- Piętnaście procent policjantów uzależnionych od alkoholu to więcej niż w innych grupach społecznych. Bardzo dużo.
- Należy przyjąć, że policjantów, którzy piją w sposób szkodliwy, jest około 10 procent. Oprócz tej grupy jest grupa tzw. picia ryzykownego. To znaczy - niezależnie od konsekwencji piję, ale nie mam choroby alkoholowej. Tu zamykamy się w liczbie około 15 procent. Grupa tych okazyjnie pijących alkohol jest oczywiście większa.
- O problemie alkoholowym w policji mówi się coraz głośniej. Kiedyś tak nie było...
- Przed 1989 rokiem picie w policji nie było traktowane tak restrykcyjnie, było też większe przyzwolenie społeczne na takie praktyki. Od 1989 roku w policji nie ma przyzwolenia na picie na służbie, policjantowi nie wolno nawet trzymać butelki w biurku. W miarę rządów kolejnych komendantów narastała tendencja do eliminowania takiego zjawiska. W 1999 roku w policji pojawili się psychologowie i zaczęli działania profilaktyczne polegające na szkoleniu przełożonych w zakresie wczesnej diagnozy i interwencji wobec osoby z problemem alkoholowym. Pamiętam swoje pierwsze takie szkolenie - spotkałam się z dużym oporem w środowisku. To były postawy typu: "ja nie piję", "nie jest mi to potrzebne", "to nie jest mój problem". To było coś w rodzaju lęku przed czymś, co może nagle być ujawnione. Był to temat tabu. Wobec osoby z problemem alkoholowym używano metod nieefektywnych: grożono palcem, a sprawę zamiatano pod dywan. Teraz takie przypadki są wyciągane na światło dzienne. Dlatego jest głośno o każdym przypadku, kiedy policjant nawet po służbie jest nietrzeźwy i kieruje samochodem. Bo jest to niedopuszczalne.
- Liczba policjantów przyłapywanych na piciu się nie zmienia. Czy metody walki z pijaństwem w policji są skuteczne?
- Oczywiście. Przede wszystkim zaczęto mówić o problemie. Choroba alkoholowa jest chorobą "demokratyczną", dotyka nie tylko policjantów, ale także księży, lekarzy, prawników... Zaczęliśmy edukować przełożonych, bo to oni mają codziennie kontakt z policjantem: podczas porannej odprawy, na wspólnej imprezie towarzyskiej. Przecież to się wie, że ktoś ma kłopot z piciem. Teraz na przełożonym spoczywa odpowiedzialność za policjanta z problemem. Taki funkcjonariusz najczęściej jest kierowany najpierw do psychologów, a potem do najlepszego ośrodka leczenia uzależnień w Polsce.
- Policjant wraca z leczenia i co dalej?
- Koledzy zaczynają go chronić, nie namawiają do picia. Jeśli to szkodliwe, nie zapraszają na imprezy. W program trzeźwienia jest też włączona rodzina. Psycholodzy policyjni proponują mu również grupę wsparcia, która jest organizowana tylko dla policjantów. Przełożony go kontroluje.
- Czy pani wierzy w to, że taki policjant po odwyku wychodzi gdzieś z kolegami, a oni mówią: wiesz, stary, ty lepiej nie pij...
- O ile pięć lat temu policjanci, którzy pojechali się leczyć do ośrodka leczenia uzależnień w Otwocku, byli po powrocie wytykani palcami, o tyle teraz takiemu człowiekowi, który stamtąd wraca, trzeźwy, jedni pomagają, a inni się przyglądają. Niektórzy zachęceni przykładem kolegi podejmują decyzję o leczeniu i przychodzą do nas prosić o pomoc. Bo widzą, że z choroby alkoholowej można wyjść, można uratować swoje życie rodzinne i zawodowe.
- Chętnie idą na takie leczenie?
- Zdarzają się odmowy. Ale to rzadkość.
- Ośmiu policjantów z województwa pojechało w ubiegłym roku na leczenie do Otwocka. Co to za ludzie?
- Nie ma reguły. To choroba dotykająca wszystkich. Od posterunkowego do oficera. Z dużych miast i z małych. Mężczyzn i kobiet.
- Czy działania profilaktyczne przynoszą efekty?
- Tak. Wśród piętnastu ubiegłorocznych wydarzeń z udziałem policjanta będącego pod wpływem alkoholu nie pojawił się ani jeden funkcjonariusz objęty leczeniem i opieką profilaktyczą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?