MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ma 64 lata. Czy jest terrorystką?

Barbara Szmejter
www.sxc.hu
Pani Maria nigdy nie miała do czynienia z policją. Teraz 64-latka jeździ do Warszawy na przesłuchania. Tłumaczy, że nie ma nic wspólnego z telefonem o bombie. Nie chcą jej wierzyć.

W tej sprawie przesłuchiwana jest też 78-letnia siostra pani Marii, mieszkanka Płońska. Traf chciał, że na komórkę włocławianki dzwoniła często, jej numer wybrała sobie jako bezpłatny. Nie sądziła, że częstotliwość i długość jej rozmów z siostrą, będą teraz analizowane przez speców od terroryzmu.

Pani Maria ma zięcia, Jarosława K., którego nazwisko jest popularne. W Polsce nosi je blisko 26 tys. osób. Jarosław we wrześniu ub. roku postanowił zrobić porządek z telefonami komórkowymi plączącymi się po mieszkaniu. Zaniósł je do oficjalnego punktu skupu, gdzie sprzedał za parę złotych. Wśród tych telefonów był też aparat używany przez jakiś czas przez teściową, czyli panią Marię. Wcześniej telefony na stronie Orange zostały oficjalnie zarejestrowane, jeden z nich na nazwisko pani Marii, ale zięć podał swój adres e-mailowy, jako że jego teściowa takowego do dziś nie posiada.

Pan Jarek sprzedał aparaty 18 września ub.r. Trzy dni później wyjechał na szkolenie do Krakowa. W tym czasie - jak dowiedział się później - ktoś, używający najwidoczniej sprzedanego przez niego telefonu, zadzwonił do warszawskiego sądu z informacją o bombie.

Sobie znanymi sposobami policja ustaliła, iż chodziło o telefon należący wcześniej do pani Marii. Kobieta najpierw była przesłuchiwana we Włocławku, a zaraz po Bożym Narodzeniu musiała stawić się w stolicy. - To dla mamy wyprawa, nie mówiąc o stresie - mówi córka Magda. - Miała zmarnowane święta, te i kolejne. Ostatnio przesłuchiwano ją po Wielkanocy.

Jarosława K. też wezwano do stolicy, w tej samej sprawie. Od któregoś z funkcjonariuszy dowiedział się, że informacja o bombie dotarła do sądu w dniu, w którym miał być dowieziony na rozprawę jakiś bandzior, o takim samym nazwisku. Zbieżność nazwisk sprawiła, że pan Jarek, 40-latek o nieposzlakowanej dotychczas opinii, wydał się idealnym podejrzanym.

- Nikt nawet nie pofatygował się do punktu, w którym sprzedałem telefony, żeby sprawdzić, do kogo trafiły - mówi pan Jarosław. Jego żelazne, krakowskie alibi, też śledczych nie przekonało.

Teraz drży na dźwięk każdego dzwonka u drzwi. Ale mimochodem zwraca uwagę na paradoksy policyjnych procedur: - Na stołeczną komendę wszedłem z plecakiem, którego nikt nie kontrolował. Plątałem się kilka godzin po policyjnych korytarzach, a plecak leżał sobie na ławeczce. A przecież byłem potencjalnym terrorystą, który mógł podkładać bomby...

Stanowiska policji, niestety, nie udało nam się poznać, mimo kolejnych zapytań.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska