MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dr Paweł Machalski, prezes Zarządu Forum Rozwoju Energetyki Odnawialnej: - Ruch w tym interesie dopiero się rozkręca

Grażyna Rakowicz
- Mankamentem jest tu pewna niestabilność – wiatr nie zawsze wieje. Jednak pewnym antidotum na tę dysfunkcję może być coraz bardziej popularne i technologicznie możliwe na większą skalę magazynowanie energii. W dobie zawirowań geopolitycznych, wzrastających cen tych tradycyjnych paliw, trzeba jeszcze z większą mocą postawić na odnawialne źródła energii (OZE), które nie są zależne od  jakiegoś państwa czy od wspomnianej już sytuacji geopolitycznej, tylko od naszych polskich przyrodniczych uwarunkowań wewnętrznych. Gdy międzynarodowa sytuacja jest niepewna, to należy z jeszcze większą determinacją postawić na te wewnętrzne, polskie źródła energii - mówi w rozmowie z "Gazetą Pomorską" dr Paweł Machalski, prezes Zarządu Forum Rozwoju Energetyki Odnawialnej.
- Mankamentem jest tu pewna niestabilność – wiatr nie zawsze wieje. Jednak pewnym antidotum na tę dysfunkcję może być coraz bardziej popularne i technologicznie możliwe na większą skalę magazynowanie energii. W dobie zawirowań geopolitycznych, wzrastających cen tych tradycyjnych paliw, trzeba jeszcze z większą mocą postawić na odnawialne źródła energii (OZE), które nie są zależne od jakiegoś państwa czy od wspomnianej już sytuacji geopolitycznej, tylko od naszych polskich przyrodniczych uwarunkowań wewnętrznych. Gdy międzynarodowa sytuacja jest niepewna, to należy z jeszcze większą determinacją postawić na te wewnętrzne, polskie źródła energii - mówi w rozmowie z "Gazetą Pomorską" dr Paweł Machalski, prezes Zarządu Forum Rozwoju Energetyki Odnawialnej. Archiwum PPG
Obecnie mamy do czynienia niejako z nowym otwarciem. Według mnie stoimy przed dwiema możliwościami. Po pierwsze - albo zostanie przegłosowana nowelizacja z odległością 700 metrów przez większość sejmową (koalicję rządzącą bez opozycji) albo wróci - w toku poprawek sejmowych - odległość 500 metrów. Jeśli opozycja "zawetuje" te 700 metrów a Solidarna Polska pozostanie niechętna nawet takiemu kompromisowemu rozwiązaniu, to wówczas rząd zostanie zmuszony do przywrócenia pierwotnego projektu 500 metrów po to, aby odblokować KPO. Bo jest to jeden z kamieni milowych - mówi w rozmowie z "Gazetą Pomorską" dr Paweł Machalski, prezes Zarządu Forum Rozwoju Energetyki Odnawialnej.

W minionym tygodniu, połączone Komisje ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Samorządu Terytorialnego przeprowadziły pierwsze czytania projektów ustaw wiatrakowych, w tym rządowego...
Można powiedzieć tak - lepiej późno niż wcale. Można się też zastanawiać, dlaczego nastąpiło to dopiero tak późno – na początku 2023 roku, a nie kilka lat wcześniej... Z pewnością odblokowanie inwestycji w lądową energetykę wiatrową w Polsce jest niezbędne. Choćby dlatego, że mamy wojnę w Ukrainie i w jej efekcie wzrastające ceny energii, paliw i gazu. Tymczasem prąd produkowany przez elektrownie wiatrowe jest nawet czterokrotnie tańszy niż ten, który wytwarzają elektrownie konwencjonalne - węglowe. Nowelizacja ustawy wiatrakowej może w pewnej perspektywie czasu znacznie obniżyć rachunki za energię wielu polskim rodzinom. Oczywiście mankamentem jest tu pewna niestabilność – wiatr nie zawsze wieje. Jednak pewnym antidotum na tę dysfunkcję może być coraz bardziej popularne i technologicznie możliwe na większą skalę magazynowanie energii. W dobie zawirowań geopolitycznych, wzrastających cen tych tradycyjnych paliw, trzeba jeszcze z większą mocą postawić na odnawialne źródła energii (OZE), które nie są zależne od jakiegoś państwa czy od wspomnianej już sytuacji geopolitycznej, tylko od naszych polskich przyrodniczych uwarunkowań wewnętrznych. Gdy międzynarodowa sytuacja jest niepewna, to należy z jeszcze większą determinacją postawić na te wewnętrzne, polskie źródła energii.

Sejmowe komisje przyjęły poprawkę do rządowego projektu, która minimalną odległość wiatraka zwiększa z 500 do 700 metrów, ale wyłącznie od budynków mieszkalnych. W przypadku tych gospodarczych czy przemysłowych, odległość dalej wynosi 500 metrów. Pierwotnie projekt nowelizacji wyznaczał granicę na 500 metrach niezależnie od rodzaju zabudowy.
Odległość 500 metrów między wiatrakami a zabudową mieszkalną została wypracowana w toku wielomiesięcznych konsultacji z kilkudziesięcioma instytucjami branżowymi, a także w środowisku samorządowym. Czwartkowa nieoczekiwana poprawka komisji sejmowych przeczy temu szerokiemu konsensusowi! Propozycja 700 metrów stanowi oczywiście pewien kompromis w stosunku do tych dotychczasowych regulacji czyli ustawy 10H z 2016 roku ograniczających możliwości inwestycji w wiatraki na lądzie w promieniu dziesięciokrotności wysokości wiatraka od zabudowań mieszkalnych. To oznacza, że w obecnym stanie prawnym nie można stawiać wiatraków bliżej niż 2-2,5 km od domów, bo ich wysokość sięga nawet 250 metrów. Ustawa 10H z 2016 wyeliminowała z inwestycji wiatrakowych 99 proc. terytorium Polski. Z kolei obecna propozycja 700 metrów – jak wylicza Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej – ogranicza możliwości inwestowania w wiatraki na lądzie nawet do 60 proc. w stosunku do pierwotnego projektu rządowego z lipca 2022 roku, czyli gdy minimum jest 500 metrów. Reasumując, 700 metrów w stosunku do ustawy 10H jest pewnym kompromisem, natomiast w kontekście wypracowanego wcześniej konsensusu i sytuacji sprzed 2016 roku - pewnym ograniczeniem.

Natomiast komisje odrzuciły poprawkę o obowiązkowych referendach w gminach, które planują dopuszczenie budowy farm wiatrowych na swoim terenie. To dobrze czy źle?
Gdyby pozostawiono zapis o referendach, byłby to "kij w szprychy" dla rozwoju wiatraków na lądzie. Dlaczego? Bo wiemy jak żmudna, trudna i czasochłonna jest procedura organizowania takiego lokalnego referendum. Wiemy też, że kluczowe znaczenie ma tutaj frekwencja. To wszystko mocno ograniczyłoby wiatrakowe inwestycje na lądzie.

Ustawa wiatrakowa pozwoli na partycypację lokalnej społeczności w korzyściach z lokalizacji na danym terenie elektrowni wiatrowej?
Warto tu wspomnieć o rządowej poprawce z 13 grudnia 2022 roku, która umożliwia lokalnej społeczności udział w korzyściach, jakie niesie lokalizacja elektrowni wiatrowej na terenie gminy. Dając jej mieszkańcom możliwość objęcia do 10 proc. mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej. Tyle będą mieli do dyspozycji jako prosumenci wirtualni, czyli osoby, które jednocześnie produkują i konsumują tę energię.

Co to oznacza dla nich w praktyce?
Mieszkańcy będą mogli - na preferencyjnych warunkach i niejako w pierwszeństwie - korzystać z tych 10 proc. energii z wiatraka czy z farmy wiatrowej na terenie swojej gminy. Zatem będą partycypować w korzyściach płynących z tej inwestycji. Jako odbiorca końcowy w gospodarstwie domowym na zasadzie dobrowolności będą mogli przystępować do umowy z danym inwestorem i na jej podstawie zostać tym wirtualnym prosumentem. W ten sposób poprzez spółdzielnie czy klastry energii lokalni inwestorzy, samorządy i rolnicy wytworzą energię na własne potrzeby na obszarze swojej bądź kilku sąsiadujących ze sobą gmin. W przypadku spółdzielni energetycznych – trzech. Natomiast w przypadku klastra energii, na obszarze jednego powiatu - do pięciu gmin. W ramach jednego operatora systemu elektroenergetycznego.

Samorządy na tę ustawę wiatrakową czekają?
Z niecierpliwością. Obowiązująca obecnie ustawa 10H przez ostatnie siedem lat niemal całkowicie wyhamowała inwestycje w wiatraki na lądzie. A przecież są one także źródłem dochodów dla samorządów, chociażby z podatków CIT płaconych przez inwestorów wiatrakowych na rzecz właściwej gminy. Co istotne, samorządy mogą partycypować w tych profitach płynących z instalacji wiatrakowych poprzez wspomniany wcześniej status wirtualnego prosumenta, ale też same zainwestować w wiatraki. Elektrownie wiatrowe mogą stanowić też część hybrydowych instalacji OZE w połączeniu z fotowoltaiką czy biogazownią w ramach rozwiązań energetyki rozproszonej i obywatelskiej – w ramach spółdzielni energetycznych bądź klastrów energii. To wszystko sprawia, że wiatraki na lądzie – czy pojedyncze, czy tworzące farmę wiatrową – mogą być istotnym elementem zapewniania bezpieczeństwa energetycznego na poziomie lokalnym. Tej Polski samorządnej.

Czy ustawa wiatrakowa w takim kształcie kończy spór o tego rodzaju inwestycje i przybliża nas do KPO?
W kontekście ustawy wiatrakowej kluczowe będą najbliższe tygodnie, a zatem obrady Sejmu. Chodzi tu o kontrowersyjne - mimo wszystko - 700 metrów zastępujące wypracowane w drodze konsultacji te 500 metrów. Obecnie mamy do czynienia niejako z nowym otwarciem. Według mnie stoimy przed dwiema możliwościami. Po pierwsze - albo zostanie przegłosowana nowelizacja z odległością 700 metrów przez większość sejmową (koalicję rządzącą bez opozycji) albo wróci - w toku poprawek sejmowych - odległość 500 metrów. Jeśli opozycja "zawetuje" te 700 metrów a Solidarna Polska pozostanie niechętna nawet takiemu kompromisowemu rozwiązaniu, to wówczas rząd zostanie zmuszony do przywrócenia pierwotnego projektu 500 metrów po to, aby odblokować KPO, bo jest to jeden z kamieni milowych. Przypomnę, że z Unią Europejską była negocjowana właśnie odległość 500 metrów, która jest standardem zdecydowanej większości państw w Europie. W tej sytuacji 700 metrów pozostaje pewną niewiadomą. W mojej opinii ta ostatnia poprawka komisji jest zbędna i może tylko niepotrzebnie przedłużyć proces legislacyjny.

Zapytam jeszcze o rządowy program "Energia dla wsi"
Polska wieś to obszar szczególnego potencjału rozwoju OZE, w dużo większym stopniu sprzyjający tego typu inwestycjom niż tereny miejskie. W mieście raczej nie postawimy wiatraka, no może gdzieś na peryferiach. Biogazownia co prawda jest możliwa, ale co najwyżej komunalna gdzieś przy oczyszczalni. Natomiast wieś i obszary około rolnicze obfitują w bardzo dobre warunki do rozwoju inwestycji biogazowych, fotowoltaicznych i wiatrakowych, oczywiście przy zachowaniu minimalnej odległości gwarantującej komfort życia. Polska wieś sprzyja zatem całemu kompleksowi OZE w pełnym zielonym kolorycie. Jedyną dysfunkcją, która do tej pory ograniczała rozwój tego potencjału, był deficyt środków. Stąd "Energia dla wsi" - program rządowy i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, na który przeznaczono ponad 1 mld zł, umożliwi rolnikom ubieganie się o dofinansowanie na całe spektrum OZE. Tu w grę wchodzą wiatraki, fotowoltaika, magazyny energii, małe elektrownie wodne i kluczowe na obszarach wiejskich – biogazownie. Gdy o nie chodzi, to do tej pory takiego wsparcia nie było. W Polsce na terenach rolniczych mamy ich dopiero nieco ponad sto. A nie mamy jeszcze żadnej biometanowni wytwarzającej biometan o parametrach zbliżonych do gazu ziemnego. Ruch w tym interesie dopiero się rozkręca, a jest to ogromny potencjał. Program ten pomoże obniżyć rolnikom koszty produkcji rolnej, bo przecież energia jest obecnie droga i cenowo niestabilna. Może być taką dźwignią dla rozwoju rolnictwa, ale pod jednym warunkiem – musi być zapewnione wsparcie informacyjne i merytoryczne dla rolników, ułatwiające im wypełnianie dość skomplikowanych wniosków. Dostrzegam tu rolę ARiMR oraz wykwalifikowanych pracowników samorządowych urzędów gmin.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska