MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gra o Tormięs

Adam Willma
- Chcąc nie chcąc jestem związany z tym budynkiem. To co mnie spotkało po jego zakupie, było jak cios za ciosem: najpierw prawie dwa lata - jak dziś dowiedziono - niesłusznego aresztowania. Później, kiedy już byłem za kratami, mój dotychczasowy wspólnik posuwając się do podstępu oszukał nas.
- Chcąc nie chcąc jestem związany z tym budynkiem. To co mnie spotkało po jego zakupie, było jak cios za ciosem: najpierw prawie dwa lata - jak dziś dowiedziono - niesłusznego aresztowania. Później, kiedy już byłem za kratami, mój dotychczasowy wspólnik posuwając się do podstępu oszukał nas. Fot. Lech Kamiński
Rozmowa z Mieczysławem Raczkierem, toruńskim biznesmenem.

Tyle hałasu

Z zabytkowego budynku przemysłowego zostały już tylko smętne resztki
Z zabytkowego budynku przemysłowego zostały już tylko smętne resztki fot. Tytus Żmijewski

Z zabytkowego budynku przemysłowego zostały już tylko smętne resztki
(fot. fot. Tytus Żmijewski)

Tyle hałasu

Awantura związana z Tormięsem wybuchła w 1998 roku. Podupadające wówczas zakłady mięsne były łakomym kąskiem dla inwestorów, których interesowały głównie 4 hektary ziemi położone nieopodal centrum miasta. Właściciel rzeźni - Sokołów SA i fundusz inwestycyjny Foksal podjęli decyzję o sprzedaży firmy i postawieniu nowej przetwórni poza granicami miasta. W grę o Tormięs włączył się dyrektor Radia Maryja, który zadeklarował chęć przejęcia firmy. O. Rydzyk mógł liczyć na wsparcie "swoich" posłów, jednak to nie wystarczyło.

Ku zaskoczeniu wszystkich, jako nabywca udziałów Tormięsu wystąpiła Renata S., żona znanego notariusza. Jak się okazało, umowę wespół z S. zaaranżował toruński biznesmen Mieczysław Raczkier.

Plan przewidywał sprzedaż gruntów niemieckiemu inwestorowi. Przy Szosie Lubickiej stanąć miał hipermarket Real.

Niedługo później, ku zaskoczeniu wszystkich, Raczkier został aresztowany w związku z aferą tzw. łódzkiej ośmiornicy. Po aresztowaniu przedsiębiorcy notariuszowi udało się nakłonić żonę biznesmena do zniesienia współwłasności, w wyniku czego małżeństwo S. zawładnęło firmą.

Gdy Raczkier opuścił areszt (niedawno sąd orzekł o niewinności Raczkiera) i próbował wyegzekwować swoje prawa do Tormięsu, notariusz zażądał od niego spłaty "kosztów", jakie rzekomo poniósł. Część z nich okazała się prawdziwa - sąd uznał, że ówczesny wojewódzki konserwator zabytków (później wiceprezydent Bydgoszczy) przyjął 50 tys. złotych łapówki za odmowę wpisania budynków Tormięsu do rejestru zabytków.

Do tej pory toczy się kilka spraw związanych z osobą Jacka S. Zabytkowe obiekty XIX-wiecznej rzeźni dzisiaj są ruiną.

- Dziesięć lat temu wokół Tormięsu wybuchła burza. Od tamtego czasu kompleks zabytkowej rzeźni obrócił się w ruinę. Nie żal panu?

- Chcąc nie chcąc jestem związany z tym budynkiem. To co mnie spotkało po jego zakupie, było jak cios za ciosem: najpierw prawie dwa lata - jak dziś dowiedziono - niesłusznego aresztowania. Później, kiedy już byłem za kratami, mój dotychczasowy wspólnik posuwając się do podstępu oszukał nas.

- Formalnie Tormięs kupiła Renata S. żona notariusza, który był pana wspólnikiem. Dlaczego wówczas ukrył się pan za plecami S.?

- Proszę przypomnieć tamte emocje: Solidarność, protesty, wizyty ojca Rydzyka i posłów w zakładzie... Nie potrzebowałem takiego rozgłosu. Przedwstępną umowę z Funduszem Foksal i z Sokołowem zawarliśmy wspólnie z S. Później mój wspólnik zaproponował, że jako inwestor wystąpi jego żona. Pieniądze były moje, jego know-how. Aby zrealizować pomysł wykorzystałem pieniądze za sprzedaną wcześniej stację benzynową. Przez bank Pekao SA gwarantowałem zakup akcji pani S., a później spłacałem jej długi za zakupione akcje Tormięsu. Uzgodniliśmy z S., że podzielimy się zyskiem po 50 procent.

- Know-how za 50 procent? Sporo.

- S. był bardzo dobrym cywilistą, a cała operacja była trudna do przeprowadzenia. Zwykle kancelaria przy takiej operacji może liczyć na 10-20 procent. Tę transakcję potraktowałem jako duży bonus dla mojego wspólnika. Zysk miał być spory, posiadaliśmy już umowę przedwstępną z niemieckim inwestorem, który chciał na 4 hektarach budować hipermarket "Real".

W tamtym czasie miałem do S. całkowite zaufanie, traktowałem go po partnersku. S. skorzystał z tego zaufania, gdy zostałem aresztowany. Pojawił się u mojej żony, która była roztrzęsiona całą sytuacją. Skłonił ją do podpisania m.in. potwierdzonego przez sąd dokumentu potwierdzającego zniesienie współwłasności. Argumentował wówczas, że jeśli będzie występował jako jedyny właściciel, to niezależnie od mojego aresztowania będziemy mogli swobodnie sprzedać ziemię. Miał rzekomo zapłacić nam za to 3 miliony złotych. Oczywiście tych pieniędzy nigdy nie wpłacił, bo transakcja była pozorna. W tym momencie państwo S. stali się 100-procentowymi właścicielami. Gdy po 23 miesiącach wyszedłem z aresztu, zażądałem realizacji naszych uzgodnień. Wówczas S. próbował wyłudzić ode mnie kolejne, idące w miliony pieniądze za rzekome koszty, które poniósł w związku z "załatwianiem" spraw związanych z "Tormięsem". Oczywiście koszty głównie fikcyjne. Chodziło między innymi o łapówkę, którą wręczył konserwatorowi zabytków (kwotę tę zresztą również kilkakrotnie zawyżył!). Sprawa została zresztą wyjaśniona w sądzie i za tę próbę wyłudzenia S. został skazany na półtora roku pozbawienia wolności, które już odsiedział.

- Wraz z ziemią przejęliście funkcjonujący zakład. Co się stało z jego majątkiem?

- Próbowałem sprawdzić to w dokumentach w Krajowym Rejestrze Sądowym. Tam jednak nie ma żadnych sprawozdań. Poważne kwoty, które wpływały jeszcze na konto spółki, rozpłynęły się, kiedy pani S. została prezesem. Zniknęły pieniądze dla byłych pracowników (akcjonariuszy Tormięsu) i dostawców tusz. Co ciekawe, gdy zapadł wyrok skazujący na pana S., który był jednoznaczny z utratą przez niego prawa wykonywania zawodu notariusza, odebrałem sporo telefonów od poszkodowanych przez niego ludzi. Dziękowali mi, że ten pan nie będzie już sprawował urzędu wymagającego zaufania.

- Przez kilka lat możliwość sprzedaży gruntów po Tormięsie została zawieszona za sprawą pana roszczeń. Ale dziś jest już przedwstępna umowa w sprawie jej zakupu.

- Wcześniej ustanowiono na niej hipotekę prokuratorską na okoliczność ewentualnego wyroku i naprawienia szkody. Później sąd w Toruniu przychylił się do złożonego przez nas wiosną wniosku o zakaz zbywania nieruchomości. S. złożył jednak wniosek przeciwny, który został uwzględniony - sąd uchylił zakaz. Odpowiedzieliśmy wnioskiem o toczącym się postępowaniu karnym przeciwko S. W październiku spodziewany jest wyrok w tej sprawie.

- Były partner w interesach oskarżył pana również o wręczenie łapówek prokuratorom.

- Ta sprawa również dobiega finału. Śledztwo zakończyło się oczywiście umorzeniem. Wraz z prokuratorami wniosłem jednak wniosek o ściganie S. za powiadomienie organów ścigania o niezaistniałym przestępstwie i fałszywe oskarżenia. Jest już nieprawomocny wyrok, wskutek którego pan S. został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu. To zresztą nie jedyne takie oskarżenie ze strony S. Jest jeszcze jedno - o tym, jakobym, wraz ze swym pełnomocnikiem, posłużył się fałszywymi dokumentami. Gdy tylko doczekam się umorzenia tej sprawy, natychmiast złożę kolejne doniesienie w sprawie fałszywych oskarżeń. Pan S. musi też przed bydgoskim sądem wytłumaczyć się ze sprawy działania na szkodę PKO BP, gdzie występuje w roli oskarżonego o wyłudzenie prawie 10 milionów.

- Co, jeśli S. uda się sprzedać działkę po Tormięsie?

- Z tego, co wiem, podpisana została już umowa przedwstępna. Każdy potencjalny nabywca musi liczyć się z konsekwencjami prawomocnych wyroków sądowych. W umowie przedwstępnej jest zapis, że nieruchomość nie może zawierać żadnych ograniczeń. Pan S. zainkasował 6 milionów złotych zaliczki i zobowiązał się, że w ciągu pół roku wyczyści wszystkie sprawy. To zupełnie nierealne.

- Podobno chodzi o 43 miliony złotych?

- Dokładnie 43 306 000 zł. Umowę podpisała mało znana firma z Krakowa.

- Mieczysław Raczkier, jeden z największych toruńskich biznesmenów lat 90. dziś zajmuje się jeszcze biznesem?

- W niewielkiej skali. Prowadzę z żoną spółkę cywilną zajmująca się wynajmem nieruchomości. Mam nadzieję, że niebawem w spółce pojawi się mój syn, który skończył studia prawnicze. Po doświadczeniach z S. zwracam baczniejszą uwagę na to, z kim robię interesy.

- Zapowiadał pan, że nie chce dłużej mieszkać w Toruniu.

- I podtrzymuję to, co powiedziałem. Zbyt wiele upokarzających sytuacji mnie tu spotkało, o których trudno mi zapomnieć. Dlatego chciałbym zmienić środowisko. Biorę pod uwagę Trójmiasto.

- Okazały dom przy Lubickiej trafi w obce ręce?

- To jest grunt położony w dobrym miejscu, w sam raz na apartamentowce (śmiech).

- Ma pan dziś więcej czasu na swoje hobby?

- Nie aż tak dużo, ale staram się nie zaniedbywać fortepianu. Mam 100-letni austriacki instrument o pięknym brzmieniu.

- Własne kompozycje?

- Po części. Czas niestabilności emocjonalnej, który mam za sobą, sprzyja twórczości. Głównie grywam jednak klasyczne, uspokajające melodie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska