Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Kargul z Pawlakową w Wierzchucinie Królewskim. - Ja ręki do zgody żonie nie podam - mówi Pan Kazimierz

Katarzyna Piojda
- Ja ręki do zgody żonie nie podam - mówi pan Kazimierz.
- Ja ręki do zgody żonie nie podam - mówi pan Kazimierz. Agata Wodzień
- Z dnia na dzień zostałem sam z trójką dzieci - opowiada Kazimierz. - To było w 1983 roku. Dałem radę jako samotny ojciec. Córka i synowie dorośli. Wyfrunęli w świat. A żona wróciła 7 lat temu. Znowu z dnia na dzień. I się rozpętało.

- Nie podejdę do żony. Poszła właśnie do kurnika. Ja się tam nie zbliżę i nie zagadam, bo się na mnie z widłami rzuci i mi telefon komórkowy roztrzaska - zarzeka się pan Kazimierz z Wierzchucina Królewskiego pod Koronowem.

Wnuk akurat kręci się po podwórku niedaleko dziadka. Też nie będzie z babcią rozmawiał. I dodaje, że z gazetą babcia też nie będzie rozmawiała. Nie, bo nie i już.

Wierzchucin liczy niecały tysiąc mieszkańców. W nazwie ma "Królewski". W 1404 roku król Władysław Jagiełło zapisał osadę opactwu w Byszewie. Stąd prawdopodobnie pochodzi ten przymiotnik w nazwie miejscowości.

Wieś spokojna, wieś wesoła

- Spokojna wieś położona na malowniczym terenie - opisuje syn sołtyski, która wsią rządziła przez ostatnich 38 lat, aż do wiosny bieżącego roku. - Lasy mamy tu ładne. Jezioro.

Są stolarnie, agroturystyka, malutkie firmy prywatne. Kościół jest. Szkoła. Sklepy w pobliżu. Turyści przyjeżdżają latem odpocząć. Wtedy gwarno się robi. No i ludzie na językach też są.

Jednym z głównych tematów jest rodzina pana Kazimierza. Syn sołtyski też ją kojarzy, ale nie chce wypowiadać się na ten temat. - A co ja tam będę mówił?- pyta sam siebie. - Mojej mamy akurat nie ma. Więcej by powiedziała, ale nie tym razem.
- Ta rodzina mąci spokój. Nie nam, mieszkańcom wioski, tylko sobie nawzajem uprzykrzają życie - uważają ludzie stamtąd. - Szkoda, bo mogliby mieć, jak pączki w maśle.
Policja jest u nich na porządku dziennym. Raz pan Kazimierz na żonę ją wzywa. Raz odwrotnie. To małżeństwo żyje, jak Kargul z Pawlakiem. A raczej: jak Kargulowa z Pawlakową. Albo się strasznie kłócą, albo unikają. Tak mają od dziesiątek lat.

- Nie tylko dziadkowie siebie nawzajem unikają. W naszej rodzinie to prawie nikt z nikim nie rozmawia od lat - wzdycha wnuk. - Tata nie rozmawia ze swoją siostrą i bratem. Tamci też nie utrzymują ze sobą kontaktu. Dziadek z ciocią, czyli swoją córką, też nie rozmawia. Nawet nie wiem, dlaczego. Tak to dziwnie u nas jest.

Jak jest, opowiada pan Kazimierz, senior rodu.

Pracuje jeszcze po około 8 godzin dziennie i ani myśli przejść na emeryturę. Prowadzi samochód. Kilka razy w tygodniu przyjeżdża do Bydgoszczy. W interesach albo na większe zakupy. Jeśli chodzi o firmę, nadal sam wszystko załatwia. Papiery kontroluje, bo wie, że tak trzeba. - Moje, to muszę o to dbać - twierdzi. Na polu też prawie codziennie pracuje. Nie byłoby pewnie w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że... - Mam 86 lat- zaznacza. Dobrze się trzyma.

I dobrze też wygląda. Gdy przyjeżdża do redakcji, ma na sobie marynarkę, koszulę, spodnie garniturowe. Brak w tym stroju może kobiecej ręki - tu coś zmienić, tam poprawić. A propos rąk: pan Kazimierz ma je bardzo spracowane. - Całe życie robiłem. Od 1947 roku prowadzę stolarnię - dodaje starszy mężczyzna. - Dziesiątki pracowników się przewinęło. Teraz zostało mi półtora pracownika, bo to półtora etatu. Nadal pracuję i robię meble na zamówienie.

85 uczniów wyuczył zawodu. - Dostawałem nagrody i wyróżnienia za to, że praktyki młodym organizowałem. Raz nawet dostałem 11 tysięcy złotych takiej nagrody - uśmiecha się senior. - To były piękne dni.
Rolnikiem też jest. - Pole, 28 hektarów, też zawsze obrobiłem. I dom zbudowałem. Taki z 11 pokojami.

Myślał, że w ładnym domu rodzina będzie wiodła ładne życie. Mylił się. - Żona jest ode mnie 15 lat młodsza - opowiada pan Kazimierz. - Na początku małżeństwa dobrze nam było razem. Potem zaczęły się szopki.

Był 1983 rok. - Córka miała 17 lat, jeden syn 15 lat, a najmłodszy osiem - wspomina starszy pan. - Wtedy żona mnie z nimi zostawiła. Właściwie z dnia na dzień. Świat mi się zawalił. Wcześniej tylko przebąkiwała, że już nie podoba jej się na wsi. Że chce do miasta. No i do miasta ode mnie uciekła. Zamieszkała z jakimś facetem. Pracę zaczęła.

Pan Kazimierz już nie pamięta, jak to wszystko ogarnął. Stolarnię, która miała hurtowe zamówienia z Bydgoszczy, te wszystkie hektary, wielgachny dom, no i przede wszystkim dzieci. - W zakładzie miałem pracowników i pomocników, ale w domu nikt mi nie pomagał - przyznaje.

Żona, jak zamieszkała w mieście, odezwała się kilka razy do męża. - Chciała rozwodu - podkreśla stolarz. - Nie zgodziłem się. Jestem katolikiem, a katolicy się nie rozwodzą. Jak biorą ślub, to na całe życie.

Kontakt żony z mężem urwał się. Dzieciaki dorosły. Wyprowadziły się. .- Córka zamieszkała w Bydgoszczy, a chłopaki mieszkają w okolicy. Pierwszy syn w Ślesinie, a drugi w Popielewie - kontynuuje ich ojciec. - Córka ma charakter po żonie. Chłopaki we mnie się wdali.

Powrót do rodziny

Żona jednak wróciła. - Siedem lat temu, na stare lata - mówi mąż. - Byłem przeciwny, żeby wprowadzała się z powrotem. To wyglądało, jak powrót syna marnotrawnego. Tyle że w tym przypadku była żona, a nie syn. I to nie była opowieść biblijna, tylko obraz z życia wzięty.

Kobieta miała jednak prawo wrócić do domu w Wierzchucinie. - Policja stwierdziła, że skoro żona jest cały czas zameldowana, to ma prawo pod tym adresem przebywać - wzdycha rolnik. - Poza tym to dalej moja małżonka.

Gdy wróciła i zamieszkała, wtedy się zaczęły cyrki. Ona oskarżała go o znęcanie. On ją o wymyślanie. - Miała plan, żeby udowodnić, że jestem chory psychicznie. Musiałem przejść badania w szpitalu wojskowym. Nic nie wykryli w mojej głowie.

Policja była stałym gościem tutaj. Nadal jest? - Jest, jest - potakuje wnuk. 23-latek nie chce podawać imienia, bo nie chce być włączany w konflikt pomiędzy dziadkami. - Jak sięgam pamięcią, zawsze byli skłóceni. Wspólne święta, Wigilia przy jednym stole czy urodziny dla rodziny nigdy u nas nie wchodziły w grę - przyznaje chłopak.

Najwięcej wiadomości z Bydgoszczy

Dziadkowie mają sześcioro wnuków, ale tylko on do dziadków przyjeżdża często. To znaczy: do dziadka, bo babci najczęściej nie ma. Przedwczoraj była w domu po południu, ale chyba na chwilę. - O patrz! Znowu rowerem gdzieś pojechała - zdążył powiedzieć jej mąż.
- Ja o dziadkach nie chcę opowiadać. Pani lepiej popyta sąsiadów - radzi mi 23-latek.

Z drugiej strony szosy. Sąsiadka też prowadzi firmę. Już na wstępie zapowiada mi, że ma niewiele czasu. - No aż tak blisko tych ludzi to ja nie mieszkam - twierdzi. - My jesteśmy z drugiej strony szosy.

Opowiada, że pana Kazimierza czasem spotyka we wsi. Choćby na zakupach. - Pracowity człowiek - kwituje.
A żonę? - Jej nie widuję - odpowiada kobieta.
Pytam, czy widzi, jak radiowóz przyjeżdża na interwencje do małżonków.
- Czasem widzę, jak jedzie i skręca w ich stronę. Pewności jednak nie mam, czy to na pewno do nich. Zresztą: nie będę o nich mówiła.

Pan Kazimierz: - Teraz o podział majątku się nam rozchodzi. Żona zamierza dostać swoją połowę. Jest o co walczyć. Ubezpieczyciel wycenił wszystko na 2 miliony złotych. Tyle że żona niczego do tego domu nie wniosła. Ja na wszystko zapracowałem. W lipcu mamy kolejną rozprawę.

Dzwonię kolejny raz do jej męża. - Znowu jej nie ma - słyszę w odpowiedzi. - Ona tak ma, że znika z domu na kilka dni. Kiedyś przecież zniknęła na 25 lat.

Na wezwanie

Ani pan Kazimierz, ani wnuk, ani nikt inny z moich rozmówców nie znają jej numeru telefonu. Pan Kazimierz ma jednak dla mnie propozycję:

- Niech pani wyśle jej z redakcji wezwanie, to ona się stawi u pani i opowie swoją wersję. Jak policja wysyła jej wezwania na przesłuchania, to też jeździ. I też wtedy odpowiada na pytania. Na pani pytania też by odpowiedziała.

My jednak jesteśmy redakcją. Nie policją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska