MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lech Kaczyński był moim szefem

Dariusz Knapik
fot. archiwum
Rozmowa z Jarosławem Wenderlichem, dyrektorem bydgoskiej delegatury NIK

- Kiedy dowiedział się pan o tragedii na smoleńskim lotnisku?

- Oglądałem właśnie telewizyjną relację z uroczystości w Katyniu, gdy zadzwonił do mnie brat. I mówi, że rozbił się prezydencki samolot. Nie uwierzyłem. Powtarzałem sobie, że chociaż mamy takie samoloty, jakie mamy, ale przecież na pewno podlegają starannym przeglądom, prowadzą je najlepsi piloci. Ale po chwili znów dzwoni brat, a za moment na ekranie telewizora pojawił się pasek: prezydent nie żyje.

- Co pan wtedy czuł?

- Nadal odczuwam... (dyrektorowi łamie się głos)

- Czy można to wyrazić słowami?

- To był najlepszy prezydent, szlachetny, prawy człowiek (dyrektora znów zawodzi głos)

- Znał go pan osobiście?

- Tak, do dziś mam nominację na dyrektora bydgoskiej delegatury NIK. Z jego podpisem, którą sam mi wręczał. Kiedy pełnił funkcję prezesa NIK często bywałem w warszawskiej centrali i mogłem osobiście obserwować, jak kierował tą instytucją. Za jego rządów koncentrowaliśmy się na problemach, które naprawdę były najważniejsze dla Polski i ujawnialiśmy je, w każdym szczególe.

- Jakim szefem był Lech Kaczyński?

- Bardzo wymagającym, zawsze stawiał przed nam najwyższą poprzeczkę, od siebie wymagał jeszcze więcej. Ale bardzo dbał o ludzi. Interesował się też ich codziennymi sprawami. Razem z moimi bydgoskimi kolegami od lat organizujemy spływy kajakowe, w których uczestniczą pracownicy NIK z całej Polski. Prezes Kaczyński bardzo się tym interesował, zaprosiliśmy go nawet by też popłynął. Niestety, krótko przed imprezą kończyła się jego kadencja.

- Ujawniając różne afery, narażeni byliście na ataki wielu wpływowych osób.

- Nigdy nie było sytuacji, bym się czuł w jakiś sposób zagrożony. Właśnie za czasów Lecha Kaczyńskiego.

- Co najbardziej zapamiętał pan z tych czasów?

- Kiedyś byłem na naradzie w centrali. I raptem zasłabłem. Prezes Kaczyński wezwał zaraz dwóch dyrektorów, by zawieźli mnie do przychodni. Mówiłem, że to chwilowa niedyspozycja, zaraz miałem przecież referować pewne sprawy. Nawet nie chciał o tym słuchać. Kazał jechać do lekarza, a potem wracać do domu.

- Czy utrzymywał pan kontakty z Lechem Kaczyńskim po jego odejściu z NIK?

- Osobiście może nie, ale mam przyjaciół, których łączyły z nim bliskie kontakty. Śledziłem jego karierę i trzymałem za niego kciuki. Zawsze miałem wysokie mniemanie o kompetencjach Lecha Kaczyńskiego. Tym bardziej bolały mnie te wszystkie złośliwe ataki na jego osobę.

- A bardziej osobiste wspomnienia.

Z tamtych czasów mam zdjęcie, zrobione w warszawskim ratuszu podczas uroczystości 25-lecia "Solidarności". Stoimy razem z Lechem Kaczyńskim, wtedy prezydentem stolicy i kilkoma moimi przyjaciółmi ze związku. Patrzę na nie i w gardle coś mnie ściska. Parę lat temu Lech Kaczyński, już jako prezydent RP, przyjechał do Bydgoszczy na otwarcie Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego. Stałem sobie gdzieś w tłumie, ale jakoś mnie wypatrzył. Skręcił, przywitał się i znalazł czas, by zamienić parę słów.

- Czy ktoś będzie w stanie zastąpić Lecha Kaczyńskiego?

- Zawsze uważałem, że nie ma ludzi niezastąpionych. Ale w tym przypadku będzie to bardzo trudne. Te ideały, w które on wierzył zawsze były mi bliskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska