzymała skierowanie do Zespołu Przychodni Specjalistycznych przy ul. Szpitalnej. W Poradni Chirurgicznej o godz. 12.15 nie było już chirurga. O 14.00 - jak ją poinformowano - miał przyjmować jego kolega, ale specjalizujący się w chirurgii naczyniowej. Czy zechce przyjąć panią Magdę, mając pacjentów, którzy zapisywali się do niego z półrocznym wyprzedzeniem? Raczej wątpliwe.

- Nasi lekarze pracują w systemie zmianowym i możliwe jest, że w tych godzinach, o których mówi pani Magda, rzeczywiście nie miał kto jej przyjąć - przyznaje Anna Dębicka, dyrektor Zespołu Przychodni Specjalistycznych we Włocławku. - Nie podważam zasadności interwencji w przypadku tej pacjentki, ale do nas ma trafiać pacjent już "przefiltrowany", szukający specjalistycznej porady. Usunięcie kleszcza powinno nastąpić na etapie Podstawowej Opieki Zdrowotnej. A jeśli tak się nie stało, to kobieta powinna zgłosić się do nas ze skierowaniem następnego dnia, gdy przyjmował inny chirurg.

Skoro pani Magda nie chciała czekać ani na naczyniowca, ani do jutra, zalecono jej wizytę w Poradni Chirurgicznej w Szpitalu Wojewódzkim. - Pojechałam z moim tatą, ale okazało się, że poradnia w szpitalu nie działa od pięciu lat! - relacjonuje Czytelniczka. I znów ktoś podpowiedział: warto zgłosić się na oddział ratownictwa!

- Mam świadomość, że moje życie nie było bezpośrednio zagrożone, ale znam przypadek, kiedy ukąszenie kleszcza skończyło się dla kogoś tragicznie. Dlatego usilnie prosiłam w szpitalu o pomoc - mówi pani Magda.

I co? Skierowano ją z powrotem do Przychodni Chirurgicznej przy ulicy Szpitalnej! - Byłam tak rozstrzęsiona, że miły lekarz z tego oddziału zlitował się nade mną i usunął kleszcza. Jestem mu wdzięczna, ale nie podaję nazwiska, bo nie wiem, czy wolno mu było udzielić mi pomocy! Pani Magda przyznaje, że ma przyrząd do usuwania kleszczy. Sama jednak nie chciała usuwać intruza. Zresztą, dowiedziała się od lekarza, iż zakleszczył się on w takim miejscu, że nawet gdyby się odważyła, nie usunęłaby go w całości. A to już może być groźne.

P erypetie pani Magdy świadczą o tym, że w naszym mieście pacjent z kleszczem musi się liczyć z odsyłaniem od Annasza do Kajfasza. Jest jeszcze ewentualność (jeśli nie spotka w szpitalu współczującego lekarza), że kleszcz "opije się" krwi i odpadnie, albo że człowiek sam go sobie wydłubie. Bo kleszcz to tak naprawdę pryszcz, wokół którego narosły mity. No, może gdyby nie borelioza...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska