Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje przedłużyła wojna

Jolanta Zielazna
zbiory rodzinne
To miały być "zapiski o ważnych wydarzeniach we wakacjach". Nieoczekiwanie stały się dziennikiem początku wojny 1939 r.

Basia Szyperska, (po mężu Kwiecińska), miała 15 lat, gdy wybuchła wojna. Na wakacyjne zapiski przeznaczyła zeszyt od religii z ukończonej klasy II c Żeńskiego Katolickiego Gimnazjum Wandy Rolbieskiej.

O pamiętniku długo nikt nie wiedział. - Stał sobie spokojnie na półce, wśród innych zeszytów - mówi Katarzyna Milczarek-Kozak, wnuczka Barbary Kwiecińskiej. - Nawet moja mama o nim nie wiedziała.

Babcia powiedziała Kasi o pamiętniku dopiero w lipcu 2014 r. Widziała, jak bardzo wnuczkę interesują rodzinne wspomnienia, jak wypytuje o przeszłość, o dzieciństwo, o wojenne przeżycia. - A wiesz - powiedziała któregoś dnia - że ja mam taki dziennik, który pisałam w 1939 roku?

- Całe życie z babcią mieszkałam i nigdy nic o tym nie wspominała - opowiada pani Kasia. - A musiał być dla babci ważny, skoro zabrała go, gdy Niemcy wysiedlili ich z mieszkania na Wełniany Rynek, później wzięła z sobą na powrót do rodzinnego domu, choć od dawna w nim już nie notowała i w końcu uchroniła przez te wszystkie lata.

Barbara Kwiecińska (ur. w 1924 r.) była córką Juliana Szyperskiego. To on, inwalida spod Verdun, założył w 1919 roku w Bydgoszczy koło powiatowe Związku Inwalidów Wojennych. Julian z rodziną mieszkał przy ul. Moniuszki.

Wojna spodziewana każdej chwili

Nie dowiemy się już, dlaczego "ważne wakacyjne wydarzenia" zaczynają się dopiero pod koniec wakacji, 27 sierpnia 1939 roku? Pod tą datą Basia zapisała: "Dostałyśmy psa setera. Wabi się Bari. Jest bardzo mały, ma 23 cm. Czarny z brązowymi plamami".

W następnych dniach Basia pisze o ostrym pogotowiu i wojnie spodziewanej w każdej chwili (cytując notatki zachowuję oryginalną pisownię). W zapiskach z 1 września nie pada słowo "wojna". Jest alarm lotniczy, maski gazowe, uszczelnianie okien, kopanie rowów, spanie w sukniach.

Niedziela, 3 września - radość, bo Anglia wypowiedziała Niemcom wojnę, a Francja może to uczynić w każdej chwili. Tylko w mieście czasem było słychać strzały. "To te świnie Niemcy zablokowali się w różnych punktach w mieście i strzelali do polaków z maszynówek, granatami walili z karabinów itp."

W poniedziałek jeszcze był chaos i zamieszanie. Wiadomości o tym, co się dzieje w mieście rozchodziły się pocztą pantoflową, w następnych dniach zaczęły się problemy z jedzeniem. "Poszliśmy po mleko na pole, krowy chodziły bezpańskie i ludzie je doili".

Basia wyprawiła się do miasta, ale do Starego Rynku nie doszła. "Po drodze nas zatrzymano i nikt nie radził iść do miasta, bo strzelają znów". To była sobota, 9 września. Na Starym Rynku odbyła się publiczna egzekucja. Następnego dnia Niemcy rozstrzelali 20 zakładników, których wzięli za to, że Polacy zabili niemieckiego żołnierza.

W mieście coraz więcej zarządzeń i rozporządzeń, do których bezwzględnie trzeba było się stosować. Rejestracja mężczyzn, potem kobiet. Chorągwie ze swastyką.

Miał przyjechać Hitler

17 września była niedziela. "Wojsko rosyjskie wkroczyło na terytorium Polski. (...) Wczoraj zaabonowałam niemiecką gazetę "Deutsche Runtschau". [Barbara konsekwentnie pisze "Runtschau"- jz.].

22 września zaczęła się szkoła dla polskich dzieci, kilka dni później, w niedzielę we farze msza święta odprawiana była już wyłącznie po niemiecku.

Radość, bo odnajdują się bliscy krewni. Żyją.

Kilka razy pojawiają się wzmianki: "Miał przyjechać Hitler, ale nie przyjechał". Pisane jakby z nutką zawodu, rozczarowania.

Czwartek, 28 września: "Dzisiaj radio niemieckie zapowiadało, że twierdza Modlińska ogłosiła zawieszenie broni. Jeszcze prawdopodobnie broni się Lublin i Hel".

Obława, obława

W piątek, 6 października, Basia cudem uniknęła niemieckiej obławy. Szczegółowo opisała to wydarzenie w swoim dzienniku. Prawdopodobnie mocno się wystraszyła. Poszła po ziemniaki na Śniadeckich. I zaczęło się. Ktoś wpadł z krzykiem, że w mieście obława do pracy przymusowej. Na rogu ulicy dwóch cywilów zatrzymywało każdego. Zawróciły w stronę placu Piastowskiego. Tam stała cała gromada ludzi okrążona przez niemieckich żołnierzy. Zawróciły w stronę Gdańskiej - tam znów gromada ludzi otoczona żołnierzami. Szły przez plac Wolności, do Kołłątaja "a tu przechodzi koło nas jedna niemra i mówi: czy wy nie wiecie, że dziś nie wolno po ulicach chodzić. Więc znów poszłyśmy z powrotem". Na Gdańskiej natknęły się na cały stos odbiorników radiowych, których znoszono coraz więcej. W końcu dotarły do Słowackiego, koło starostwa i szkoły, do domu.

"Podobno kościół Serca Jez. żołnierze obstawili wszystkich ludzi stamtąd wzięli. Nawet na wieży i na dachu szukali czy się kto nie schował".

U Szyperskich w domu Niemcy też byli, zabrali radio im, sąsiadom. Chcieli też zabrać siostrę Basi, Ulę, na roboty, ale ojciec ją wybronił.

Na początku października zaczęli wracać uciekinierzy.

Imieniny "prawdziwe wojenne"

Do szkoły Basia poszła dopiero w połowie października. Język niemiecki jej nie przeszkadzał. Lubiła szkołę i lubiła się uczyć. Porównywała z siostrami i koleżankami, czego kto się uczy, jak zachowują się nauczyciele. Nauka intensywna nie była.

21 października, sobota - imieniny Uli "prawdziwe wojenne". Nikt nie przyszedł, obyło się bez prezentów. Ula od Zbycha dostała torebkę konfektów, od Teresy buziaka, od Basi kawałek tortu i trochę cukierków. "Od mamusi sznek na kawę i takie były imieniny. Ja bym takich nie chciała" - konkluduje Basia.

1 listopada powinno się iść na cmentarz. Nie poszli. Bali się, że Niemcy tam urządzą obławę.

11 listopada nie poszli do szkoły, bo "zatrzymywali na ulicach wszystkich". Tego dnia Niemcy zorganizowali w mieście wielką akcję wyłapywania mężczyzn.

Zapiski Basi kończą się 15 listopada: "Babcia umarła. W sobotę był pogrzeb".

Chyba wkrótce później Juliana Szyperskiego z żoną i dziećmi Niemcy wysiedlili na Wełniany Rynek. Do swojego domu na Moniuszki wrócili dopiero w 1945 r.
Wcześniej Julian, by uchronić córki przed wywiezieniem na roboty, załatwił Basi i Uli pracę w fabryce opatrunków.

Najmłodsza Teresa została wywieziona do kopania rowów koło Olsztyna. Tam zachorowała na gruźlicę. Wróciła do domu, ale nie udało się jej uratować. Zmarła w styczniu 1945 r. Rodzina owinęła ciało Tereni w prześcieradło i wózkiem zawiozła na cmentarz.

Barbara Kwiecińska, gdy rozmawiałam z nią w czerwcu 2014 .oku wspominając te wydarzenia po prawie 70 latach, bardzo je przeżywała.

Notatki jak dokument

Zapiski w szkolnym zeszycie są szczere, prostolinijne. Basia pisała tak, jak myślała, notowała, co obserwowała. Z grozy sytuacji początkowo prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy. Może nie o wszystkim wiedziała.

Katarzyna Milczarek-Kozak, gdy przeczytała zapiski swojej babci uznała, że warto je opublikować. Zostawiła oryginalną pisownie, zaopatrzyła w zdjęcia z rodzinnego albumu, niezbędne przypisy i wyjaśnienia. Całość ukazała się w 18 tomie "Materiałów do dziejów kultury i sztuki Bydgoszczy i regionu".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska