Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinny Dom Dziecka u Violetty i Adama Jopków w Bydgoszczy

Katarzyna Piojda
U państwa Joppek. Tutaj nie ma rozpamiętywania przeszłości. Dzieci do niej nie wracają. Przynajmniej na razie. Toczy się normalne życie.
U państwa Joppek. Tutaj nie ma rozpamiętywania przeszłości. Dzieci do niej nie wracają. Przynajmniej na razie. Toczy się normalne życie. Dariusz Blich
Od lat dojrzewała w nich decyzja, żeby rzucić pracę i założyć rodzinny dom dziecka. I jest! Violetta i Adam Joppek wychowują siódemkę dzieci, w tym piątkę nie swoich. A jeszcze trójka im przybędzie.

Nie mówią na nas mama i tata, tylko ciocia i wujek - przyznaje Adam Joppek z Bydgoszczy. - Traktujemy je jak nasze dzieci, ale one przecież mają swoich rodziców. Nie chcemy, żeby jak dorosną przyszły i nam powiedziały: "Kazaliście nam nazywać was mamą i tatą, a nasi prawdziwi rodzice właśnie się odezwali. I to nie wy nimi jesteście".

Piętrowy dom w bydgoskim Brdyujściu. Niedaleko rzeki. Spokojna okolica. Dzieci, które w tym domu zamieszkały 10 miesięcy temu, spokojnego życia wcześniej nie miały. I dlatego tutaj trafiły.

Krzysiu ma 10 lat. Ma też FAS, czyli zespół zaburzeń, które powstały, gdy matka, jeszcze w ciąży, piła alkohol. Chłopiec jest niepełnosprawny intelektualnie. Ma indywidualny tok nauczania, ale do szkoły chodzi. Na dwie godziny dziennie, żeby chociaż pobyć z rówieśnikami. Krystian, 7-latek, uczyć się nie lubi, ale wszystko zapamiętuje w lot. Piekielnie inteligentny dzieciak. Akurat jest w szkole. Karina jest o rok młodsza. Też akurat na lekcjach. Dziecko-huragan. Wszędzie jej pełno. Pozostaje pod opieką psychiatry. Tak musi być.

Kelly ma 4 latka. Gdy miała kilka miesięcy, mama wyszła z nią na spacer. Obok niemowlęcia, w wózku, leżała flaszka wódki, a mama była kompletnie pijana. Na taki obrazek natknęli się policjanci. Kamil niedługo skończy 2 latka. Zaczyna mówić. "Ma-ma" też czasem powie. Z rodzeństwa, które mieszka u Joppków, on jest najmłodszy. Jego mama, ta prawdziwa, niedawno urodziła kolejne dziecko. Noworodek też ma imię na literę "K". Jest z mamą.

Poparcie dla rodziców
Violetta i Adam Joppek mają dwoje biologicznych dzieci. Robert, pierworodny, ma 21 lat. W bydgoskiej Pesie pracuje. Mądry chłopak. Oliwka, jego siostra, ma 5 lat. - Bez ich poparcia nie zdecydowalibyśmy się na prowadzenie rodzinnego domu dziecka - przyznają rodzice. - Oni nas dopingowali.

Przygotowania do założenia placówki trwały długo. Jeszcze dłużej, bo kilka lat, kiełkowała w Joppkach decyzja o założeniu takiego domu. Mieli przecież normalne życie. Ona pracowała jako referentka w biurze. On prowadził firmę, mechanikę pojazdową i wulkanizację. Dobrze im szło.

Decyzja zapadła. Sprzedali mieszkanie w bloku. Samochody też sprzedali. Wszystkie oszczędności wpakowali w dom w Brdyujściu. Nadawał się do generalnego remontu. Ale dali radę. Nadal dają.
Ona zwolniła się z pracy. On zamknął firmę. Kilkumiesięczne szkolenia, spotkania, badania. Wszystko przeszli. Adam jest głównym prowadzącym dom dziecka, Violetta - formalnie jego pracownicą, ale traktują siebie nawzajem na równi.

Zobacz także: Piątka wychowanków Domu Dziecka w Bydgoszczy będzie miała nowe domy!
Praca całą dobę
Na każde dziecko, które u nich zamieszkało, dostają 1060 złotych na rękę miesięcznie. Plus pensje dla siebie. On, jako szef placówki, ma niecałe 1500 złotych, ona - około 700, na umowie-zleceniu. Pieniądze szybko się rozchodzą. Najwięcej trzeba zostawić w spożywczaku. Nie oni wybierają dzieci, które trafiły pod ich adres. Sąd zdecydował. Biologicznym rodzicom odebrał prawa rodzicielskie. Wskazał miejsce zamieszkania właśnie u Joppków.

Dzieci kolejno trafiały do placówek opiekuńczo-wychowawczych. Do Joppków wprowadziły się wszystkie razem. Zanim jednak Krzysiu, Krystian, Karina, Kelly i Kamil przyjechali do nowego domu minęło kilka miesięcy. Najpierw Violetta i Adam jeździli do domu dziecka, żeby poznać swoich przyszłych wychowanków. Wiadomo, że małolaty pozostaną u nich przynajmniej do osiągnięcia pełnoletności. Albo dłużej, jak same zechcą.

Dzień przeprowadzki. Były łzy szczęścia, piski, zachwyty, otwarte ze zdziwienia buzie. Że taki dom. Że to ich dom. Oliwka, córka Joppków, stała najpierw w progu drzwi, kolejno całowała i przytulała nowych współlokatorów. Na początku było ciężko. Nocne wstawanie. Zagubiony wzrok dzieci. Długie rozmowy z nimi. - O tym, dlaczego u nas zamieszkały, rozmawiać nie musieliśmy. Wiedziały, co się stało - podkreśla Adam.

Mama, ta biologiczna, przebywa z noworodkiem w schronisku. Od lutego w Brdyujściu się nie pojawiła. Ojciec wyjechał za granicę. Podobno z Cyganami. Podobno do pracy. Kontakt się urwał. A życie toczy się dalej.

Starsze dzieciaki chodzą do szkoły. Mają 5 minut stąd. W szkole wiedzą, co to za dzieci, z jakiego domu. Joppkowie ich prowadzą. Bezpieczeństwa nigdy za wiele.

Monitoring w sali zabaw
Ze względów bezpieczeństwa w domu jest kamera. - Mama i tata mogą odwiedzać dzieci - dodaje pani Violetta. - Mamy m.in. podgląd na bawialnię. To miejsce spotkań. Gdyby doszło, nie daj Boże, do jakiejś akcji podczas wizyty rodziców, wszystko będzie nagrane. Potem nikt nie będzie miał pretensji, że źle obchodzimy się z dziećmi.

Na razie matka i ojciec rodzeństwa na literę "K" mają dobre relacje z Joppkami. Bez kłótni. Bez żalu, że Violetta i Adam odebrali im dzieci, ich dzieci. Dzień zaczyna się około szóstej rano, kończy o 22. W weekendy podobnie. 40 bułek wystarczy na śniadanie i kolację. 2 litry zupy, kilkanaście kawałków mięsa i 2 kilogramy ziemniaków na obiad. To codzienny zestaw dla dziewięcioosobowej rodziny.

A rodzina jeszcze się powiększy. W przyszłym tygodniu małżonkowie poznają 5-letnią dziewczynkę i o rok od niej starszego brata. 9 czerwca rodzina po raz pierwszy zobaczy jeszcze jednego chłopca. Mały też ma 5 lat. Ta trójka też przeprowadzi się do Joppków.

Dzisiaj rodzina zaczyna świętować dzień dziecka, przypadający na najbliższy poniedziałek. - Bo jest co świętować. To pierwszy nasz dzień dziecka w tak licznej rodzince! - mówią rodzice.

Kilka faktów

Rodzinny Dom Dziecka to placówka zajmująca się dziećmi pozbawionymi właściwej opieki ze strony rodzin naturalnych. Placówkę taką powołuje gmina.

Kandydaci na prowadzących taki dom, muszą spełnić kryteria, m.in. zapewnić przyszłym wychowankom odpowiednie warunki mieszkaniowe (np. mieć duży dom), przejść szkolenia i badania. Prowadzący współpracują z ośrodkiem pomocy społecznej i Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska