MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co łowić w maju

Jotos

     Kiedy człowiek ma chwilę czasu aby pójść na ryby, natychmiast psuje się pogoda. W miniony weekend ciśnienie baryczne spadło, północno-zachodni wiatr przygnał zimno i deszcz, a w niedzielę lało na dobre. Jak widać, aura nie tylko ze wschodu, ale i z unijnych okolic dla wędkarzy niełaskawa. Marnie pewnie w Brukseli wynegocjowana.
     Maj, to dobry miesiąc na połów szczupaków. Wymęczone tarłem, wygłodniałe chętnie atakują przynętę. W zeszłą sobotę wybrałem się nad Brdę, aby po dłuższej przerwie spróbować sił ze spinningiem. Biczowałem wodę z półtorej godziny, ale szczupaki nie brały. Wiem, że dranie w rzece są, przyczaiły się w zielsku i bimbają sobie z wędkarzy. Pod koniec ubiegłego roku w tym samym miejscu po trzech bodaj rzutach złowiłem szczupaka dobrze ponad kilogramowego. Po kolejnych pięciu, sześciu rzutach wyholowałem już szczupaka prawie dwuipółkilogramowego. Co mógłbym wyciągnąć z wody, gdyby sytuacja powtarzała się i po każdym podwojeniu ilości rzutów przynętą podwajałaby się również waga ryby? W odróżnieniu jednak od polityków wędkarz wie kiedy i jak skończyć zabawę, więc pojechałem do domu.
     W tym miesiącu dobrze biorą liny żerujące już intensywnie, gdy temperatura wody osiągnie 15 st. C, a nie przekroczy 25 st. C. Najwięcej linów i w dodatku duże sztuki złowiłem właśnie w maju. W niewielkich zbiornikach śródpolnych i jeziorkach leśnych ryby najchętniej gustowały w rosówkach, a tam gdzie występowały raki amerykańskie także w szyjkach rakowych. Największego jednak w życiu lina - ważył 2,05 kg - złowiłem prawie po sezonie na te ryby, bowiem 16 września i w pogodę od dłuższego czasu paskudną: wietrzną, zimną i dżdżystą. Lin pomylił rolę ze szczupakiem. Połknął bowiem karasia z gruntówki zastawionej na drapieżcę. Rzecz o tyle ciekawa, że żywiec był spory, a kotwiczka też niemała. Problem był z lądowaniem ryby, gdyż brzeg okazał się zbyt wysoki na wyślizg, a podbierak "odpoczywał" w domu.
     Kiedy, jak kiedy, ale na dorsze też najlepiej wybrać się w maju. Jest ciepło i wiosenne sztormy na Bałtyku w zasadzie się skończyły. Dorsze natomiast przynęty atakują z impetem, aby nabrać kondycji przed rozrodem. Nie wymieniam armatorów, którzy świadczą wędkarzom usługi transportowe kutrami na łowiska i z powrotem (wtedy, jak ktoś "po pijaku" nie wypadnie za burtę!), ponieważ nikt mi za to nie płaci. Mogę jednak doradzić państwu, gdzie pojechać. Kto zamierza łowić większe sztuki, proponuję mu Władysławowo. Trzeba jednak przed wyprawą uzbroić wędki w pilkery o wadze 200-300 g, a kołowrotki wyposażyć najlepiej w mocne, nierozciągliwe plecionki. Głębokość łowisk pod Władysławowem sięga 55-70 m i wędkowanie zbyt lekkim sprzętem byłoby utrudnione. Na łowiskach pod Darłówkiem i Łebą - złowiłem tam dorsza 10-kilogramowego! - gdzie głębokość wody utrzymuje się w granicach 20-30 m, przy niebyt szybkim dryfie wystarczą pilkery 100, 150-gramowe, a na kołowrotkach dość mocna lecz nie za gruba i miarę nierozciągliwa żyłka. Najlepiej odporna na wodę morską.
     Życząc państwu przysłowiowego połamania kijów w zmaganiach ze szczupakami, linami i dorszami, żegnam, gdyż właśnie zbliża się wieczór, a ja wyjeżdżam na... węgorze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska