Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

D.A.G. To on niszczył cysterny

Wojciech Mąka [email protected] tel. 52 32 63 149
Henryk Nadolski narysował plan fabryki z pamięci. Na miejscu okazało się, że wszystko zapamiętał doskonale.
Henryk Nadolski narysował plan fabryki z pamięci. Na miejscu okazało się, że wszystko zapamiętał doskonale. fot. autor
- Wszyscy z wydziału mieli żółte włosy, twarze i ręce. Taki był skutek działania kwasów - mówi Henryk Nadolski. Jest jedynym jak dotąd odnalezionym świadkiem, który pracował na wydziale NC-Betrieb niemieckiej fabryki amunicji D.A.G. w Bromberg.

Zobacz

Więcej informacji z Bydgoszczy na stroniewww.bydgoszcz.pl

Tak przeżyłem II "wojnę światową

Tak przeżyłem II "wojnę światową

Wojenne wspomnienia pana Mariana Kruga z Bydgoszczy koncentrują się wokół rozbiórki synagogi, która stała przy ul. Jana Kazimierza 7. - Byłem w obozie pracy dla młodzieży męskiej. Utworzono go 15 listopada 1939 roku, a do prac przystąpiliśmy w styczniu 1940 roku. Miałem wówczas siedemnaście lat. Codziennie szliśmy grupką 12-15 chłopców, oczywiście pod nadzorem Niemców. Ja byłem przydzielony do oczyszczania cegły rozbiórkowej, którą Niemcy później przerzucili na inne budowy w mieście. Raz matuchna chciała mi coś podrzucić do jedzenia. Niestety, torebkę z jedzeniem zauważył jeden z SS-manów. Wściekły podeptał kanapki. Matuchna uciekła przerażona. Żołnierz wziął młotek murarski, którym oczyszczałem cegłę i zaczął mnie nim okładać po głowie. Przez kilka dni mocno gorączkowałem i nie byłem zdolny do ciężkiej pracy. Potem zostałem gońcem w obozie. Po jego zamknięciu, 15 maja 1940 roku, uniknąłem wywiezienia na roboty do Niemiec. Taki los spotkał wszystkich moich współwięźniów - opowiadał nam pan Marian na łamach "Albumu bydgoskiego". Podzielcie się Państwo z nami swoimi wojennymi wspomnieniami. Pokażcie zdjęcia z rodzinnych albumów.

Opublikujemy je na naszych łamach. Autorom wspomnień zrewanżujemy się naszymi wydawnictwami: do wyboru są "Album bydgoski" (7 tomów), "Album toruński" lub "Most Królowej Jadwigi" (3 tomy).

Czekamy na Państwa telefony pod numerem 52 3263 215 oraz na maile pod adres: [email protected] Mogą też Państwo pisać do nas listy pod adres: Gazeta Pomorska, ul. Zamoyskiego 2, 85-063 Bydgoszcz z dopiskiem "Wojenne wspomnienia".

Henryk Nadolski pamięta wszystko. Podczas II wojny światowej, jako kilkunastoletni chłopak został skierowany do pracy w bydgoskiej filii zakładów Dynamit AG. Fabryka produkowała prawie wszystkie rodzaje używanej przez niemiecką armię amunicji. W Bydgoszczy (wówczas - Bromberg) produkowano nitroglicerynę, nitrocelulozę i proch, którym napełniano łuski pocisków.

Dawnymi ścieżkami
Dzięki uprzejmości Zakładów Chemicznych "Zachem" możemy wejść na dawny teren D.A.G. Interesuje nas obszar, na którym Henryk Nadolski pracował w latach 1943 -1944: wydział NC-Betrieb. Mamy znaleźć budynki zapamiętane przez Nadolskiego.

- To był magazyn kwasów, na piętrze stały wielkie zbiorniki - opowiada Nadolski. - Budynek nie miał okien, tylko duże otwory wentylacyjne w ścianach. Naszym zadaniem było przepompowanie kwasu azotowego z cystern do zbiorników w budynku. Dwie lub trzy cysterny kolejowe przetaczano pod budynek. Z budynku "Gebaude 201" wystawało coś w rodzaju rampy.

Musieliśmy odkręcić luk cysterny i wprowadzić tam rurę. Z drugiej strony cysterny pompowano sprężone powietrze. W ten sposób kwas przetaczano do zbiorników w budynku.

Biegiem do laboratorium
Proces produkcji amunicji w D.A.G. w Bydgoszczy był długotrwały i wyjątkowo niebezpieczny.

Na wydziale NC-Betrieb wytwarzano nitrocelulozę. Jest to najważniejszy składnik tzw. bezdymnego prochu strzelniczego, który znajduje się w łuskach pocisków. Jest produkowany z celulozy, substancji pochodzącej z drzew liściastych. Po zmieszaniu z kwasem azotowym, gdy jego zawartość w celulozie przekroczy 12 procent, powstaje nitroceluloza, która już jest materiałem wybuchowym.

Dotąd znaliśmy tylko pisemną relację jednego świadka - Henryka Kocerki. Polak pracujący przy wirówce opisuje efekty nieostrożnego obchodzenia się z maszyną: "To nie był pożar, tylko wybuch dymu powstałego w wyniku uderzenia metalowym hakiem o ścianę wirówki, na której osadziła się nitroceluloza nasycona stężonym kwasem azotowym".

- Zawartość każdej cysterny z kwasem musiała być zbadana - mówi Henryk Nadolski. - To było moje zadanie. Musiałem wyciągać próbki kwasu i biegać z nimi do laboratorium. Dopiero po odpowiednich testach mogliśmy przetaczać kwas.

Nadolski pamięta doskonale, że około 150- 200 metrów od magazynu stał budynek z wirówkami, w których mieszano kwas azotowy z nitrocelulozą. - Na piętrze, gdzie wtłaczano kwas do mieszalników, pracowały kobiety. Mówiły po rosyjsku, ale wiedzieliśmy, że są Ukrainkami.

Piętro niżej przy wirówkach pracowali już tylko Polacy, mężczyźni. Wszędzie stały zbiorniki z wodą, na wypadek gdyby ktoś zetknął się z żółtą masą z wirówek albo kwasem. Wszyscy, którzy tam pracowali, mieli żółte włosy, twarze i ręce. Często dochodziło do czegoś w rodzaju eksplozji. Pokrywa wirówki wtedy odskakiwała. Ale płomienia nie było widać. Tylko dym.

Piaskiem w osie

Uwaga czytelnicy!

Wszyscy, którzy kupią pierwsze pięć tomów "Historii II Wojny Światowej", będą mogli odebrać od "Gazety Pomorskiej" : orzełka - znaczek do przypięcia.

Prezenty będą do odbioru w oddziałach "Gazety Pomorskiej" od 10 listopada.

Szczegóły już wkrótce w papierowym wydaniu Gazety...

Nadolski pamięta Polaka, który pracował w laboratorium.

- Często rozmawialiśmy. Miałem pokrwawione palce od odkręcania pordzewiałych śrub przy wlotach do cystern. Za którymś razem, może nabrał do mnie zaufania, a może chciał wykorzystać moją młodzieńczą głupotę, powiedział, żebym sypał piasek do odpowiednich miejsc wagonów. Przy podwoziu, tam gdzie kończy się oś, była mała klapka do smarowania czopu. Po otwarciu sypałem tam piasek. Jeszcze lepszy był cement... Miałem nawet notes z numerami tych wagonów... Sprawdzałem, czy przyjeżdżały pod magazyn. I nie przyjeżdżały.

Świadek opowiedział jeszcze jedną wstrząsającą historię.

- Odpowiadającym za przetankowywanie kwasu z cystern był Jasiu, nie znam nazwiska. Wiele lat starszy ode mnie. On obsługiwał pompę powietrza. Maksymalne ciśnienie, pod którym tłoczono powietrze do cysterny, żeby wypchnąć kwas, wynosiło 2 atmosfery. Przy opróżnianiu jednej z cystern był kłopot. Mimo wtłaczania powietrza nic się nie działo. Jasiu powiedział do mnie, żebym poszedł posłuchać, czy cysterna pracuje. Zawsze przy tankowaniu było słychać, że cysterna "strzela" wewnątrz. Podszedłem - nic się nie działo. Nagle usłyszałem huk. Coś kapnęło mi na twarz i rękę. Zacząłem uciekać jak szalony, uderzyłem czołem o następny wagon. W tym pędzie złapał mnie Jasiu. Zawlókł do zbiornika z wodą i prawie mnie utopił... Okazało się, że cysterna pękła, dostałem rozbryzgami kwasu. Ślady na skórze mam do dziś. Trafiłem do niemieckiego lekarza. Czymś przemywali mi oko. Potem, dopiero w domu, zobaczyłem, że mam dziurę w prawym przedramieniu. Zdumiewające - widziałem własną kość, ale ani kropli krwi. Potem okazało się, że jakiś element układu cysterny był zatkany, dlatego pękła. Niemcy nic do mnie nie mieli. Ale Jasia potem już nigdy nie widziałem.

Chodzimy po terenie "Zachemu". Nadolski nawet zrobił szkic budynku, w którym pracował. Nie możemy go znaleźć. Może został wyburzony po wojnie.

Trafiamy jednak do budynku, w którym kiedyś były wirówki. Wysoki na cztery piętra, na ścianach balkony i schody - służyły do szybkiej ewakuacji pracowników. Ten budynek Nadolski pamięta.

Dziś strażacy wykorzystują go do ćwiczeń wysokościowych. Jest przeznaczony do rozbiórki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska