Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

List otwarty do burmistrza Golubia-Dobrzynia

(km)
Wojciech Wiktorowicz: - Burmistrz nie odpowiada na moje pytania
Wojciech Wiktorowicz: - Burmistrz nie odpowiada na moje pytania Autorka
Wojciech Wiktorowicz, mieszkaniec miasta napisał list otwarty do burmistrza miasta. Co w nim napisał? Do dzisiaj wiedzieli tylko nieliczni, bo na sesji pismo nie zostało odczytane.

W sesji może uczestniczyć każdy mieszkaniec, ale rzadko który z tego korzysta. W przeciwieństwie do Wojciecha Wiktorowicza - emeryt z uwagą przygląda się pracy radnych. Na ostatniej sesji przekazał przewodniczącemu Mieczysławowi Gutmańskiemu list otwarty do burmistrza. - Prosiłem, aby ten list został odczytany - mówi mieszkaniec. - Ale tak się nie stało.

Co tak zirytowało pana Wojciecha?
Według niego burmistrz Roman Tasarz nie odpowiada na jego pytania. "Każdy wyborca czy mieszkaniec ma prawo do uzyskania informacji publicznej, za wyjątkiem kiedy są opatrzone klauzulami "ściśle tajne", "tajne, poufne lub zastrzeżone" - pisze w liście mieszkaniec. - Przez siedem miesięcy nie dostałem żadnej odpowiedzi na moje pytania składane podczas obrad - twierdzi.

A ile ich było? - pytamy. - Myślę, że ok. 8-10 - odpowiada.
Jak mówi pan Wojciech na jednej z sesji brak reakcji ze stany urzędu próbowano mu wytłumaczyć tym, że trzeba uzasadnić, dlaczego występuje się o daną informację publiczną. - A to nieprawda! - zauważa.

- Oczywiście, każdy może zwrócić się o informację publiczną - odpowiada sekretarz miasta Jacek Foksiński.
Skąd więc pretensje mieszkańca? - Pan Wiktorowicz rzeczywiście parę razy zadawał mi pytania na sesji, ale były niejasne, dlatego prosiliśmy go o nie na piśmie - odpowiada burmistrz.
- A jeśli zwracał się o informację publiczną pisemnie, to na pewno odpowiedź uzyskał - dodaje sekretarz, a burmistrz uzupełnia, że po prostu mogła być ona dla niego niesatysfakcjonująca.

Wojciech Wiktorowicz zarzucił też urzędowi, że nie dba o majątek miasta. - Miasto daje pozwolenia na wycięcie drzew jako susz, a za jedno drzewo mogłoby mieć ok. 200 zł - uważa.

Pan Wojciech wyliczył to na podstawie kwot, które miasto musiało zapłacić za wyłączenie lasu przy ul. Lipnowskiej z produkcji leśnej. Jednorazowe odszkodowanie to prawie 27 tys. zł. Poza tym przez 10 lat zobowiązane jest przelewać na konto Lasów Państwowych ponad 20 tys. zł.

- To łącznie ogromna suma, którą pokryją oczywiście podatnicy - denerwuje się mieszkaniec.
Małgorzata Gołębiewska z magistratu wyjaśnia, że odlesienie terenu przy ul. Lipnowskiej zostało uwzględnione już kilka lat temu w planie zagospodarowania przestrzennego. Został on przeznaczony na usługi. - Kolejnym etapem musiało być wyłączenie go z produkcji leśnej - tłumaczy.

Jak przekonuje Roman Tasarz, związane z tym koszty na pewno się zwrócą. Zapewnia, że zostały bowiem wliczone w cenę trzech działek, które po odlesieniu wydzielono przy Lipnowskiej.
- Jeśli działki uda się sprzedać w najbliższym czasie, to opłaty przejmie nowy właściciel - mówi burmistrz.

Do tej pory miasto próbowało zbyć te nieruchomości kilkakrotnie. Do zagospodarowania są działki o wielkości: 89,62 ary warta 456 tys. zł oraz dwie po 45,08 arów za 275 tys. zł + VAT.
Po raz kolejny mają być wystawione w tym roku.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska