Rozmawiała Magdalena Zimna

    Gazeta Pomorska

    Aktualizacja:

    Gazeta Pomorska

    Rozmowa<br>z ŁUKASZEM MAZUREM, psychologiem,<br>doktorantem na Wydziale Pedagogiki i Psychologii<br>Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego<br>w Bydgoszczy
    - Spędził pan kilka dni na zgrupowaniu żużlowców Polonii. Skąd pomysł nawiązania współpracy?
    - Razem ze studentami z Koła Naukowego Psychologii Społecznej, wpadliśmy na pomysł, żeby bardziej zająć się psychologią sportu w praktyce. Pierwszym krokiem było zorganizowanie w Instytucie Psychologii spotkania dotyczącego tego zagadnienia. Do udziału w dyskusji zaprosiliśmy m.in. Piotra Protasiewicza i wiceprezesa klubu - Leszka Tillingera. Od tego spotkania się zaczęło, a drugą dobrą okazją było właśnie zgrupowanie.

    - Jakie zadanie miał pan do wykonania w Wałczu?
    - Lepiej poznać drużynę, a potem ją zintegrować. To ludzie, którzy zjechali z różnych stron Polski, a od kwietnia będą musieli stanowić monolit. Chciałem dowiedzieć się, czy podobnie myślą, postępują i reagują w określonych sytuacjach. I najważniejsze, czy jeden może polegać na drugim. Zawodnicy brali udział m.in. w warsztatach z zakresu komunikacji społecznej. Uczyli się skutecznych technik autoprezentacji. To ważne, żeby wiedzieć jak kreować własny wizerunek. Sportowcy często mają z tym problem. Szczególnie młodsi, którzy stoją u progu kariery. Ciągle peszy ich podstawiony pod nos mikrofon lub skierowane w nich flesze aparatów. To wiedza pożyteczna również podczas szukania sponsorów, bez których współczesny, profesjonalny sport nie istnieje.

    - Trudno było przekonać do tego zawodników?
    - Początkowo trzeba było skłonić ich, żeby otworzyli się przed grupą. Dlatego sam również we wszystkim uczestniczyłem. Nie tylko w warsztatach, bo razem też biegaliśmy, ćwiczyliśmy w siłowni. Wszystko po to, żeby łatwiej im było zaakceptować moja obecność. Obawiałem się początkowo reakcji trenera. Tego, czy nie zlekceważy moich pomysłów, czy je zaakceptuje. Odnosił się jednak do wszystkiego z dużą życzliwością. Uczestniczył w zajęciach, a jeśli czułem, że zawodnicy swobodniej czuliby się bez jego obecności, zostawiał grupę pod moją opieką, za co bardzo mu dziękuję.

    - Ci, którzy ścigają się na motocyklach bez hamulców, ryzykują życie na torze, są chyba dość specyficzną grupą?
    - Różnią się nieco od przeciętnych ludzi. Dla każdego z nich żużel to nie tylko zawód, ale również prawdziwa pasja, której potrafią oddać się całkowicie. Są też odważniejsi, bo tego wymaga ten sport. Tam nie ma miejsca dla słabeuszy. Do tego sportu trafiają tylko ludzie z silnym charakterem. Tacy, którzy po groźnym upadku potrafią się podnieść, wsiąść na motocykl i jechać dalej.

    - A w trudnym momencie poproszą o pomoc psychologa?
    - Oczywiście, ale nawet specjalista nie załatwi wszystkiego. Tu ważny jest charakter i osobowość zawodnika, nad którym można tylko popracować. Pomóc mu, ale nie zmienić go zupełnie.

    - Co w takim razie może zdziałać psychologia?
    - Pierwszy przykład z brzegu, to nauka koncentracji, tak potrzebnej przed najważniejszymi meczami. W przypadku żużlowca - potrzebna jest w trakcie wyścigu, kiedy trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo o wydarzeniach decydują ułamki sekund. Jeszcze wcześniej potrzeba niesamowitego skupienia na starcie, żeby idealnie wstrzelić się w moment, kiedy taśma idzie w górę. Niektórzy ciągle nie potrafią się tego nauczyć. Dlatego psycholog może ukierunkować zawodnika i kiedy go pozna, pomóc wybrać skuteczną metodę. Trzeba też umieć radzić sobie z tremą i ogromną presją. Mówiło się, że Tomek Gollob byłby już mistrzem świata, gdyby korzystał z pomocy specjalisty. Problem mógł tkwić w jego głowie. Ojciec, brat czy menedżer pomagali mu na swój sposób, lecz często lepiej poradzić się kogoś, kto stoi z boku i ma na wszystko obiektywny pogląd. Nie jest tak mocno zaangażowany emocjonalnie.

    - Kiedy zdarza się sytuacja, jaką obserwowaliśmy na igrzyskach w Turynie, gdzie Justyna Kowalczyk zemdlała na trasie jednego z biegów, psycholog może pomóc zawodnikowi podnieść się i zmobilizować przed kolejnym startem?
    - Oczywiście. Pod warunkiem jednak, że zawodnik takiej pomocy sobie życzy. Kowalczyk tego, zdaje się, nie chciała, bo tą rolę w jej sportowym życiu spełnia trener. Czasami nie warto wtrącać w takie relacje swoich trzech groszy, bo można zaszkodzić. Bardzo ważne, żeby odpowiednio wyważyć proporcje. Jeśli psycholog pojawia się w relacji między zawodnikiem a trenerem, powinien być nieco z boku, a nie w centrum uwagi. Razem powinni zaś tworzyć pewnego rodzaju trójkąt, uzupełniać się.

    - Psychologia w sporcie, choć ciągle jeszcze raczkuje, jest coraz popularniejsza. Skąd wzięło się to zainteresowanie?
    - Jako nauka stosowana jest próbą uchwycenia głównych kwestii psychologicznych w dziedzinie sportu i stąd m.in. rosnące nią zainteresowanie. Nową jakość wprowadził Adam Małysz, który w okresie swoich największych sukcesów współpracował z psychologiem, doktorem Janem Blecharzem. Wtedy ludzie uświadomili sobie, że potrzebny jest również trening mentalny. Przekonali się, jak dużą rolę w sukcesach sportowca odgrywa jego psychika.

    - Wystarcza doraźna pomoc, czy współpraca musi był długofalowa, żeby była skuteczna?
    - Na to nie ma reguły. Bardziej doświadczonym sportowcom mogą wystarczyć sporadyczne kontakty ze specjalistą. Trzeba poświęcić im więcej czasu, kiedy coś złego dzieje się w ich życiu prywatnym, a oni muszą wziąć się w garść i wystartować w ważnych zawodach. Regularna praca wskazana jest zaś w przypadku młodszych zawodników. Nie tylko po to, żeby poradzić sobie ze stresem, ale również z popularnością.

    - Dawniej jednak sportowcy świetnie radzili sobie bez psychologów...
    - Czasy się zmieniły. Kiedyś nie było takiej presji, odpowiedzialności za wynik, potrzeby śrubowania wyników i coraz większych oczekiwań kładzionych na barki. Współczesny sport to już nie tylko rywalizacja na boiskach, stadionach czy bieżniach. To przedsięwzięcie, gdzie wszystko musi perfekcyjnie współgrać. Nie każdy potrafi to udźwignąć.

    - Czy sportowcy z naszego regionu korzystają z takiej profesjonalnej pomocy?
    - Kilku zawodników, indywidualnie, konsultuje się z psychologiem. Nie wiem, czy z takiej formy wsparcia korzystają drużyny. Problem polega na tym, że wielu wstydzi się jeszcze o tym mówić. Ciągle uważają, że korzystanie z pomocy psychologa to oznaka słabości. A tak przecież nie jest. Wręcz przeciwnie, to oznaka profesjonalnego podejścia do wykonywanego zawody.

    Czytaj treści premium w Gazecie Pomorskiej Plus

    Nielimitowany dostęp do wszystkich treści, bez inwazyjnych reklam.

    Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

    Najnowsze wiadomości

    Zobacz więcej

    Najczęściej czytane

    Wideo