Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Pawlak z Kargulem

Adam Lewandowski
Eugeniusz Pawlak z Lniana od sześciu lat walczy o sprawiedliwość.

     Nikt we wsi nie wierzył, że rencista Pawlak może wygrać z miejscowym bogaczem - właścicielem Zakładów Mięsnych "Viola", za którym murem stał Urząd Gminy. A pan Eugeniusz sam, bez pomocy adwokatów, na których nie było go przecież stać, obłożony tylko podręcznikami prawa, wystukiwał na pożyczonej maszynie doniesienia do policji, zażalenia do prokuratury, apelacje do sądów. By udowodnić, że Urząd Gminy Lniano naruszył prawo.
     Dziś ta sama wieś patrzy na Pawlaka z podziwem. Dla niej miarą zwycięstwa jest kwota - 45 tysięcy złotych - którą właściciel "Violi" wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego w Gdańsku musiał zapłacić Pawlakowi i jego rodzinie - za notoryczne "łamanie nietykalności ich mieszkania". Kwotę tę komornik sądowy przekazał im w zeszłym roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. W tym też czasie z gdańskiego NSA dotarł do Lniana kolejny wyrok - tym razem w sprawie wymeldowania rodziny Pawlaków z miejsca ich pobytu stałego. Sąd orzekł, że gmina zrobiła to bezprawnie. Oznacza to, że nadal są zameldowani pod tym samym adresem - w agronomówce przy ulicy Wyzwolenia 13, czyli... w szczerym polu. Właściciel Zakładów Mięsnych w zeszłym roku agronomówkę bowiem rozebrał. Zasłaniała widok na jego nowoczesną fabrykę.
     Trochę historii
     
Pawlakowie mieszkali przy Wyzwolenia 13 od roku 1974. Pan Eugeniusz był wtedy pracownikiem Urzędu Gminy w Lnianie. W roku 1996, decyzją uchwały rady, mógł nabyć agronomówkę na prawach pierwokupu za 42 tysiące złotych. Wpłacił już pierwszą ratę - 4.300 zł. Ale wtedy obudził się właściciel Zakładów Mięsnych "Viola". Wniósł do gminy o uchylenie uchwały. I dołączył opinię Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Bydgoszczy, z której wynikało, że agronomówki nie można przeznaczyć... na cele mieszkalne.
     Wtedy byłem w Lnianie po raz pierwszy. Zofia Topolińska, wójt gminy twierdziła, że nikt w urzędzie nie znał opinii inspektora sanitarnego, że gdyby była w aktach rady, to nie byłoby przecież uchwały o bezprzetargowej sprzedaży agronomówki Pawlakom. Zapytałem więc właściciela "Violi" wprost: W jaki sposób zdobył tę opinię? Odpowiedział, że nie pamięta.
     Gmina o potwierdzenie opinii inspektora sanitarnego zwróciła się do wojewody i Wojewódzkiego Biura Planowania Przestrzennego. Zapewniano ją, że agronomówka leży w strefie uciążliwości zakładów mięsnych. Ci sami radni w roku 1997 uchylili uchwałę o sprzedaży domu Pawlakom. I podjęli decyzję o sprzedaży go wraz z działką w przetargu.
     Pawlak wystąpił do Naczelnego Sądu Administracyjnego o unieważnienie uchwały. Twierdził, że podjęto ją z naruszeniem prawa. Prosił też o pomoc ówczesnego posła AWS, Ryszarda Brejzę. Wójt Topolińska na piśmie poinformowała parlamentarzystę o odroczeniu ogłoszenia przetargu do czasu rozstrzygnięcia sprawy w NSA.
     Co tam poseł, biznesmen ważniejszy!
     
I nie czekając na werdykt sądu Topolińska ogłosiła przetarg - 9 kwietnia 1998 roku. Wygrał właściciel zakładów mięsnych. Dwa miesiące później NSA stwierdził, że zaskarżona uchwała podjęta została z rażącym naruszeniem prawa... Topolińska tłumaczyła mi wtedy, że była przekonana, iż wyrok sądu będzie dla gminy korzystny. Dlatego nie dotrzymała słowa danego posłowi. Dodała też, że urząd wystąpił o kasację wyroku do ministra sprawiedliwości. I Sąd Najwyższy nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy przez gdański NSA.
     Po sprzedaży agronomówki Urząd Gminy wypowiedział Pawlakom umowę najmu lokalu. Nowy właściciel wnioskował do sądu o ich eksmisję. I zanim Temida podjęła jakąkolwiek decyzję, kazał wyciąć drzewa owocowe, zniszczyć płot, rozebrać szopkę, szambo... Ba, uzyskał nawet zgodę Zarządu Dróg na wycięcie potężnych drzew przy szosie krajowej - 8,9 metra od domu, w którym mieszkała jeszcze rodzina Pawlaków... Ścinał je pilarz bez uprawnień. Tak skutecznie, że konar padającego drzewa uderzył w dach budynku. Biznesmen zajął się więc naprawą dachu. Potem kazał wymienić więźbę dachową. Postawić nowy komin. Położyć nowy strop. Trzeba było wyłączyć prąd... W rzeczywistości stopniowo rozbierano dom. Wszystko to działo się za przyzwoleniem Urzędu Gminy Lniano. I w asyście policji, którą wzywali Pawlakowie. Ale rację miał zawsze właściciel zakładów mięsnych. Policjanci pilnowali Pawlaka, by nie przeszkadzał biznesmenowi w robotach. Nie pomagały doniesienia do prokuratury o bezprawiu. Ta za każdym razem umarzała postępowania. Podobnie Sąd Rejonowy w Świeciu. Pisał: "Przestępstwo popełnia jedynie ten, kto niszczy cudzą własność". A właściciel "Violi" niszczył przecież swoje. Czego dowodem akt notarialny...
     Uparci Pawlakowie jeszcze trwali na swoim. Ale kiedy deszczówka zaczęła lać się im na głowy, uciekli do rodziny w Ostrowitem. A na to czekała właśnie pani wójt! Wymeldowała ich z agronomówki! Bo opuszczając mieszkanie i nie wymeldowując się "utracili uprawnienia do zajmowania lokalu". Przyłożyła też Pawlakom policja: skierowała do kolegium wniosek o ich ukaranie za to, że mieszkają u rodziny bez zameldowania. I kolegium oczywiście ukarało. Uniewinnił ich dopiero sąd.
     Wtedy byłem w Lnianie po raz drugi. Widziałem dom w całkowitej ruinie - bez dachu, z powybijanymi szybami.
     Prawo kaduka
     
Dziś po domu przy ul. Wyzwolenia 13 w Lnianie nie ma nawet cegły. Rozebrał go właściciel zakładów mięsnych za zgodą Urzędu Gminy. 3 czerwca ub.r. Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że umowa sprzedaży zawarta między gminą a biznesmenem jest nieważna. A to przecież przez sześć długich lat uświadamiał wszystkim Eugeniusz Pawlak. Nieważny jest też akt notarialny o sprzedaży, na który powoływali się prokuratorzy i sędziowie ze Świecia nad Wisłą umarzając 17 spraw, które Pawlak wytaczał przeciwko właścicielowi zakładów mięsnych "Viola".
     Gmina wystąpiła o kasację tego wyroku. Werdykt jeszcze nie zapadł. Topolińska po kolejnych wyborach jest znowu wójtem. Zapewnia mnie, że jej celem, jak i gminy, nigdy nie było krzywdzenie Pawlaków. Sama się dziwi, że stało się tak, jak się stało. W grudniu ub.r. gdański NSA uchylił decyzję gminy o wymeldowaniu Pawlaków... I teraz pani wójt robi wszystko, by jakoś ich udobruchać. Proponuje im sprzedaż za dogodną cenę innego mieszkania. Eugeniusz Pawlak odrzucił dwie propozycje, wskazał inny dom. I radni w ubiegłym tygodniu podjęli decyzję, że wyłączą z przetargu otwartego ten, który chce kupić Pawlak. Taka miłosierna jest teraz dla niego gmina. I pani wójt Topolińska.
     Czwartek, 27 lutego 2003 roku. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy. Przed salą rozpraw czeka sterany życiem Eugeniusz Pawlak. Liczy na palcach. - To chyba moja trzydziesta sprawa w sądzie - mówi. - Tym razem chodzi o apelację wyroku, który zapadł w Świeciu. Uznano go tam winnym tego, że w swoim domu groził i straszył pana biznesmena użyciem broni, gdy ten wtargnął do niego ze swymi ludźmi. Temida w Świeciu umorzyła postępowanie z uwagi na znikomą społeczną szkodliwość czynu. Co wcale nie oznacza, że jest niewinny.
     W czwartek Sąd Okręgowy utrzymał wyrok w mocy. Pawlak zapowiada, że wystąpi o kasację. - Bo jakże mogę być winnym, gdy jestem niewinny?! - pyta. - Dlaczego sąd wierzy świadkom pana biznesmena, a nie moim? Dlaczego, gdy jego pilarz, nie mający przecież uprawnień, wali na mój dom drzewo, stwarzając zagrożenie dla mojej rodziny, umarza się postępowanie? Ja za słowo jestem winny. A on za drzewo niewinny. Czy w tym pięknym kraju inne prawo jest dla równych i inne dla równiejszych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska