Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koń za wozem

Janina Paradowska, "polityka"

     Sojusz Lewicy Demokratycznej przegrał w Sejmie głosowanie o termin wyborów samorządowych. SLD chciał, aby odbyły się one już 16 czerwca, tymczasem cała reszta parlamentu powiedziała - nie. I słusznie zrobiła. Teraz SLD chce termin odwojować w Senacie i czyni niesłusznie. Można oczywiście przytaczać argument, że dla budżetu gminy czy miasta jest lepiej, gdy wybory odbywają się w czerwcu, a jesienią jest czas na pracę nad planami finansowymi. Ale jest to argument w tym przypadku zawodny. Gdyby wszystko było w samorządzie tak jak dotychczas, można byłoby terminem dowolnie manipulować. Reguły gry pozostają bowiem te same, zmienia się jedynie długość kadencji. Tym razem jednak zmienia się bardzo wiele i na dodatek nie jest do końca pewne, jak się zmienia.
     Wiadomo jedynie z grubsza, że wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast mają być wybierani w wyborach bezpośrednich, czyli w głosowaniu powszechnym. Tak jak prezydent państwa. To dobrze, gdyż wybory personalne zawsze budzą większe zainteresowanie mieszkańców, a więc jest szansa na wyższą frekwencję, jest też szansa na większą odpowiedzialność przed miejscową społecznością. Zakres tej odpowiedzialności trzeba jednak dopiero ustalić. Na razie nie wiadomo, jakie będą mieli uprawnienia wybrani wójtowie, burmistrzowie, prezydenci, jaki będzie podział tych uprawnień między nimi a radami. Tak naprawdę nie wiadomo więc, kogo i do jakich zadań będzie się wybierać. Ustalanie terminu wyborów zanim zasadnicze kwestie ustrojowe zostaną wyjaśnione to zwyczajne stawianie konia za wozem. Samorząd to zbyt poważna sprawa, by urządzać sobie tego typu zabawy dla doraźnego celu politycznego, niezbyt jasnego zresztą. Dlaczego SLD uważa, że w czerwcu wybory wygra, a jesienią je przegra? Nic na to nie wskazuje. Nie narodziła się na razie siła polityczna zdolna Sojuszowi zagrozić. Nie ma powodów do takiego strachu.
     Niepotrzebnie więc chce się Sejmowi i samorządom zafundować szaleńczy wyścig z czasem. Przecież, aby wybory mogły odbyć się w czerwcu, należy wszystkie ustawy przyjąć i ogłosić do 15 marca. Tymczasem cały proces legislacyjny ledwie się rozpoczyna. Czyli znów trzeba działać w pośpiechu, bez zastanowienia. Ponieważ jakość pracy Sejmu jest coraz gorsza, można się spodziewać, że w tym tempie urodzą się kolejne ustawowe potworki nadające się wyłącznie do zmiany tuż po uchwaleniu. Sens kalendarzy byłby więc następujący: najpierw uchwalenie ustaw, następnie ustalenie terminu wyborów, ale jednocześnie wyraźne zaznaczenie, że kadencja wybranych jesienią samorządów zakończy się za trzy i pół roku, a więc na wiosnę i już w następnych wyborach mamy termin wiosenny (najlepiej, gdyby był zgrany z terminem wyborów parlamentarnych). Takie postępowanie byłoby logiczne i racjonalne. Niestety, zbyt często logika i racjonalność przegrywają z polityczną taktyką.
     **

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska