Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy unikatowe zdjęcia z pożaru spichrzów nad Brdą w lutym 1960 roku. "Był taki mróz, że migawki aparatów zamarzały"

Małgorzata Stempinska
Małgorzata Stempinska
Pierwotnie kompleks spichrzów składał się z 5 budynków ustawionych do siebie szeregowo. W wyniku pożaru w 1960 roku dwa z nich zostały doszczętnie zniszczone
Pierwotnie kompleks spichrzów składał się z 5 budynków ustawionych do siebie szeregowo. W wyniku pożaru w 1960 roku dwa z nich zostały doszczętnie zniszczone Narodowe Archiwum Cyfrowe
Spichrze nad Brdą zawsze były wizytówką Bydgoszczy. Znajdują się w herbie, występują na większości pocztówek i zachwycają turystów spacerujących nad rzeką. Kiedyś było ich pięć, dziś zostały tylko trzy.

Spichrze wrosły w krajobraz grodu nad Brdą, bo inaczej - po prostu - być nie mogło! Bydgoszcz zawsze odgrywała ogro­m­ną rolę w handlu. Na dobrą sprawę, to w Polsce północnej, większe znaczenie spełniał tylko Gdańsk.

Do handlu bydgoszczanie by­li doskonale przygotowani. Mieli ogromne przedsiębiorstwa handlowe i spedycyjne. A trzeba dodać, że transport wówczas opierał się na wodzie. Szczególnie e­ksploatowana była Brda, Wisła, a później również Kanał Bydgoski. Towarem najczęściej przewożonym było zboże. Do je­go przechowywania zbudowano o­gromne spichrze usytuowane tuż nad rzeką. Ale nie tylko zboże trafiało do spichlerzy. W okresie międzywojennym spichlerz przy ul. Grodzkiej 11 należał do Leona Urbanowskiego, któ­ry sprzedawał ryby.

Co ciekawe, w latach dwudziestych i trzydziestych w jednym ze spichrzów podobno prze­chowywano rekwizyty z pobliskiego Teatru Miejskiego.

Robiły wrażenie nie tylko na bydgoszczanach

Najstarszy z bydgoskich spichrzów, a zarazem najmniejszy, przy ul. Grodzkiej 7, wybudowa­no w 1793 roku. Nazywano go ho­lenderskim ze względu na spe­cjalną, krążynową konstrukcję dachu. Pozostałe cztery - przy ul. Grodzkiej 9, 11, 13 i 15 - wybudowano do 1800 roku. Posiadają one konstrukcję szachulcową, czyli drewniano-ceglaną, popularnie zwaną „murem pruskim”. Wszystkie wspomniane spichrze zbudował kupiec Samuel Gottlieb Engelmann.

Spichrze dokładnie pamiętał Zenon Piestrzalski. Przed laty, na łamach „Albumu Bydgoskiego”, tak je wspominał:

- Stały dumnie nad Brdą. Trzy bliżej siebie, a pozostałe dwa o kilka metrów od nich oddalone. Robiły wrażenie nie tylko na bydgoszczanach, ale również na osobach przyjeżdżających do naszego miasta. Tuż przed wybuchem II wojny światowej odwiedzili mnie przyja­ciele z Krakowa. Oczywiście najpierw przespacerowaliśmy się dzisiejszą Gdańską. Potem do­szliśmy na Plac Wolności i przy „Potopie” zrobiłem im zdjęcie. W końcu doszliśmy do drewnianego mostu na Brdzie, skąd widać było spichrze. Pamiętam, że się nagle zatrzymali i powiedzie­li: „Ale ładne spichrze macie, i to w samym centrum miasta. Szko­da, że u nas takich nie ma.

Pożar wybuchł o godzinie 20.30

Po wojnie o spichrze nie dba­no. Nie przeprowadzano w nich żadnych remontów. Pod koniec lat 50. ub. wieku w spichrzach urządzono hurtownię lodówek, pralek i innych artykułów gospodarstwa domowego, a także materiałów budowlanych jak papa, smoła, eternit, listwy i klepki drewniane oraz farb i lakierów. Przechowywano w nich także pierwsze w mieście odbiorniki telewizyjne. Nie ma się zatem co dziwić, że w nocy z piątku na sobotę - z 4 na 5 lutego 1960 roku doszło do pożaru, który strawił aż dwa z pięciu spichrzów - te pod numer 13 i 15.

W sobotnio-niedzielnym wydaniu „Gazeta Pomorska” tak relacjonowała wydarzenie: „Pożar wybuchł o godz. 20.30 w drugim spichrzu od lewej strony - pat­rząc od strony placu Zjednoczenia (dziś pl. Teatralny - przyp. aut.) Początkowo wydawało się, iż ogień - powstały u szczytu spich­rza - zostanie szybko zlikwidowa­ny. Jednakże silny wiatr (wscho­dni), łatwopalny materiał zmagazynowany w spichrzach (radioodbiorniki, farby, lakiery, deski itp.) spowodowały, iż ogień zaczął się szybko rozprzestrzeniać.(...) O godz. 21.00 drugi spichrz stał już cały w płomieniach. Godzinę później zawalił się strop, a nieco później mury spichrza, w którym rozpoczął się pożar.(...) Krótko przed 23.00 na moście zainstalowano reflektor, przy świetle którego pracowa­li uczestnicy akcji ratunkowej”.

Mróz był ogromny, że zamarzały migawki w aparatach

Nie żyjący już Zbigniew Ku­cze­wski, ówczesny korespondent Centralnej Agencji Fotograficznej, jako jedyny posiadał zdję­cia z pożaru. Feralny piątko­wy wieczór tak wspominał:

- Mróz był ogromny, kilkanaście stopni poniżej zera. Wiadomość o pożarze szybko obiegła miasto. Łunę było widać z daleka. Strażacy szybko przystąpili do akcji. Pompowali wodę z rzeki. Niestety, węże im zamarzały. Przybyłem na miejsce, gdy ogień już szalał na obu spichrzach. Robiłem zdjęcia chyba przez godzinę. Musiałem się spieszyć, by jeszcze zdążyć je obrobić. Na piątą rano musiały dotrzeć do Agencji w Warszawie.

Jak to się stało, że choć pożar fo­tografowali fotoreporterzy wszystkich bydgoskich gazet i wielu gapiów, to w gazetach nie ukazały się żadne zdjęcia?

- Dlatego, że kolegom po fachu pozamarzały migawki aparatów. Na szczęście mój skromny czeski Flexaret (6x6 cm) się spra­wdził tego wieczoru - wspominał Zbigniew Kuczewski.

Dodajmy, że do walki z o­g­niem ściągnięto strażaków zawo­dowych z Torunia i Inowrocławia, a także ochotników z Nakła, Solca Kujawskiego, Koronowa i Szubina.

Nie przegap

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska