Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W szpitalu w Brodnicy dziecku nie pomogli. Odesłali do Grudziądza!

(kat)
Niespełna dwuletnie dziecko połyka mały przedmiot. Mama jedzie do szpitala w Brodnicy. Na pomoc nie może liczyć.
Niespełna dwuletnie dziecko połyka mały przedmiot. Mama jedzie do szpitala w Brodnicy. Na pomoc nie może liczyć. archiwum GP
Niespełna dwuletnie dziecko połyka mały przedmiot. Mama jedzie do szpitala w Brodnicy. Na pomoc nie może liczyć. Zostaje odesłana do Grudziądza.

- W poniedziałek, po godz. 20 moja córka zaczęła narzekać, że boli ją przełyk - mówi nasza Czytelniczka (dane do wiadomości redakcji). - Wywnioskowałam, że mogła przypadkiem połknąć monetę. Bałam się, że może się udusić. Natychmiast pojechałam do szpitala w Brodnicy.

Z relacji naszej rozmówczyni wynika, że dyżurujący na recepcji lekarz poinformował ją, że osoba obsługująca ultrasonograf jest już nieobecna. Wspomniał również, że tak małemu dziecku szkoda jest robić RTG, bo to szkodliwe. - Polecił bym pojechała do Grudziądza, że tak będzie lepiej. Nie dał mi jednak żadnego skierowania - mówi nasza rozmówczyni. - Wyszłam przed szpital, nie miałam przy sobie pieniędzy, bak praktycznie pusty. Rozpłakałam się. Zadzwoniłam po mojego tatę i wspólnie pojechaliśmy do Grudziądza.

Więcej wiadomości z Brodnicy na www.pomorska.pl/brodnica.

Na miejscu niemalże od ręki zrobiono prześwietlenie. Okazało się, że moneta tkwi w przełyku. - W szpitalu nie mieli gastroskopu, zostałam poinformowana, że trzeba jechać do Bydgoszczy. Jednak tu powiadomiono mnie, że nie ma takiej możliwości bym jechała sama. Poczekałam na transport karetki. Zapewniono mnie, że dziecko musi być pod opieką medyczną. Po pięciu godzinach byłam w Bydgoszczy. Tam okazało się, ze moneta przesunęła się. Nie można jej wyjąć, trzeba poczekać aż sama wydostanie się na zewnątrz wraz z załatwianiem potrzeb fizjologicznych.
Nasza Czytelniczka przebywa obecnie w szpitalu w Bydgoszczy. Nie ukrywa rozgoryczenia z tego jak potraktowano ją w Brodnicy. Chodziło przecież o zdrowie małego dziecka. Nie mogła liczyć na pomoc w placówce, która z założenia ma świadczyć takie usługi.

Wczoraj próbowaliśmy skontaktować się z dyrekcją szpitala. W sekretariacie poinformowano nas, że Dariusz Szczepański jest nieobecny, wyjechał na spotkanie. Telefonu komórkowego nie odbierał. Jego zastępca - Robert Skowronek - jak przekazano nam w sekretariacie "jest ciężko uchwytny". Przekierowano nas na oddział noworodkowy. Tam okazało się, że jest na spotkaniu w starostwie i "pojawi się tak szybko jak będzie mógł".

Przesłaliśmy do dyrektora Szczepańskiego, jego zastępcy pytania (również do wiadomości rzecznika powiatu):
- Dlaczego mieszkance nie udzielono pomocy, nie wykonano RTG, tylko skierowano (słownie) do oddalonego o blisko 60 kilometrów szpitala?
- Czy gdyby wezwała karetkę - pomoc byłaby udzielona, czy mała pacjentka zostałaby karetką przetransportowana dalej?
- Lekarz dyżurujący zasugerował naszej Czytelniczce, by nie podawała dziecku nic do picia ani do jedzenia, dlaczego?
- Czy władze szpitala zastanawiały się nad zatrudnieniem osoby do obsługi ultrasonografu na całą dobę lub "na wezwanie"?

Stanowisko szpitala i odpowiedzi opublikujemy po ich otrzymaniu.

Korzystaliście kiedyś z pomocy SOR w Brodnicy? Jesteście zadowoleni z opieki w szpitalu?

Czytaj e-wydanie »

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska