Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Beksińskiego kopiuje się dość łatwo. Ale on najbardziej lubi malować obrazy Luisa Melendeza

Adam Willma [email protected]
W pracowni Andrzeja Masianisa z wydętego sufitu spozierają na gości setki ciekawskich oczu.
W pracowni Andrzeja Masianisa z wydętego sufitu spozierają na gości setki ciekawskich oczu. Fot. Adam Willma
Gdyby obrazy, z którymi ludzie wychodzą z jego domu były oryginałami, Andrzej Masianis byłby jednym z najbogatszych Polaków.

Drzwi do pracowni Andrzeja Masianisa są jak królicza nora, przez którą wpada się do krainy czarów. Oprócz ekranu telewizora nie ma tu nic oczywistego. Z wydętego sufitu spozierają na gości setki ciekawskich oczu. Na ścianach zamieszkały stwory przypominające bajkowe skrzaty. Mieszkańcy czarodziejskiego lasu sąsiadują z kolekcją wielobarwnych motyli.

Grunwald na początek
To dziupla artysty, przez którą przewijają się dzieła największych mistrzów pędzla, a ściślej mówiąc - ich kopie.

O gustach się nie dyskutuje. Klient ma prawo do własnych upodobań, więc w pracowni Masianisa stoją dziś obok siebie płótna Kossaka i Moneta oraz pierwsza warstwa obrazu Beksińskiego. Ta ostatnia zacznie przypominać dzieło zmarłego mistrza dopiero za kilka dni.

Wbrew pozorom Beksińskiego kopiuje się dość łatwo - zapewnia Andrzej Masianis, torunianin urodzony w Pile, rocznik 1974. - Jeszcze kilka dni i powinien być gotowy.
W tym czasie malarz będzie nanosił ostatnie poprawki na konnym portrecie Józefa Piłsudskiego, który trafi do klienta z Mazowsza.

Kilka lat temu, do świeżo upieczonego absolwenta wydziału sztuk pięknych UMK, Andrzeja Masianisa, zgłosił się Polonus z Ameryki. Zamówił u niego "Bitwę pod Grunwaldem".

- Od tego się zaczęło. Znam malarzy, którzy przez całe życie posługują się szerokim pędzlem i skupiają się wyłącznie na kolorze i abstrakcyjnej formie. Moim atutem był rysunek, nie miałem problemu z realistycznym oddaniem postaci. Współczuję tym młodym ludziom, których edukacja plastyczna ogranicza się do obróbki komputerowej - wyjaśnia malarz.

Kopia to nie fotografia
Pośród zamówionych obrazów królują pejzaże i martwe natury, malarstwo polskie, ale i flamandzcy mistrzowie. Ale dlaczego ludzie chcą mieć na ścianie kopie, skoro za podobną kwotę mogą niekiedy wzbogacić się o całkiem przyzwoity oryginał?
Masianis: - Są pod wrażeniem jakiegoś szczególnego obrazu, który widzieli w muzeum. Owszem, mogliby zamówić reprodukcję, ale ta źle się komponuje z wysmakowanym wnętrzem i dobrymi meblami.

Jest jeszcze jedna różnica - w przeciwieństwie do najlepszej nawet reprodukcji autentyczny obraz "żyje" - zmienia się w zależności od pory dnia i miejsca, w którym wisi.

Masianis zastrzega klientom, że jego kopia nie będzie fotograficznym odwzorowaniem oryginału. - Taki efekt mogą uzyskać jedynie kopiści związani z muzeami, którzy stosują techniki wzorowane na warsztacie z epoki, a przede wszystkim mają możliwość nieograniczonego kontaktu z oryginałem - zastrzega. - Ja stosuję farby akrylowe, które szybko wysychają, a dopiero ostatnia warstwa jest olejna.

O jakości kopii decyduje zasobność portfela zamawiającego. Czas, jaki kopista spędzi przy sztaludze, jest zwykle wprost proporcjonalny do końcowego efektu. Wierność w oddaniu szczegółów wymaga w przypadku niektórych dzieł tygodni pracy. Dlatego większość klientów woli iść na kompromisy, godząc się na uproszenia.

Oryginał i wyobraźnia
Bywa, że zamawiający mają mizerne wyobrażenie pierwowzoru: - Często otrzymuję kiepskiej jakości niewielką reprodukcję. Wówczas szukam czegoś na własną rękę, ale reprodukcje bardzo się od siebie różnią kolorystyką. Pozostaje więc uruchomić wyobraźnię.

W swojej pracowni Masianis wędruje przez kolejne stulecia malarstwa. Od średniowiecznej Madonny przez perfekcyjnych Holendrów i XIX-wieczne malarstwo polskie, po sztukę współczesną.

Mam kilka ulubionych obrazów, których kopiowanie zawsze sprawia mi wielką przyjemność - wyznaje Andrzej Masianis. - Na przykład martwą naturę XVII-wiecznego hiszpańskiego artysty Luisa Melendeza. Kopiowałem go już wiele razy, za każdym razem nieco inaczej.

Nie do podrobienia
Masianis maluje niemal wyłącznie przy sztucznym świetle, które gwarantuje powtarzalność. Zmusza go do tego również nocny tryb życia. Pracę zaczyna na ogół około 20.00, a gdy czyści pędzle, za oknem świta. Dzień poświęca na własną twórczość. Apokaliptyczne wizje wykonane kunsztowną kreską znajdują odbiorców pod różnymi szerokościami geograficznymi.

Estetykę toruńskiego twórcy upodobali sobie muzycy zespołów heavy metalowych, którzy zamawiają u Masianisa okładki płyt. Niedawno z prośbą o wykonanie cyklu grafik zwróciła się loża masońska Wielki Wschód Francji.

- Niemal we wszystkich przypadkach klienci znajdują mnie przez internet. Artysta nie może sobie dziś pozwolić na nieobecność w Googlach - śmieje się malarz.
Oryginalne dzieła torunianina cenią sobie przede wszystkim klienci rozkochani w neosurrealistycznym malarstwie. Są jedyne w swoim rodzaju. I niezwykle trudne do skopiowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska