MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Była pracownica PUP w Tucholi: Bałam się o swoje zdrowie

Agnieszka Schreiber-Gut
na potwierdzenie swoich słów pokazała dokumenty
na potwierdzenie swoich słów pokazała dokumenty A. Schreiber-Gut
Zwolniona pracownica Powiatowego Urzędu Pracy przedstawia swoją wersję wydarzeń.

Kobieta zgłosiła się do nas i opowiedziała, co skłoniło ją do podjęcia tak radykalnych działań, jak pisanie skarg do instytucji państwowych.

Nierówne traktowanie pracowników?

W PUP była zatrudniona od 2000 r. z cyklicznymi przerwami. Najpierw pracowała w ramach robót publicznych, a od 2005 r. na umowy o pracę na czas określony. Zajmowała wówczas stanowisko pomocy administracyjnej.

- W styczniu 2010 r. poszłam do pani dyrektor z prośbą o wyjaśnienia, ponieważ zatrudniła trzy osoby z dużo krótszym stażem ode mnie. Zapytałam, dlaczego mnie tak traktuje, że muszę iść na przerwę, a kolejne osoby zostały zatrudnione. Zwróciłam uwagę, że są to osoby, które nie mają kierunkowego wykształcenia, przynajmniej dwie z nich. Odpowiedzi nie dostałam. Na otarcie łez zaproponowano mi zawarcie pozrozumienia, na mocy którego objęłam stanowisko referenta - mówi była pracownica.

Podkreśla, że umowy na czas nieokreślony nie otrzymała, bo według wyjaśnień dyrektorki, nie było takiej możliwości.

Wiadomości z Tucholi

W pomieszczeniu była wilgoć

Nasza rozmówczyni była bardzo zdziwiona słowami dyrektorki PUP, która na łamach "Pomorskiej" stwierdziła, że jeśli były jakieś niejasności w urzędzie, to pracownica powinna ją o tym powiadomić, zanim napisała skargi.

- Dla mnie było to krępujące, ponieważ świadczyłam pracę w pomieszczeniu, w którym na jednej ze ścian była wilgoć. Niewykluczone, że był tam też grzyb. Ale to sprawdzi Państwowa Inspekcja Sanitarna, która pobrała próbki - opowiada nasza rozmówczyni.

Wyjaśnijmy, że przebywała w pomieszczeniu, w którym znajdowały się akta składowane odkryte.

Była pracownica podkreśla, że dopiero po kontroli wspomnianej instytucji została przeniesiona do innego pomieszczenia. - Tam, gdzie świadczyłam pracę, teraz wchodzi się w fartuchu, rękawiczkach i masce na twarzy. A ja tam przebywałam przez osiem godzin bez żadnego ochronnego stroju. Mój dzień pracy wyglądał tak: zakładam szal, otwieram okna i tak pracuję. Zawsze bałam się tego, czy przypadkiem nie zapłacę za to później zdrowiem - zaznacza.

Przeczytaj również: Tuchola. W Powiatowym Urzędzie Pracy usuwano dokumenty

Nie dostała zgody na kształcenie

Nasza rozmówczyni chciała też podnosić swoje kwalifikacje i wystąpiła z odpowiednim wnioskiem do dyrektorki PUP. - W 2010 roku, będąc na studiach magisterskich, po raz pierwszy wystąpiłam z wnioskiem do pani dyrektor o to, by wyraziła zgodę na podnoszenie moich kwalifikacji. W piśmie nie było żadnej wzmianki o udzielenie mi urlopu szkoleniowego. Pani dyrektor nie wyraziła zgody - mówi.

Szukała pomocy u starosty

O wszystkich swoich bolączkach najpierw powiadomiła starostę Dorotę Gromowską, do której wystosowała pisemną skargę.

- Jak już widziałam, że jestem bezsilna, że zapowiadają się kolejne lata siedzenia przy otwartym oknie, powiedziałam dość. Umówiłam się ze starostą. Pod koniec czerwca miało być spotkanie. Przygotowałam więc dokumentację. Starosta odmówiła jednak tego spotkania, powiedziała, że w tym terminie jej nie pasuje. Nie chciałam czekać, więc wysłałam jej tę skargę listownie. Opisałam tam całą sprawę - zaznacza nasza rozmówczyni.

Odpowiedzi się jednak nie doczekała. Miesiąc później otrzymała jedynie pismo, w którym starosta informowała o tym, że skarga została przekazana do rozpatrzenia właściwemu organowi. - Wiedziałam, że chodzi o radę powiatu. Ale mi zależało na tym, żeby to starosta zareagowała - podkreśla była pracownica.

Dodaje, że Dorota Gromowska, jako przełożona dyrektora PUP, zaproponowała jej podjęcie za swoim pośrednictwem próby ugodowego wyjaśnienia zgłoszonych w skardze treści. - Zdziwiłam się, bo starosta miała pełny obraz tego, co się w urzędzie działo. Jakie wyjaśnienia miałam jeszcze przedstawiać? - pyta.

Napisała skargi, została zwolniona

Ostatecznie żadnych działań ze strony starosty i rady powiatu się nie doczekała. I właśnie wtedy zdecydowała się na powiadomienie Powiatowej Inspekcji Pracy, rzecznika praw obywatelskich, wojewody kujawsko-pomorskiego.

Nie opłaciło się. Na początku listopada kobietę zwolniono z pracy. Dodajmy, że ostatnia umowa była zawarta do końca 2013 r.

- Zarzucam sobie tylko jedno. To, że przez tyle lat ufałam dyrektorce, że dałam się tak traktować. Jest mi naprawdę ciężko. Tyle lat poświęciłam uczciwej, rzetelnej, ciężkiej pracy i zostałam tak potraktowana - mówi ze łzami w oczach.

Zastanawiające w tej sytuacji jest jedno. Skoro była tak niechcianym pracownikiem w urzędzie, dlaczego otrzymywała kolejne umowy? Z kolei skoro była tam jednak potrzebna, co stało na przeszkodzie, żeby zatrudnić ją na czas nieokreślony?

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska