Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budowniczy

Rozmawiali Alicja Polewska i Marek K. Jankowiak Fot. Wojciech Wieszok
Rozmowa z Lucjanem Malanem, autorem zbioru "Fraszkowe ogrody na Mainau"

- Przez lata poważny dyrektor, teraz się bierze za pisanie fraszek? To z nudów?

- Skądże, nie mam czasu na nudę. A fraszki zacząłem pisać już na studiach. Dużo wcześniej też zauważyłem u siebie skłonności do malowania. Jak pracowałem w banku, to podczas długotrwałych narad rysowałem sobie karykatury niektórych uczestników. Kilka z nich znalazło się w książce, którą napisałem. Ale ostra akcja malowania obrazów zaczęła się od jednych moich urodzin. Od córki dostałem wtedy sztalugi, farby i... potem trzeba było się wykazać.

- Nie zawsze się pan tak wykazywał. Zwłaszcza w czasach, gdy władzy można było łatwo podpaść i w ślad za tym stracić pracę...

- Prawda. Właściwie całe życie podpadałem. Głownie za tzw. niewyparzoną gębę. Jako dyrektor "Belmy", zbuntowałem się i chciałem ją "wykraść" z Wielkiej Organizacji Gospodarczej, która ją przypisała do toruńskiego "Apatora" - do zjednoczenia "POLMO". Gdy się wydało, Majchrzak - wówczas I sekretarz KW PZPR - wyrzucił mnie za to pracy osobiście. I ten sam Majchrzak zrobił to po raz drugi, gdy na jednej z ważnych narad powiedziałem, że druga fabryka domów w Bydgoszczy została źle zlokalizowana, bo bez bocznicy kolejowej nie będzie mogła funkcjonować. Przy ludziach powiedział wtedy: to kawał..., pokazał tyły! I zanim dotarłem z komitetu wojewódzkiego partii do fabryki na ul. Przemysłową, już nie byłem jej dyrektorem.

- To prawda, że facet, który trochę w życiu zbudował, dopiero teraz buduje własny dom?

- Jakoś dotąd nie miałem na to czasu. Ale przy okazji - powiem, jak życie potrafi być przewrotne. Gdy trzeba było likwidować resztki prefabrykatów po budowie osiedla Bartodzieje, zdecydowaliśmy się na taki zabieg, by powstało tam kilka nietypowych placów zabaw dla dzieci. I wymyśliliśmy wtedy takie górki, w których "utopiliśmy" ten prefabrykatowy złom. Po 25 latach od tamtych zdarzeń trafiła się okazja, by kupić taką "resztówkę" działki na tym osiedlu. I teraz mój nowy dom, którego budowa pochłania mnie bez reszty, będzie miał okno, z którego będę mógł sobie popatrzyć na taki właśnie "wybrzuszony" plac zabaw. To dopiero jest przewrotność, prawda? Przy okazji, powiem też, że ten mój nowy dom, będzie domem bez kantów!

- Zarządzanie ma pan w genach?

- A żebyście wiedzieli. Pochodzę ze wsi Niezdów na Lubelszczyźnie. To niedaleko Kazimierza nad Wisłą. Sołtysem był mój pradziad, dziadek i tata. Cechy wywołujące konieczność słuchania zakorzeniły się więc w rodzinie.

- A w domu - kto rządzi?

- Zarządzamy wspólnie. Z żoną uzupełniamy się , no niemal do absurdu. Małżeństwo, to naprawdę jest fenomenalna firma.

- Której z domowych czynności najbardziej pan nie lubi?

- O, to jest właśnie efekt tego uzupełniania się. Czego nie lubię, tego po prostu nie robię. Ale mogę się pochwalić, że chętnie gotuję. Może dlatego, że to jest twórczość? Ostatnio trochę eksperymentowałem i wyszła mi pyszna karkówka ze śliwkami, posmarowana miodem.

- Pana największa wada?

- Nie toleruję głupoty.

- A co z zaletami?

- Jestem bardzo prawdomówny. I konsekwentnie koleżeński.

- Komu i za co nigdy nie podałby pan ręki?

- Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło. Raz tylko w trakcie nieprzyjemnej rozmowy odłożyłem gwałtownie słuchawkę.

- W jednej z fraszek pisze pan: Każdy pieniądz ma to do siebie, że staje się zbędny, dopiero... w niebie. Lubi pan pieniądze?

- Lubię je tworzyć. Od kilku miesięcy gram regularnie na giełdzie. Mam osiem, może dziewięć firm w tej grze. Chyba procentuje tu moje doświadczenie menedżerskie. Dość łatwo i szybko rozszyfrowuję potencjał firmy, jej kondycję. Potem obstawiam w ciemno. Dobra inwestycja na giełdzie dość szybko potrafi się zwrócić w dwójnasób. Ale trzeba wkalkulować ryzyko. Bo tak samo łatwo można te pieniądze przegrać.

- A te wygrane - na co najchętniej pan wydaje?

- Na piękno. Nie musze kupować kilku samochodów czy samolotu. Myślę, że w dzisiejszych czasach to jest w Polsce trochę niestosowne.

- Jeszcze jedna z pańskich fraszek: Myślę, że po śmierci nic złego nie czeka, normalnego człowieka. Bo na ziemię przeniosło się piekło. I ostatnio bardzo się wściekło. Nie boi się pan śmierci?

- Nie boję się. Nie wierzę w kościół, ale w duszę - tak. I w astralny spokój po śmierci też. I myślę, że znajdzie go po tej drugiej stronie każdy, kto w miarę uczciwie przeżył życie i patrząc w swoje odbicie nie powie: ale ze mnie świnia. Piekło mamy naprawdę na ziemi. I sami je tworzymy.

- Na co znajdzie pan czas, choćby nie wiem co...?

- Na pewno na czytanie.

- Dokąd chciałby pan pojechać?

- Najeździłem się już w życiu trochę i ostatnio zdecydowaliśmy z żona, że przestajemy jeździć za granicę. Doszliśmy do wniosku, że skoro Polska pokazała inną twarz, to trzeba się jej przyjrzeć z bliska. Z córką, która mieszka w Poznaniu, postanowiliśmy zbudować sobie taki program:" Poznaj swój kraj". I wybraliśmy się na piękną wycieczkę na trasie Lublin, Zamość (nigdy wcześniej tam nie byłem i wstydziłem się do tego przyznać), Jarosław (w zarysie przypomina Frankfurt nad Menem), szczególnie pod ziemią), Przemyśl (pięknych 9 fortów), Sieniawa (gniazdo Czartoryskich), Łańcut, Sandomierz, Ujazd (Zamek Krzyżtopór). To naprawdę było coś pięknego!

- A jest takie miejsce w Europie, do którego mógłby pan zawsze wracać, bo zauroczyło?

- Barcelona. To jest dla mnie architektoniczny fenomen.

- Co jest w stanie pana zdenerwować?

- Hałas. To największa trucizna. Wtedy na pewno już nic nie napiszę, ani nie namaluję.

- A co pan lubi?

- Na pewno bardzo dobrą muzykę! Na przykład jak gra Nigel Kennedy. Ostatnio byłem na dobrym koncercie muzyki popularnej w Bydgoszczy, którym dyrygował pan Pardella. Zaprosił nas na ten koncert osobiście, bo wcześniej był pacjentem mojej żony.

- Zapytamy jeszcze raz słowami fraszki: Najtrwalej wyryte, są myśli ukryte? Dużo ma pan takich myśli?

- Zawsze miałem naturalną odwagę, żeby powiedzieć prawdę. Nie uważam jednak, żeby kłamstwem było milczenie. Ale zapewniam, że z wrogimi myślami w sobie - nie chodzę.

- Jak pan sobie radzi ze stresem?

- Wychodzę z założenia, że praca, którą się wykonuje z pasją - nie męczy.

- Które cechy u kobiety ceni pan najbardziej?

- Najważniejszy jest wdzięk. To jest synteza wszystkiego!

- A gdyby wybierać miały tylko oczy Na co, w pierwszym rzędzie, zwróciłyby uwagę?

- Spojrzałyby w oczy. Dopiero potem w grę wchodzą inne szczegóły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska