Na gorąco

     Jestem ofiarą Helicobacter pylori. Ta wstrętna bakteria zastawiła sidła na mój żołądek dobrych kilka lat temu. Stres, życie w pośpiechu, jedzenie kanapek w biegu, w ostateczności hamburger lub trójkąt pizzy na stojąco w jakimś barze. Na efekty nie musiałam długo czekać. Helicobacter pylori atakuje zwykle jesienią lub wczesną wiosną. U mnie zaczęło się nietypowo - zimą. Ból w przełyku, ból żołądka, stan podgorączkowy, przez kilka miesięcy męczyłam się strasznie. Poddałam się kuracji antybiotykowej - powiedzmy sobie szczerze, końskiej, która na dwa tygodnie zupełnie ścięła mnie z nóg. Potem było już tylko lepiej.
     Właśnie wczoraj przyznano Nobla z medycyny. Otrzymali go dwaj australijscy naukowcy 54-letni Barry J. Marshall i 68-letni J. Robin Warren, którzy kilkanaście lat temu odkryli, że zapalenie żołądka oraz choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy są wynikiem zakażenia bakterią Helicobacter pylori. Dzięki temu skuteczne jest leczenie tej choroby za pomocą antybiotyków i leków hamujących wydzielanie soku żołądkowego, prosto i bezboleśnie dla pacjenta.
     Wczoraj była to dla mnie wiadomość dnia. Podejrzewam, że nie tylko dla mnie, ale i dla milionów ludzi na całym świecie, których męczyła i pewnie nadal będzie męczyć ta cywilizacyjna choroba. Za swoje okrycie naukowcy podzielą się po połowie okrągłą sumką 10 mln koron szwedzkich (ok. 1 mln euro). Dla mnie mogliby otrzymać choćby i dziesięć razy więcej.
     Nie wiem, czy w IV RP, którą zapowiada Lech Kaczyński będzie mi się żyło lepiej, ale wiem, że dzięki australijskim naukowcom żyję zdrowo.**