Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ma miliardy i pałac. Szuka złóż na trzech kontynentach. Nazywa się Karkosik. Roman Karkosik

Adam Willma [email protected]
Ma miliardy i pałac. Szuka złóż na trzech kontynentach. Szanuje ludzi, których potrzebuje. Kiedy zrobią, co mają do zrobienia - rozstaje się bez żalu. Ci, którzy go znają od lat, mówią, że majątek i biznes nie zmieniły go. Tak samo jak i jego upodobań do czarnych koszul i marynarek. Taki ma styl.
Ma miliardy i pałac. Szuka złóż na trzech kontynentach. Szanuje ludzi, których potrzebuje. Kiedy zrobią, co mają do zrobienia - rozstaje się bez żalu. Ci, którzy go znają od lat, mówią, że majątek i biznes nie zmieniły go. Tak samo jak i jego upodobań do czarnych koszul i marynarek. Taki ma styl. Lech Kamiński
Zależy od niego los 15 tysięcy ludzi w fabrykach na całym świecie. Niezwykła kariera chłopaka z Czernikowa będzie zapewne kiedyś omawiana w podręcznikach ekonomii. I w historycznych analizach polskiej transformacji.

Roman Karkosik przyszedł na świat jako drugie dziecko szefowej geesowskiego zajazdu i urzędnika pocztowego. Ładny chłopak, o trochę dziewczęcych rysach. I bystry, jak pozostali dwaj bracia.

Rodzice posłali go do technikum w Toruniu. Uczył się dobrze, ale wyłącznie tego, co wydawało mu się potrzebne. Już wówczas ujawnił się jego sławny "kalkulator w głowie". Łatwością liczenia bił rówieśników na głowę (a były to czasy, w których kalkulator uchodził za luksus), pozostałe przedmioty traktował bez większej atencji.

Na piwo do Krzysztofa

Studia to nie był wtedy dobry interes. Roman dostał posadę magazyniera w SKR.

Grażynę, przyszłą żonę poznał w rodzinnym Czernikowie - była barmanką w lokalu prowadzonym przez matkę. Po ślubie kupili niewykończony dom koło targowiska. Roman wygospodarował trochę miejsca na "bar uniwersalny kategorii III". Bar jak bar, tyle że u Karkosika piwo, o które wówczas prywaciarze musieli walczyć w państwowych centralach, było zawsze.

Roman (a właściwie Krzysztof, bo tak wszyscy na niego mówili) już wówczas miał symptomy pracoholizmu - starą warszawę przerobił na dostawczaka i handlował czym popadło. Ale pociągała go produkcja. Zaczął od oranżad, których brakowało na lokalnym rynku. Wkrótce była - za sprawą Karkosików.

Przeczytaj również: Roman Karkosik jest coraz bogatszy. Ile zarobił w 2012 roku?

Przy budowie zakładu był problem z zakupem kabli elektrycznych. Prywaciarze w latach 80. mogą już coraz więcej, więc w Czernikowie rusza produkcja kabli (firma "Karo - Roman Karkosik" istnieje w Czernikowie do dziś w internecie można zobaczyć prawdziwy cymes - jej stronę internetową nie zmienioną od 2001 roku). Ale do produkcji kabli potrzebna była miedź, a tu znowu trzeba było czapkować państwowemu monopoliście. Karkosik otwiera więc własne punkty skupu metali kolorowych. Gra na nosie gigantom, skupuje taniej niż huty, bo płaci natychmiast.

Metale z odzysku okazują się prawdziwa żyłą złota, zwłaszcza że idzie nowe i otwierają się granice. Również te dotąd zaryglowane - do bratnich krajów postsowieckiego bloku. W zgliszczach państwowych molochów Karkosik dostrzega znakomity biznes. W urządzeniach z epoki socjalizmu nie szczędzono cennych metali. Przedsiębiorca z Czernikowa kupuje za grosze, wozi na Zachód, z ogromną przebitką.

1200 zł dla prezesa

Nie wpada przy tym w nowobogacką manierę. Żadnych luksusowych aut, żadnej rewii mody czy bankietów z uginającymi się stołami. Nie oszczędza na jednym - ludzi jest w stanie opłacać hojnie. Rzecz jasna nie tych z produkcji, ale tych, którzy posiadają wiedzę i umiejętności, które akurat mogą się przydać. Tak jest do dziś - świtę Karkosika stanowią profesorowie, eksperci do spraw podatkowych, radcy prawni, technologowie. Uczone grono musi tylko dostosować się do stylu pracy szefa - żadnych ozdobników, retorycznych wstępów. Krótko i na temat.

Do takich spotkań Karkosik jest zazwyczaj dobrze przygotowany. Prowadzi nocny tryb życia, wiele spraw omawia ze swoimi prezesami po północy. Podczas narad ma już zwykle dobrze przygotowane scenariusze, szuka tylko potwierdzenia. Albo zaprzeczenia - bo w biznesie potrafi całkowicie wykasować emocje.

Jest też absolutnie elastyczny. W jednej chwili potrafi pożegnać się z biznesem, który jeszcze kilka dni wcześniej wydawał się jego oczkiem w głowie. I błyskawicznie wykorzystuje łaskawość państwa. Gdy na zwolnienia liczyć mogą firmy polonijne, rozkręca polonijny interes, w momencie wprowadzenia ulg dla zakładów pracy chronionej zatrudnia inwalidów. Wszystko, aby obniżyć znienawidzone podatki. Niedawno, podczas sprawy sądowej związanej z firmą Skotan zarobki musiał ujawnić prezes firmy.
- Czy to możliwe, żeby prezes spółki giełdowej zarabiał 1200 złotych? - dopytywał zdumiony sędzia.
- To zupełnie legalne. Po prostu nie chciał płacić wysokiego ZUS-u i podatków. Zatrudniony został na płacę minimalną i dodatkową umowę menedżerską za zarządzanie firmą - nie owijał w bawełnę Karkosik.

Wynagrodzenie dla menedżera wynosi 85 000 złotych.

Miliarder

Ale jesteśmy jeszcze w początkach lat 90. W realiach lekkiego chaosu ekonomicznego Karkosik pływa jak ryba, bo to czas, w którym pomysł oznacza wszystko. Ale w tych wodach jest jeszcze leszczem. W 1993 roku rząd Waldemara Pawlaka prywatyzuje Bank Śląski. Po akcje, wycenione na 50 zł, ludzie stoją przez całą noc, za kilka tygodni będzie można je sprzedać po 675 zł. Karkosik wykłada wszystkie pieniądze, ustawia ludzi w kolejkach (obowiązuje limit). Teraz ma do dyspozycji bardzo pokaźną kwotę. Zachowuje zimną krew. Po cichu skupuje akcje mało popularnego Boryszewa. W 2000 roku, wydając 30 milionów, przejmuje kontrolę nad firmą. Akcje kupowane po 15-20 groszy po 5 latach kosztują 187 zł.

Z wyliczeń "Forbes" i tygodnika "Wprost" wynika, że mało znany jeszcze kilka lat wcześniej inwestor giełdowy jest miliarderem. Z majątkiem szacowanym na 1,15 mld. Karkosik pojawia się na liście najbogatszych Polaków. Od razu na 9. miejscu.

Nawet znajomi z Torunia nie dowierzali wówczas, że zaszedł tak daleko. Wysoki brunet w obowiązkowej czarnej marynarce i czarnej koszuli stał się najbardziej oczekiwanym gościem bankietów. Tym bardziej że zaproszenia przyjmował rzadko. W Toruniu głównie wtedy, gdy rozgrywał grę związaną z Elaną.

Czytaj też: Roman Karkosik. Akcje jego spółek dały zarobić więcej niż Apple'a!

Złota Elana

Tę ostatnią warto przypomnieć. Zaczęło się od butelek PET, które podbiły rynek napojów. Karkosik jak zwykle próbował rynek wyprzedzić - nie chciał produkować butelek, ale maszyny do ich produkcji. Urządzenia konstruowane przy ul. Wapiennej sprzedawały się znakomicie, ale Karkosik znowu myślami był dwa kroki dalej. I po raz kolejny zaryzykował - zastawił w banku wszystko i kupił w Szwajcarii maszyny do produkcji polimeru amorficznego za 14 milionów złotych. Wszystko szło dobrze, dopóki w 2006 roku ceny granulatu na światowych rynkach nie spadły o połowę. Do tego Unibax miał w Elanie 2 miliony złotych długu.

Dalszemu biegowi wydarzeń długo przyglądał się Urząd Ochrony Państwa, ale nikomu ostatecznie zarzutów nie postawił. Elana kupiła od Karkosika szwajcarskie maszyny za... 43 miliony. W dodatku dyrektorem nowo utworzonej spółki Elana PET został dotychczasowy szef Unibaksu. Co ciekawe, w roli negocjatora w rozmowach z Elaną wystąpił wówczas, znany dobrze w UOP, bydgoski biznesmen Mirosław Stajszczak.

Czas na Elanę nadszedł kilka lat później. Gigant z epoki socjalizmu zarządzany był dość nieporadnie przez NFI Fortuna. Karkosik po transakcji z maszynami nie był w Fortunie mile widzianym gościem. Ale już inny giełdowy rekin Zbigniew Jakubas - owszem. Elanę kupił więc Jakubas, po czym natychmiast odsprzedał Karkosikowi.

Wartość zakładu oszacowano na 43 miliony, czyli kwotę, za którą Karkosik sprzedał zakładowi szwajcarskie maszyny. Po latach biznesmen wyzna portalowi biznes.pl: "Spółka produkująca włókna w zasadzie straciła sens bytu. Ale Elana to był dosyć tani zakup. Zapłaciłem za nią ok. 10 mln USD, a same instalacje sprzedałem później za 15 mln USD. Poza tym w pierwszych latach Elana bardzo dobrze zarabiała. Koszt zakupu zwrócił się w zysku po pierwszym roku. I nadal teren Elany jest olbrzymi, przy dobrej lokalizacji w Toruniu ma ciągle ogromny potencjał."

Przejęcie za bezcen? Być może, ale trzeba oddać Karkosikowi sprawiedliwość, że po Elanę nie ustawiały się kolejki, a i nikt nie miał wówczas pomysłu na restrukturyzację.

Podobną okazją był pałac Zboińskich w Kikole, zamieniony po wojnie na ośrodek kolonijny. Za zabytek z 10-hektarowym parkiem, znanym między innymi z pobytu Chopina, Karkosik zapłacił rzeszowskiemu Instalowi 450 tys. zł. To miejsce, do którego dziś zapraszani są jedynie najbardziej zaufani goście. Wielka samotnia Karkosika, w której na piętrze światło nie gaśnie do późna w nocy.

Król lemingów

Pieniądze zarobione na Elanie pomogły Karkosikowi jeszcze silniej potrząsać giełdą. Jego konikiem były niedoszacowane spółki, których akcje dyskretnie skupował, a przejmując nad nimi kontrolę, wyprowadzał na prostą. Jedną z nich była Alchemia z Brzegu, znana z obróbki świńskich skór. Karkosik całkowicie zmienił profil jej działania i uczynił z niej polskiego lidera w produkcji rur. Kapitalizacja firmy w ciągu 10 lat wzrosła w tym czasie z kilkudziesięciu milionów do miliarda.

We wzajemnych powiązaniach spółek giełdowych gubili się nawet wytrawni gracze, więc wielu dla pewności śledziło każdy ruch inwestora i szło jego śladem. Żartowano nawet, że Karkosik powinien stworzyć fundusz inwestycyjny Leming, do którego natychmiast podczepiłoby się mnóstwo drobnych inwestorów.

W tym roku wyszło na jaw, że wśród "podczepionych" znajduje się m.in. Aleksandra Stajszczak, żona Mirosława. Była Miss Polonia w 1993 roku jest właścicielką akcji Boryszewa wartości około 55 milionów złotych.

Chętnych do podczepiania byłoby sporo, zwłaszcza wśród polityków. Ale tu Karkosik wyraźnie okazuje brak zainteresowania. Chyba że mogą być użyteczni, tak jak zdymisjonowany niedawno minister skarbu Mikołaj Budzanowski, który został członkiem zarządu i dyrektorem do spraw rozwoju Boryszewa. Gdy politycy widzieli w nim wybawcę upadające Stoczni Gdańskiej, Karkosik dyskretnie podziękował za propozycję: - Nawet tam pojechałem, obejrzałem, przeanalizowałem. Można powiedzieć, że zmarnowałem 3 dni - mówił w wywiadzie. Tych ostatnich udziela zresztą wyjątkowo rzadko i to niemal wyłącznie pismom związanym z giełdą. Z "Pomorską" początkowo umówił się na rozmowę, ale już następnego dnia jego telefon ogłuchł.

Gdzie dzwoni

W interesy z ludźmi Kościoła również wchodzi bez entuzjazmu. Owszem, dołożył z żoną (która uchodzi za osobę bardzo religijną) tu i ówdzie, wspiera swoją parafię w Kikole (ufundował m.in. kaplicę w Konotopiu), obowiązkowo uczestniczy w kolędzie, ale w rolę hojnego mecenasa raczej nie lubi się wcielać. Przez pewien czas wspierał Wyższą Szkołę Filologii Hebrajskiej prowadzoną przez franciszkanów, których nakłonił do utworzenia... kierunku biznesowego. Współpraca fundacji Karkosików z franciszkanami została jednak nagle przerwana wskutek sporów personalnych.

Krótka współpraca z o. Rydzykiem (telefonia komórkowa) była jednym z najmniej udanych przedsięwzięć Karkosika. Biznesmen szybko się z niej wycofał, a firmę sprzedał Zygmuntowi Solorzowi, co raczej entuzjazmu w kręgach Radia Maryja nie wzbudziło.

Również emocje sportowe były mu raczej obce, w przeciwieństwie do młodszego brata, Mirosława, który wiele razy angażował się w przedsięwzięcia sportowe. Przejęcie toruńskiego klubu żużlowego uznawane było z początku za ukłon poczyniony przez Karkosika w zamian za załatwienie kilku poważnych transakcji w Toruniu. Chyba jednak z czasem właściciel Unibaksu połknął bakcyla i dziś wydaje się mocno zaangażowany w czarną ligę. Nie zmieni tego zapewne ostatnia awantura związana z wycofaniem klubu z finałowego meczu. Karkosika będzie co prawda kosztowała sporo, ale ten gest wpisuje się w logikę jego działań biznesowych: nie ma miejsca na sztukę dla sztuki. Jeśli mecz osłabionej kontuzjami drużyny i tak skazany był na porażkę, lepiej zapłacić i nie tracić na niego czasu.

Zapięcie pasów

Na początku ubiegłego roku w branżowych serwisach pojawiła się informacja o sprzedaży warszawskiego Przedsiębiorstwa Badań Geofizycznych. Stu pracowników zapłaciło państwu za 85 proc. akcji 14,1 mln złotych. Skąd mieli na to pieniądze? Pożyczyli od Romana Karkosika, któremu sprzedali później akcje. W zamian inwestor dał wszystkim gwarancje zatrudnienia.

Skomercjalizowane w 2007 roku PBG to jedna z mniejszych firm w branży geofizycznej. Przed sprzedażą notowała 15 mln rocznego przychodu. Po co Karkosikowi geofizycy?

Krótko po zakupie PBG w innych instytucjach geofizycznych rozdzwoniły się telefony: "Facet chce, żebyśmy mu znaleźli złoto, jak tego złota nie dostanie, to nas rozgoni" - zwierzali się spłoszeni geofizycy z Warszawy kolegom w kraju.

Złoto, którego szuka spółka Krezus, leży w Gwinei (podobnie jak interesujące go boksyty). Ale u Karkosika nie ma mowy o gorączce. Pod ziemię sięga bardzo ostrożnie. Nie zaraził się również wirusem ropy i gazu, który rozłożył niektórych jego kolegów z listy najbogatszych. Woli nikiel i kobalt w Indonezji.

Surowce to zysk, na który trzeba poczekać. Bardziej namacalne pieniądze są do uzyskania na rynku motoryzacyjnym, w który konsekwentnie wchodzi Karkosik. Często podkreśla przywiązanie do produkcji - lubi widok maszyn i tirów wyładowanych konkretnymi produktami. Właściciele nowych samochodów (zwłaszcza tych ze stajni VW) mogą nie zdawać sobie sprawy, że siadają na fotelach i zapinają się pasami wyprodukowanymi z włókien produkowanych przez Elanę. Ołów z akumulatorów pochodzi z Baterpolu, płyn w chłodnicach z Boryszewa, a tlenki użyte w okładzinach hamulców - z hut Karkosika. W fabrykach Maflow (Włochy, Hiszpania, Brazylia, Chiny), przejętych w 2010 roku przez polskiego potentata (za zaledwie 120 mln zł), powstają również przewody klimatyzacji, hamulców i lpg.

Karkosik nie kryje, że chce być globalnym graczem. Porządkuje spółki, spogląda w coraz bardziej egzotyczne zakątki. Już 25 proc. przychodów zapewniają mu zagraniczne przedsięwzięcia.
Grupa kapitałowa Karkosika to obecnie 32 firmy produkcyjne oraz 20 firm handlowych i serwisowych na trzech kontynentach. W 11 krajach pracuje dla niego 15 tysięcy pracowników. Rocznie sprzedają produkty wartości ponad 6 miliardów złotych.

Większość zatrudnionych nigdy nie miała okazji zobaczyć właściciela. Bo Karkosik nie zasiada w zarządach. Kontroluje, żongluje, przestawia figury na szachownicy.

Po mnie choćby biznes

W 2004 roku Karkosik przejął Drugi Narodowy Fundusz Inwestycyjny. Nazwę zmienił na Krezus SA. Zapewne zna historię starożytnego lidyjskiego króla, bo w zaciszu wnętrz pałacowych lubi sięgać po dzieła starożytnych myślicieli. Wie zatem, że pławiący się w bogactwie władca rzucił się w ogień (według innych historyków skończył na wygnaniu).

Co chciałby pozostawić po sobie Roman Karkosik oprócz pałacu w Kikole i ogrodu z piękną kolekcją róż?

Na pewno nie darowiznę. W rozmowie z Pulsem Biznesu przyznaje, że perspektywa podzielenia się 40 proc. ze skarbem państwa jest dla niego nie do zaakceptowania. Dlatego założy fundację.

Prace nad lekiem na raka? Walka z głodem? Stypendia dla dzieci z ubogich rodzin? Bynajmniej - fundacja dla młodych z pomysłem na biznes.

Może mało romantyczne, ale na pewno konsekwentne.

Biznes musi się toczyć.

Ale na razie najbogatszy człowiek w regionie może spokojnie popijać ulubioną kawę (którą zawsze pochłaniał w wielkich ilościach). Najlepiej w sieci Coffee haeven, którą też sobie kupił.

Skarb pod Zatoką?

Potas to nowy pomysł Romana Karkosika. W drugiej połowie lat 60. podczas badań geologicznych w Zatoce Puckiej dowiercono się do złóż krystalicznego minerału o lekko czerwonym zabarwieniu. Okazało się, że pod wodą na głębokości około 600-800 metrów spoczywają potężne złoża polihalitu (uwodnionego siarczanu potasu, wapnia i magnezu). O ile w całym kraju złoża tej cennej soli szacuje się na 670 mln. ton, w okolicach Pucka jest go aż 597 mln. Co więcej, są to złoża bardzo korzystnie położone, w przeciwieństwie do tych w głębi Polski.

Czy wydobycie soli prowadzone pod dnem jest drogim przedsięwzięciem? - Łatwiejszym niż w przypadku kopalni węgla - wyjaśnia profesor Grzegorz Pieńkowski z Państwowego Instytutu Geologicznego. - Kopalnie lokuje się na brzegu, a pod wodą umieszczone są chodniki. Na powierzchni wody stają tylko szyby wentylacyjne, powietrze może być wtłaczane i bez nich.

Gdy tylko kontrolowana przez Karkosika spółka Mineralis wystąpiła o koncesję rozpoznawczą, w mediach rozgorzały spekulacje. Sól potasowa to główny surowiec do produkcji nawozów dla rolnictwa. Obecnie polskie koncerny importują ją głównie z Rosji i Białorusi. Kopalnia w Zatoce Puckiej mogłaby być poważną alternatywą. Ale czy tylko o to chodzi? Romana Karkosika może jednak interesować coś znacznie cenniejszego, bo z soli potasowej wyodrębnić można bardzo cenne izotopy potasu wykorzystywane zarówno w syntezie organicznej, jak i - w stopie z sodem - jako chłodziwo w reaktorach jądrowych. Jak znalazł w kontekście budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. A energia to jeden z koników największego polskiego finansisty. Do sukcesu jednak daleko.

- Nie ma wątpliwości, że zastrzeżenia będą mieli ekolodzy - przewiduje profesor Pieńkowski. - Chodzi o obszar w ramach sieci Natura 2000. O ile sama kopalnia nie stanowi problemu, to hałdy, które są nieuniknione przy wydobyciu - owszem. Bardzo trudny będzie etap konsultacji społecznych. Warto przypomnieć, że w ten sposób upadł już plan wykorzystania bardzo cennych suwalskich złóż tytanowo-magnetytowych.

Rozmowa z ADAMEM ROGUSKIM, publicystą Gazety Giełdy "Parkiet"

- Działania Romana Karkosika na giełdzie wielokrotnie budziły kontrowersje. Chodziło o wzajemne powiązania jego spółek. Na ile słuszne były to zarzuty?
- Rzeczywiście między firmami z portfela Romana Karkosika występowały krzyżowe powiązania właścicielskie, co powodowało, że wycena giełdowa jednej spółki miała wpływ na wycenę - i zarazem wyniki finansowe - innej. Ale tak było w przeszłości, już od dawna takich powiązań nie ma.

- Ale istnieje nadal grupa podążająca za ruchami potentata z Kikoła?
- Roman Karkosik to jedno z "gorących nazwisk" na naszej giełdzie - obok np. Mariusza Patrowicza, Krzysztofa Moski czy swego czasu Elżbiety Sjoeblom. Pojawienie się takiego inwestora w nowej spółce zazwyczaj wywołuje eksplozję notowań - w krótkim terminie. W przypadku inwestycji w akcje nigdy nie ma "pewnego sposobu", trzeba zawsze mieć świadomość ryzyka poniesienia straty. Dlatego zakup akcji powinien być poprzedzony analizą. Chyba że decydujemy się świadomie na ryzyko spekulacyjnej gry. Przed inwestowaniem w akcje "pod znane nazwiska" jakiś czas temu przestrzegała Komisja Nadzoru Finansowego. W tym kontekście nazwisko Karkosika może być wykorzystywane do próby wpłynięcia na kurs - vide np. rozsiewane pogłoski o zbieraniu przez niego akcji przeżywającego potężne problemy DM IDM SA.

- Nawet mistrzowi zdarzają się wpadki. Na czym pośliznął się Karkosik w swoich poczynaniach giełdowych?
- Trudno powiedzieć, czy Karkosik na jakieś swojej dużej inwestycji giełdowej stracił pieniądze. Myślę, że za najbardziej nieudane projekty - z punktu widzenia ogłaszanych zamiarów i późniejszej realizacji - można uznać zakup dwóch NFI.
Wobec Midasa było kilka różnych koncepcji, według ostatniej Karkosik chciał zbudować na bazie tej spółki koncern telekomunikacyjny, doszło do pamiętnego sojuszu z o. Rydzykiem (sieć komórkowa "W Rodzinie"). Ostatecznie spółka została sprzedana Solorzowi-Żakowi.
Wobec Krezusa planów też było dużo, skończyło się na niewielkich inwestycjach - w zakup udziałów w sieci salonów jubilerskich Eliza (należących zresztą do szwagierki miliardera) i sieci kawiarni Costa Coffee.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska