Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcą budować Mysią Wieżę i chełmiński ratusz

(mona)
Jan Machała pokazał Mieczysławowi Misiaszkowi swoje małe dzieła
Jan Machała pokazał Mieczysławowi Misiaszkowi swoje małe dzieła fot. (mona)
Jan Machała do Wierzbowa przeniósł się z Bydgoszczy. Przywiózł tu wyposażenie małej pracowni, gdzie przez 40 lat wyrabiał wyjątkowe przedmioty. Z pomocą "Pomorskiej" swój warsztat przekaże do LGD "Zakole Dolnej Wisły".

Jak mówi, gdy w 1977 roku zobaczył różne wyroby rękodzieła artystycznego, które można było kupić tylko w sklepach tej sieci, był zafascynowany.

- Sieć sklepów cepeliarskich istniała wtedy w wielu miastach - mówi Jan Machała. - A ja, widząc to, co sprzedawali, poczułem, że potrzebuję jakiegoś kontrastu do mojej pracy i że właśnie go znalazłem. Byłem nauczycielem, ale zapragnąłem spróbować swoich sił w pracach manualnych. Któregoś razu wyszliśmy z żoną na spacer po Bydgoszczy. Szukała dla mnie prezentu urodzinowego, myślała o zegarku. Ten pomysł nie spodobał mi się, ponieważ bardzo chciałem zacząć prace cepeliarskie a brakowało mi sprzętu. Poprosiłem więc, aby kupiła mi piłę mechaniczną do cięcia drewna. Może mało romantycznie, ale chciałem jak najszybciej zacząć tworzyć.
Pierwsze prace powstawały w kuchni. Pan Jan długo miejsca tam jednak nie zagrzał.
- Żona szybko przepędziła mnie do piwnicy - śmieje się wspominając. - Te w blokach są zazwyczaj malutkie, ale moja była bardzo okazała. Podzieliłem ją nawet na dwie części. W pierwsze zainstalowałem potrzebne maszyny i narzędzia, natomiast w drugiej składałem wszystkie elementy. Szukając inspiracji odwiedzałem skanseny i miejsca, w których można przyjrzeć się z bliska sztuce ludowej. Najpierw zacząłem wytwarzać drobne elementy, z czasem przeszedłem na skalę masową. Zapisałem się nawet do stowarzyszenia sztuki ludowej cepeliarskiej. Wszystkie prace dostarczałem do punku w Bydgoszczy, a oni - do Poznania.

Ze sprzedażą tego, co wykonał, nigdy nie miał problemów.
- Na wynagrodzenie za pracę też nie musiałem długo czekać, pieniądze docierały zgodnie z umową - dodaje. - Ale - do czasu. W 1989 roku zostałem źle potraktowany, nie dostałem całej zapłaty za towar. Postanowiłem otworzyć własną działalność gospodarczą i znalazłem stałych odbiorców między innymi na: Mysią Wieżę, Krzywą Wieżę, Flisaka z Torunia, gospodarstwa i zagrody wiejskie wykonane z elementów drewnianych. Od 1989 do 2010 roku zawsze miałem zbyt na swoje małe dzieła. Najwięcej przyjemności sprawiało mi wykonywanie tych w drewnie lipowym, np. Baszty Żnińskiej, Krzywej Wieży w Toruniu, latarni morskiej, różnego rodzaju zagród wiejskich. Odbiorcą moich pracy było m.in. PTTK Kruszwica i punkty sprzedaży sztuki ludowej w Toruniu.

Dziełem życia miał być przepiękny zamek krzyżacki. Był już w trakcie tworzenia, ale wtedy Machałowie zdecydowali o przeprowadzce. Pech chciał, że podczas przewozu rzeczy, zamek gdzieś się zagubił.
- Dzieci nie poszły w moje ślady. Syna w ogóle to nie interesowało, został tłumaczem języka angielskiego, a córka jest prezesem spółki żelaznej - mówi pan Jan. - A ja chciałbym, aby to co tworzyłem przez te lata, nie zmarnowało się.

I z tym przyszedł do zaprzyjaźnionej "Pomorskiej". Poprosił o znalezienie kogoś godnego przekazania mu warsztatu pracy. Trafiliśmy w "dziesiątkę" dzwoniąc do Mieczysława Misiaszka, wójta gminy Kijewo Królewskie, w której funkcjonuje jedna z najbardziej prężnych Lokalnych Grup Działania w naszym województwie.
- Chętnie zasilimy naszą LGD sprzętem, dzięki któremu uda się na rynek wprowadzić nowe wyroby rękodzielnicze - ucieszył się Mieczysław Misiaszek. A kilka dni później, wspólnie z prezesem "Zakola" Krzysztofem Nowackim odwiedził Jana Machałę.
- Służę wsparciem jako instruktor, mogę nauczyć zainteresowanych wytwarzania różnych przedmiotów - zapewnia Jan Machała. - Choć wiem, że teraz nie jest sztuką coś zrobić, ale to sprzedać. Dla mnie zawsze najlepszym okresem był maj i połowa czerwca, wtedy - z pomocą pani sołtys - robiłem tysiąc Mysich Wież. To była zawrotna ilość, jak na nasze możliwości. Sprzedawały się na pniu w Kruszwicy, zwłaszcza kiedy przyjeżdżały wycieczki szkolne. Każde dziecko chciało mieć pamiątkę, a to było coś na uczniowską kieszeń.

Członkowie LGD już mają plan, jak wykorzystają warsztat pana Jana.
- Jesteśmy gotowi do działania, na pewno stworzymy wiele fajnych rzeczy - mówi Anna Polak z LGD "Zakole Dolnej Wisły". - Nastawiamy się na tworzenie miniaturek chełmińskiego ratusza, Bramki Grudziądzkiej i laleczek ludowych.
Pan Jan zdradza, że coś drobnego ze swojego warsztaciku zostawi także dla siebie. Tak, by mieć jak podłubać, gdy najdzie go tęsknota za tym, co robił przez wiele lat. Jednak teraz chce oddać się innemu zajęciu, które również jest jego pasją, czyli dbaniu o ogród i swoje małe wierzbowskie siedlisko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska