Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekinierzy z Libanu

ROMAN LAUDAŃSKI
Bożena Czyż-Rkein, Sara i Hussein Rkein. Kiedy będą mogli wrócić do swojego domu w Bejrucie?
Bożena Czyż-Rkein, Sara i Hussein Rkein. Kiedy będą mogli wrócić do swojego domu w Bejrucie? Fot. Roman Laudański
Sezon zapowiadał się wspaniale. Dwa miliony turystów z Europy i krajów arabskich miało przylecieć na wakacje. Zamiast nich przyleciały izraelskie samoloty z rakietami i bombami.

- Ile razy uciekałem ze swojego domu w Bejrucie? - Hussein Rkein zamyśla się i zaczyna wyliczać: pierwsza wojna w 1975 roku, później wojna z 1982 roku, w 1989 roku podczas wojny domowej uciekali drogą damasceńską przez Syrię. Potem w 1993 i 1996 roku bombardowanie południa i napływ tysięcy ludzi do Bejrutu. Jeszcze pamięta wojnę sześciodniową z 1967 roku. Najczęściej uciekali niedaleko, do bezpieczniejszych osiedli na obrzeżach miasta. Najdalej - do Polski. Jak teraz.
Popatrz na swoją rodzinę i zastanów się, co musiałbyś spakować w torbę wielkości plecaka szkolnego twojego dziecka? A potem zamknąć dom i bez pewności, że nie zrujnują go rakiety, uciekać na drugi koniec świata.

Portret rodziny

Hussein na co dzień uczy literatury i języka arabskiego. W jego bejruckiej szkole koczuje właśnie ok. siedmiuset uchodźców z południa. To już taki zwyczaj, że podczas wojen szkoły, uniwersytety i świątynie otwierają się dla tych, którzy uciekają przed bombami.
Pobrali się z Bożeną Czyż ponad dwadzieścia lat temu, mieszkają w Bejrucie. To znaczy, na razie mieszkają w Gdańsku i nie wiedzą, kiedy będą mogli wrócić do domu, bo wojna trwa. Pod koniec jej trzeciego tygodnia zginęło ok. 900 Libańczyków, jedna trzecia to dzieci i kilkudziesięciu izraelskich żołnierzy. Hezbollah ostrzeliwuje miasta izraelskie, Izrael uderza na Liban.
Adam, ich dwudziestoletni syn skończył drugi rok biznesu i hotelarstwa. Zaczął letnie kursy i po trzech dniach musiał je skończyć, bo zaczęły się naloty. Sara zdała do drugiej klasy liceum. Miały z mamą już wykupione bilety lotnicze na wakacje w Polsce. Teraz przez internet kontaktuje się z przyjaciółmi z klasy, którzy zostali w Bejrucie.

Wojna dla każdego

- Cieszyłam się, że nasze dzieci będą pokoleniem, które nie poznało wojny - mówi Bożena Rkein. - Jak Adam nie miał jeszcze roczku, to na kilka dni musieliśmy chronić się w podziemnym parkingu. Przy drzwiach stawiałam torbę z mlekiem, wodą i pieluchami. Podziwiałam sąsiadki, które łapały pod pachę dzieci, karimaty i błyskawicznie zbiegały na dół. Tam układały dzieci do snu. Podczas wojny domowej potyczki wybuchały na jednej ulicy, ale już dwie ulice dalej ludzie pracowali, siedzieli w kawiarniach i restauracjach. W mieście mijało się spalone sklepy, widać było ślady kul na murach. Ale pamiętam też kompletnie spalony i zrujnowany Bejrut, szczególnie jego centrum, jak Warszawa po wojnie - dodaje Bożena.
Przez piętnaście lat Bejrut został odbudowany. Bożena pokazuje zdjęcia. Nadmorski bulwar z palmami. - Tu niedaleko stała nowa latarnia morska, teraz zbombardowana przez Żydów. Eleganckie domy, kościół, zwany polskim, bo msze odprawiają polscy zakonnicy. Wspomina tętniące życiem Stare Miasto.
Wraz z Teresą Rębelską-Atallah napisały książkę "Juliusz Słowacki w Libanie. "Teraz zajechałem do kraju, w którym najpiękniejsza wiosna: - jedne drzewa nie straciły zieloności, drugie się w nią teraz ubierają. Migdały prószą kwiatem, słońce pyszne - słowem, jest to prawdziwie ziemia obiecana" - pisał Słowacki w lutym 1837 roku w Bejrucie.
Bożena pokazuje jeszcze zdjęcie z okna. Trasa szybkiego ruchu z wlotem podziemnego tunelu.
W zrzuconych przez Izrael ulotkach przeczytali, że mosty, tunele i drogi będą bombardowane. Uciekali jako jedna z ostatnich rodzin ich siedmiopiętrowego domu.

Rakiety nad miastem

Na informację telewizyjną, że Hezbollah porwał dwóch izraelskich żołnierzy, nie zwrócili początkowo uwagi. - Sądziliśmy, że to incydent, jeden z wielu. W odwecie Izrael zbombarduje elektrownię. Zawsze od tego zaczynali.
Izraelskie samoloty odrzutowe prawie codziennie latały nad miastem, tu zniżały lot przekraczając granicę dźwięku tuż nad dachami domów. Towarzyszy temu huk podobny do eksplozji. Wszyscy się przyzwyczaili. Zalecano uchylanie okien, żeby szyby nie wypadły.
Na siedemnastego lipca miały już wykupione bilety do Polski. Bożena zasnęła spokojnie. Rano obudził ich syn: - Właśnie zbombardowali lotnisko. W telewizji uspokajali, że uszkodzony jest tylko jeden pas startowy. W 48 godzin go naprawią i wznowią loty. Wtedy jeszcze Bożena miała nadzieję, ale wieczorem bomby i rakiety znowu spadły na lotnisko. Uderzyły w zbiorniki z paliwem. Przez pięć dni czarny dym zasłaniał słońce nad Bejrutem. Ataki koncentrowały się na południowych dzielnicach miasta zamieszkałych prawie przez milion ludzi.

Całe moje życie

Podczas ucieczki najważniejsze są dokumenty. Jak bomba uderzy w dom, to stracą dorobek życia, ale zachowają papiery. Adam stanął przed Bożeną i pokazał jej stos świadectw, metryk i paszport. - Popatrz mamo, trzymam całe moje życie - powiedział.
Przez opustoszałe ulice dotarli do brata Husseina w spokojniejszej części miasta. Ruch zamierał, bo wszyscy pamiętali strategię Izraelczyków, którzy w 1982 roku szukali Arafata. Jak tylko dowiadywali się, że może być na jakiejś ulicy, to samoloty zrzucały bombę za bombą.
Kiedy zadzwonili z ambasady, że będzie ewakuacja, poprosili, żeby na osobę nie było więcej niż pięć kilogramów rzeczy. - Pomyślałam, że przygotuję jedną walizkę, która będzie ważyła 20 kilogramów, ale pracownik ambasady sprowadził mnie na ziemię: nie wiadomo, czy autobusy będą miały bagażniki? Czy chce pani trzymać taką walizkę na kolanach? Nie wiadomo, czy w górach nie trzeba będzie iść pieszo, czy z walizką będzie wygodnie maszerować? To zapakowałam każdemu małą torbę.
- Stanęliśmy z mężem przed półkami pełnymi książek. I cóż mogliśmy zabrać?
- Mamy nadzieję, że będzie do czego wracać - mówi spokojnie mąż.

Najgorsza noc

Każdy dzień przed ewakuacją wydawał im się tygodniem. Siedzieli przed telewizorem oglądając wiadomości lokalnych telewizji. W przeddzień ewakuacji, zamówioną taksówką jadącą okrężną drogą, trafili do ambasady polskiej. Stoi w Baabda na wzgórzach otaczających Liban. Z tarasów roztacza się przepiękny widok na Bejrut, port i lotnisko. Wokół wspaniałe rezydencje, ale także wojskowe budynki.
Konsul z żoną non stop na nogach. Ostatnim rejsowym samolotem, który wylądował na bejruckim lotnisku, była maszyna LOT-u. Wysiadło z niej 80 turystów, którzy zdążyli odprawić się, odebrać bagaż. Kilku z nich ruszyło na południe do Tyru. Samolot po godzinie wystartował, a pół godziny później Izraelczycy po raz pierwszy zbombardowali lotnisko. Turystów trzeba było bezpiecznie sprowadzić z powrotem do Bejrutu. W Tyrze mieszkały jakieś Polki z małymi dziećmi. Podobno ich domy zostały zbombardowane. Nawet polscy żołnierze nie mogli po nie jechać, bo było tam bardzo niebezpiecznie.
Rezydencja ambasadora została udostępniona na nocleg dla ok. 30 uchodźców. Młodzież rozsiadła się na tarasach, aż wieczorem nadleciały samoloty.
- To była najgorsza noc, prawdziwy horror - zgodnie przyznają. - Izraelskie lotnictwo atakowało okolice Baabdy.
- Najpierw słychać było głuchy odgłos nadlatujących samolotów. Zniżały lot, narastał hałas, coraz wyraźniej widać maszyny, od których nagle odrywają się odpalone rakiety - Hussein opowiada o tym spokojnym głosem. - Gdy były wysoko, turyści robili zdjęcia.

Uwaga! Lecą!

Rakiety spadły na stanowiska armii libańskiej położone może dwa kilometry od ambasady. Wszyscy rzucili się do ucieczki i szukali schronienia w klatce schodowej ambasady, miejscu bez szklanych ścian. Gdy odleciały, wszyscy wrócili do salonu. Po kwadransie - kolejny nalot.
- Ktoś krzyczał: lecą i rzucaliśmy się do ucieczki - opowiada Bożena. - Później stwierdziliśmy, że nie ma sensu biegać co chwilę tam i z powrotem, wszyscy usiedli w ciasnocie na schodach. Syn zapytał mnie: gdzieś ty mamo nas przyprowadziła, tu miało być bezpieczniej?!
Niektórzy żartowali, że skoro jutro wyjeżdżają, to w nocy trzeba jeszcze coś przeżyć.
- Okropny strach - przyznają. - Czekanie, gdzie wybuchnie bomba, w co uderzy rakieta? Masz świadomość, jakby wszystkie skierowane były na ciebie. Nie wiesz, czy ktoś nie pomylił się w obliczeniach i wielka bomba nie spadnie ci za chwilę na głowę.

Sześć autokarów

Wcześniej brat Husseina z żoną i dziećmi wybrał się nad morze do Tyru. Jak zaczęła się wojna, to bocznymi drogami i bezdrożami wracali do Bejrutu. Z ciągłą świadomością, że nad głowami krążą samoloty.
- Pokonanie tej trasy autostradą zajmuje półtorej godziny, oni wracali przez cały dzień.
Polacy wyjechali z ambasady sześcioma autokarami z wielkimi polskimi flagami na dachach. Ok. 220 osób. Konsul, kilku pracowników ambasady, dwóch księży, trzy radiowozy policji libańskiej. Mieli szczęście, półtorej godziny po ich przejeździe droga została zbombardowana.
Sześć godzin na granicy. Pożegnali się z konsulem i księżmi, którzy wrócili do Bejrutu. Opiekę nad nimi przejął ambasador polski z Damaszku. Przejazd na lotnisko, kolejne godziny biurokracji wreszcie lot do Polski. W czasie lotu wypełniali szczegółową ankietę. Czy mają w Polsce rodzinę? Czy mają gdzie się zatrzymać? Czy potrzebny jest hotel? Na Okęciu, to wyliczyli, że nie spali od 72 godzin. Dopiero w pociągu Warszawa-Gdańsk zapadli w nerwowy sen.

CNN, wtedy płacze

Telewizor znowu włączyli na wiadomości CNN. - Jesteśmy bezpieczni w Polsce, ale ciągle niepokoimy się o rodzinę Husseina w Bejrucie. Co z nimi. Co z kolegami ze szkoły?
- Przeżyliśmy pięć dni koszmaru wojny, a oni żyją tam już trzy tygodnie! - mówi Bożena. Czasami płacze przed telewizorem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska