Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za miesiąc znów przykucnie przy grobie synka i będzie w myślach rozmawiać z Kubusiem

Grzegorz Boczar / Nowiny
fot. Grzegorz Boczar / Nowiny
Pierwsze święta Magdy od pięciu lat spędzone w Polsce... Nie cieszy się, bo choć spotka bliskich, to najbliższa osoba zostaje w Anglii.

- Nie wiem, jak wytrzymam cztery niedziele bez spotkania z Kubusiem - mówi cicho Nowinom24. Swojego synka Magda odwiedza co tydzień w podlondyńskim Slough. Na cmentarzu.

Historia ta zaczyna się jak wiele innych. Para młodych ludzi z Sanoka chce zarobić, najpierw na wesele, potem na dom w Polsce. Jesienią 2002 r. przyjeżdżają na Wyspy.

Ona pracuje w kuchni restauracji, on jako mechanik. Pomieszkują u znajomej, która nagrała im pracę. Po paru miesiącach wynajmują lokum dla siebie.

- Mąż pracował legalnie, ja nie - opowiada Magda. - Wzięliśmy ślub cywilny, bo jako jego żona mogłam w Anglii przebywać zgodnie z prawem. Zarabialiśmy skromnie, ale wystarczało.

Zaczęliśmy stawać na nogi. Wszystko wyglądało OK. Do dnia porodu.

Za małe serce
Wody odeszły w 34. tygodniu ciąży. Był maj 2006; poniedziałek, przed północą. Szybko do szpitala w Slough. Trzeba rodzić, choć to nieszczęsny ósmy miesiąc. Cesarskie cięcie.

- Dopiero wtedy lekarze stwierdzili, że Kubuś ma chore serce. Jedna komora serca była za mała. A przecież na USG byłam siedem razy! Wciąż słyszałam, że z dzieckiem wszystko w porządku… - mówi z goryczą Magda.

Jakub przyszedł na świat w środę; następnego dnia on i rodzice zostali przewiezieni do bardzo dobrego szpitala w Oxford. Już w piątek maluszek przeszedł pierwszy zabieg.

- Gdy okazało się, że trzeba zostać dłużej w szpitalu, dostałam pokój do użytku. Mąż musiał pracować; wtedy był kierowcą TIR-a, jeździł po całych Wyspach, a jego hinduski szef był mało wyrozumiały.

Jeśli już mąż przyjeżdżał do nas do szpitala, mógł bez problemu nocować - opowiada sanoczanka.

Ze szpitalnego pokoju Madzia codziennie wychodziła zobaczyć swoją pociechę. Zamiast rozmyślać, w co ją dziś ubrać i gdzie pójść na spacer, zastanawiała się, co powiedzą lekarze o minionej nocy i co może przynieść ten dzień.

Nie mogła Kuby przytulać, czasem dawała mu palec do potrzymania. Patrzyła na własne dziecko oplecione rurkami, oblepione plastrami. Oddychało przez respirator.

Rokowania były złe. Serduszko było za słabe, by pompować wystarczająco dużo krwi.

Magda: - Nie znam się na tym: jak rozumiem, miał zwężenie aorty i jedna strona serca była mniejsza od drugiej. Lekarze spróbowali balonowego rozszerzenia zastawki serca, dzięki czemu krążenie miało być lepsze.

Jedna operacja, druga, kolejna. Bez zmian. Doszła dializa nerek. W sumie chłopczyk przeszedł siedem zabiegów.

Jeden dobry dzień
Był początek czerwca. - W poniedziałek Kubuś miał świetny dzień. Wreszcie dostałam optymistyczne wiadomości na temat jego stanu - Magda na chwilę uśmiecha się smutno.

- A we wtorek wszystko się załamało. Serce Kubusia dwa razy przestało pracować. Lekarze myśleli o przeszczepie, dzwonili po całej Anglii, dzwonili do USA.

Nie było dawcy, ale też wątpliwe, by tak poważna operacja udała się w przypadku tak małego i słabego dziecka. Miałam więc wybór: kolejny zabieg lub bezczynne czekanie.

Czekanie, że może będzie dobrze, albo że nie będzie. Znów podpisałam zgodę na operację. Tyle że nikt jej się nie chciał podjąć. W końcu zdecydował się lekarz, który prowadził Kubę przez cały ten czas.

W czwartek rano Magda przyszła, jak co dzień, przywitać się z synkiem. - Położyłam dłoń na jego główce. A jemu popłynęły łzy. Obróciłam się do męża i powiedziałam "On już do nas nie wróci…"

Niestety, miałam rację. Ponoć operacja się udała, lecz Kubuś nie miał już sił, by się wybudzić.

Do tej pory nigdy nie myślała, że może stracić dziecko. - Nie mogłam przyjąć do wiadomości, że Kubuś odszedł. Mówiłam mamie, która wtedy była z nami, żeby go obudziła, bo on tylko śpi.

Do teraz czasami myślę, że ktoś zadzwoni ze szpitala i powie, że to był głupi, makabryczny żart. Że mam przyjechać, bo dziecko na mnie czeka.
W załatwieniu wszelkich smutnych formalności pomogła pani Irena, polska lekarka pracująca w oxfordzkiej placówce.

- Cudowna kobieta. Zresztą, warunki, w jakich przebywałam w szpitalu, były super. Szacunek, sympatia, zrozumienie dla moich kłopotów językowych… Żal mam do lekarzy ze Slough.

W Polsce dziewczyny chodzą na USG zwykle trzy razy. Jak oni mogli nie dostrzec niczego złego podczas siedmiu kontroli?! - sanoczanka do dziś zachodzi w głowę.

Dramat się nie kończył
Pogrzeb nie był dla niej ostatnią ciężką chwilą. - W restauracji, gdzie pracowałam wtedy jako kelnerka, byłam bardzo lubiana. Część stałych gości wiedziała, że mam urlop na poród.

Gdy wróciłam do pracy, zagadywali, jak tam dziecko, czy już duże, jak ma na imię… To był okropny czas. Gdyby nie mama, pewnie nie rozmawiałbyś teraz ze mną.

Nieraz, jadąc samochodem, miałam ochotę… zrobić coś głupiego. Nie mogłam sobie dać rady z myślą, że miałam dziecko, a go nie mam! Boże, dlaczego tyle dzieci cierpi, bo są niechciane, nieakceptowane, a ja swoje straciłam, choć tak bardzo je kochałam?

Żeby zmienić otoczenie, para przeniosła się do Southampton nad morzem. Nie wystarczyło. Emocjonalne problemy doprowadziły do rozstania.

- Nie obwinialiśmy się, nic z tych rzeczy. Przeciwnie, mąż często zagadywał, chciał mnie wyciągnąć z dołka. Ale ja nie chciałam wyjść. Miałam swój mały świat, to było jak ciągły sen, z którego nie chciałam się obudzić - przyznaje dziś Magda.

- Rozmowy kończyłam, zanim się zaczęły. Druga ciąża? Odpada, bo coraz mniej bym myślała o Kubusiu, więc "zdradziłabym" go. Znajomi, kino, wycieczka? Nie, wolę pojechać na cmentarz, posiedzieć przy grobie.

Magda wyprowadziła się zimą 2007. Przeniosła się na obrzeża Portsmouth, pracuje w domu opieki w Southampton. Do formalnego rozwodu doszło w kwietniu br.

- Jako jedyna para w krośnieńskim urzędzie nie kłóciliśmy się… - wspomina Magda. - Rozumiem męża. To dobry człowiek i chciałabym, żeby był szczęśliwy.

Jest tego wart. Nieraz proponował, że może byśmy znów byli razem, jednak mówię mu, że jestem zupełnie inną osobą niż wtedy, gdy mnie poznał. I za to go przepraszam.

Pozwól mu odejść
- Może kiedyś wyjdę ze świata Kubusia. Tak, jak doradza mama, znajomi. Żebym "pozwoliła mu odejść". A ja… nie umiem. I chyba nawet nie chcę - mówi dziewczyna.

- Żeby zagłuszyć myśli, pracuję znacznie więcej niż muszę. W tym domu opieki tylko jednej pani opowiedziałam swoją historię, i teraz widzę, że ona się o mnie martwi.

Jedyna zmiana, jaką w sobie zauważyłam, to taka, że coraz częściej rozmyślam, żeby złożyć wniosek o zbadanie sprawy. Chciałabym wiedzieć, jakie dokładnie były przyczyny śmierci Kubusia i dlaczego lekarze w Slough niczego nie wykryli na USG.

- A może to także moja wina? - myśli na głos. - Słyszałam, że szpital w Slough nie należy do najlepszych, jednak ludzie różne rzeczy mówią, a żadna ze znajomych nie rodziła wcześniej w Anglii. I zaufałam tamtejszym lekarzom…

Czy myślała o porodzie w Polsce? - Tak, ale czy mogę mieć pewność, że tutaj wszystko poszłoby dobrze? Zgadzałam się każdorazowo, na piśmie, na operacje. Teraz myślę - a może nie powinnam? Pytania, pytania, pytania. Bez odpowiedzi…

Pod choinką otucha
Miało być jak zwykle. Radośnie, ciepło, z zabawkami pod choinką w rodzinnym domu. Nie będzie. Magda zapewne weźmie do Anglii kolejne słowa otuchy i matczyną radę, żeby pozwoliła Kubusiowi odejść.

- Czasem wyobrażam sobie, jak jestem staruszką, patrzę wstecz, i myślę, że straciłam czas i parę okazji, by mi było lepiej. Wtedy mocniej czuję, że powinnam posłuchać mamy. Ale tak ciężko mi o tym myśleć, a co dopiero zrobić…

- Magda przycisza głos. Wie, że za miesiąc znów przykucnie obok Kubusia i będzie w myślach rozmawiać z synkiem. Jak zwykle.

Źródło: Zostaję w Anglii, bo tu jest mój syn - www.nowiny24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska