MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Holywoodzki Polański

Rozmawiała Joanna Grzegorzewska
Rozmowa z red. ZDZISŁAWEM PIETRASIKIEM, szefem działu kultury miesięcznika "Polityka"

     -__Miał pan okazję, jako jeden z nielicznych Polaków, być na Festiwalu Filmowym w Cannes. Słyszałam, że nie jest pan zachwycony "Pianistą"?
     - Uważam, że to film przyzwoity, dobrze zrobiony. Polański jest reżyserem mającym dobrą rękę, ale... Miałem jednak wrażenie, że film był chłodny i taki holywoodzki. Znając dobrze tę książkę, los Szpilmana, można było zrobić film bardziej przejmujący, bardziej zajmujący. Oczywiście, jest to moje odczucie, bo ludzie w Cannes płakali na tym filmie, po projekcji były kilkuminutowe owacje na stojąco. Ja natomiast oglądałem go z szacunkiem, ale bez wzruszeń. To dobre, solidne, porządne kino. I tyle. Tylko tyle.
     - Zachodnia publiczność i jury są zachwyceni, a polscy krytycy, podobnie jak pan, kręcą nosem. W czym tkwi problem?
     - Film jest tak pomyślany, takie mam wrażenie, aby zrozumieli go i Europejczycy, i Amerykanie. Być może, jak sugerują niektórzy komentatorzy, Polański chciał udowodnić, że można zrobić film holywoodzki poza Holywood. Może chce tam wrócić? Może chce powiedzieć: zobaczcie, jakie mogę zrobić kino! Widz światowy właściwie nic nie wie o Szpilmanie, Polsce, trochę może słyszał o holocauście. My, Polacy, lepiej znamy tę historię, mamy więc większe wymagania. Dlatego może opinie polskich wysłanników do Cannes były pozbawione zachwytów. Nie ma więc tu żadnego spisku ani złej woli. Myślę nawet, i to będzie paradoksalne, że "Pianista" będzie cieszył się większym powodzeniem w świecie niż w Polsce.
     - A jak ocenia pan zgodność scenariusza z dziennikami Szpilmana?
     - Jest to dość wierna adaptacja. A fragmenty, które są niemalże ilustracjami scen z książki, są największymi atutami filmu. Ale to już jest zabawa dla polskich widzów, którzy znają historię getta, Warszawy, znają dzieje Władysława Szpilmana.
     - Ze Złotej Palmy Polańskiego, cieszymy się tak, jakby "Pianista" reprezentował kinematografię polską, a przecież...
     - Francuzi mówią, że film jest ich, a my, że nasz. Ja trzymam się faktów, a fakty są takie: kiedy Polański odbierał Złotą Palmę, podziękował Polsce, Polakom, nawet polskim statystom. To było bardzo przyjemne. Dalej: oficjalnie film jest kooprodukcją francusko-brytyjsko-niemiecko-polską. Nie ma jednak w "Pianiście" dialogów w języku polskim. Niemcy mówią po niemiecku, ale polscy Żydzi tylko po angielsku. I kiedy nazwałem film Polańskiego międzynarodowym, stałem się dla niektórych Polaków wrogiem publicznym numer jeden.
     - Nie mamy więc mieć powodów do dumy?
     - Zadziwia mnie, a nawet śmieszy, ta próba podpisywania się pod triumfem Polańskiego. Mimo znaczącego udziału polskich współautorów, mimo faktu, że zdjęcia kręcone były w Warszawie, ten film nie ma nic wspólnego z polskim kinem.
     - Jak przyjęły werdykt jury francuskie media?
     - Od zachwytu aż po chłód. Ale proszę pamiętać: inaczej odbiera film krytyk - podczas pokazu prasowego kilka osób wyszło z kina w trakcie projekcji i inaczej widz, który siedzi w kinie, jeszcze inaczej jury. Werdykt jest rezultatem pewnego kompromisu. Do nagrody trzeba było wytypować film, który podobał się i Sharon Stone - mówię o tegorocznych jurorach - i Dawidowi Lynchowi, aktorce indonezyjskiej i reżyserowi z Danii. "Pianista" był filmem idealnym do Złotej Palmy, bo każdy może w nim znaleźć coś, co mu się spodoba.
     - Na festiwalu były lepsze filmy?
     - Moim zdaniem - tak.
     - Niektórzy twierdzą, że werdykt jury był polityczny. "Pianista" to historia Żyda, a więc holocaustu.
     - Temat był znaczący, ale nie wprost. "Pianista" to film ze swoistym happy endem. W czasach, kiedy żyjemy w lęku, kiedy świat nie otrząsnął się jeszcze po 11 września, kiedy ciągle słyszymy o zbrojnych konfliktach, w takich czasach ludziom potrzebna jest wiara w szczęśliwe zakończenia. A "Pianista" pokazuje, że wróg może być człowiekiem, że można liczyć na jego ludzkie odruchy. Poza tym Francja ma kaca po Le Penie, Cannes jest miastem, w którym głosował na niego... co trzeci mieszkaniec! Myślę więc, że zarówno ten francuski kac, jak i sytuacja po 11 września, spowodowały, że film pokazujący holocaust, dający jednocześnie wiarę w ludzkie trwanie, wyjątkowo trafia, właśnie teraz, do wyobraźni i wrażliwości widzów oraz jurorów.
     - Czy to oznacza, że Polański sięgnie teraz po Oscara?
     - Jest to bardzo możliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska