Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W 1983 roku Sławek Wierzcholski podjął ryzykowną rozgrywkę z SB. Stawką był paszport i swoboda wyjazdów

Adam Willma
W 1983 roku Sławek Wierzcholski podjął ryzykowną rozgrywkę z SB.
W 1983 roku Sławek Wierzcholski podjął ryzykowną rozgrywkę z SB. archiwum/archiwum IPN
Po wydarzeniach sprzed trzydziestu lat w archiwum IPN pozostały trzy teczki opatrzone licznymi pieczęciami i pseudonimem "Steve". Nadruk "TAJNE - specjalnego znaczenia" przekreślono czerwonym flamastrem.

24-latka w okrągłych okularach bezpieka namierzyła po raz pierwszy w trakcie prowadzenia sprawy obiektowej "Arizona". Rzecz dotyczyła rzekomej działalności wywiadowczej amerykańskich służb specjalnych. Studenta IV roku prawa i administracji potraktowano z początku jako figuranta - osobę wartą sprawdzenia i ewentualnego rozpracowania.

Esbecy typowali trafnie - zdolny, elokwentny, pasjonat języka angielskiego, często wyjeżdżający za granicę za sprawą przynależności do Stowarzyszenia Przyjaciół ONZ. Nie docenili jedynie muzycznych pasji figuranta. Rozpytana o Wierzcholskiego koleżanka jego siostry, zafundowała chłopakowi laurkę: "Spokojny, zrównoważony, grzeczny, koleżeński, alkoholu nie nadużywa".

Siedzimy ledwie kilkaset metrów od miejsca, w którym ta historia się rozpoczęła. Wierzcholski poprawia okulary, lenonki, takie same, jakie tkwią na nosie chłopka, którego czarno-białe zdjęcia pozostały w aktach. Pod zdjęciem opis - wzrost: 190 cm, oczy: piwne, włosy: ciemne. Prawie wszystko się zgadza, tylko włosy przyprószone siwizną. W budynku dzisiejszej komendy policji SB zajmowała najwyższe piętra. Wystarczyło wychylić się z okna, aby zobaczyć odległy o rzut beretem blok, w którym mieszkał wówczas Wierzcholski.

Przygotowania do pozyskania studenta były skrupulatne. Wygrzebano wszelkie informacje na temat rodziny. Wydział V Komendy Wojewódzkiej MO przesłał notatkę dotyczącą sprawy o pozyskanie surowców z nielegalnych źródeł prowadzonej przeciwko ojcu Sławka. - Ojciec miał warsztat, ale nie wolno mu było produkować butów na większą skalę - wspomina Wierzcholski. - Jeździliśmy kupować te skóry na bazar do Warszawy, ale oficjalnie ojciec nie mógł ich przechowywać. W domu mieliśmy więc podwójną ścianę jak za okupacji. Produkował te buty po cichu, na czarno.

Ustalono, że student mieszka we własnym mieszkaniu, przebywa na urlopie dziekańskim, dorabia w spółdzielni studenckiej Małgośka. Punktem wyjścia do pozyskania Wierzcholskiego miała być była odmowa wydania paszportu. Dwa lata wcześniej wyjechał na zaproszenie do USA. Przedłużył jednak samowolnie pobyt w Stanach.

Rozmowa operacyjno-sondażowa odbyła się w 18 marca 1983 roku. Przeprowadził ją szeregowy Arkadiusz Twardowski, o dwa lata starszy od Wierzcholskiego, dopiero od roku w SB. Rozmawiali m.in. o planowanym wyjeździe do Austrii, na który wytypowano Wierzcholskiego z ramienia SPONZ, ale ten martwił się, że nie dostanie paszportu. - Po powrocie znalazłem się w sytuacji, w której nigdy już mogłem nie dostać paszportu - wspomina Wierzcholski. - Ewentualnie do demoludów, ale dla mnie znaczenie miały kraje anglojęzyczne. Angielski był moją pasją.
Z notatki Twardowskiego: "Rozmówca sprawiał wrażenie osoby kulturalnej, inteligentnej, przychylnie nastawionej do SB, popierającej obecną politykę rządu. Biorąc pod uwagę, że posiada szerokie kontakty z osobami zamieszkałymi na terenie krajów kapitalistycznych oraz chęć dalszych wyjazdów do krajów kapitalistycznych, działalność w organizacji SPONZ, przychylny stosunek do SB, proponuję zarejestrować w/w jako kandydata na t.w.".

"Przychylny stosunek do SB" i "popieranie polityki rządu" to standardowe formułki, niezbędne w procedurze rejestracji tajnego współpracownika.
Wierzcholski widzi to po swojemu: - To miał być rodzaj gry. Odgrywałem rolę naiwniaka, który sam chce współpracować, żeby nie próbowali mnie zmuszać. Powiedziałem OK, coś tam zobaczę za granicą, to powiem. Miałem się za spryciarza, sądziłem, że będę im mówić rzeczy, które i tak wiedzą.
Ostateczne pozyskanie Wierzcholskiego szeregowy Twardowski zaplanował na 28 marca 1983 roku.

Scenariusz planowanej rozmowy musiał przekazać przełożonym: "Na wstępie rozmowy nawiążę do jego pobytu w USA, starać się będę uzyskać informacje dotyczące pobytu, danych o osobie zapraszającej i jej rodzinie, poznanych tam cudzoziemcach mających jakiekolwiek związki z Polską. (…) Rozmowę pokieruję w taki sposób, aby kandydat z własnej inicjatywy podzielił się spostrzeżeniami, które mogą interesować SB m.in. zauważone lotniska, bazy wojskowe lub inne urządzenia obronne. Z rozpoznania kandydata wynika, że powinien udzielić wyczerpujących odpowiedzi na zadawane mu pytania. (…) Po uzyskaniu odpowiedzi oraz zorientowaniu się o właściwym stosunku kandydata do poruszanych problemów zaproponuję mu współpracę z organami SB. W przypadku oporów natury psychicznej lub moralnej użyję argumentów wyjaśniających konieczność udzielenia pomocy SB, a wynikających z patriotycznego obowiązku każdego Polaka, bazując na jego zaangażowaniu społecznym w organizacjach młodzieżowych".

Wierzcholski własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy. Wybrał pseudonim "Steve". (- Steve, Sławek, jakoś mi się to skojarzyło). Uzgodniono, że spotkania odbywać się będą raz w miesiącu, chyba że okoliczności wymagać będą częstszych kontaktów.

Na wniosek prowadzącego założono kontrolę korespondencji studenta i zlecono czasowy podsłuch jego linii telefonicznej. Do akt trafiły szczegółowe informacje o tym, komu sprzedał gitarę, z kim się przyjaźni, co robił w schronisku na Hali Gąsienicowej i kto przesyła mu płyty z Holandii. Szczególne zainteresowanie wzbudził list z ambasady USA, która prosiła o zwrot książki Johna Steinbecka wypożyczonej z biblioteki przy placówce.

"Ma zainteresowania muzyczne - lubi muzykę zespołu "Teddy bear" - odnotował podporucznik Szulejewski (prawdopodobnie biorąc tytuł znanego standardu bluesowego za nazwę zespołu). Esbecy sprawdzili dokumenty związane z narzeczoną (obecną żoną) Wierzcholskiego i jej rodziną. Funkcjonariusze pofatygowali się, aby przetłumaczyć listy z języka angielskiego. Szczególnie interesował ich pojawiający się w korespondencji (już w 1984 roku) wątek śmierci księdza Popiełuszki.

Po spotkaniu Twardowski był usatysfakcjonowany: "Kandydat stwierdził, że chętnie będzie udzielał informacji interesujących kontrwywiad, ale chciałby, żeby pomóc mu w uzyskaniu paszportu na wyjazdy do k.k. Wyjaśniłem mu, że jeżeli nabierzemy do niego zaufania, to nie będziemy robili mu przeszkód".
Rokowania z punktu widzenia SB były doskonałe: "Ze względu na kontakty i częste wyjazdy do k.k. (krajów kapitalistycznych), Steve będzie miał szerokie możliwości realizacji zadań na rzecz SB - uznał, sporządzając pierwszą charakterystykę Steve'a. Według założeń student miał kontrolować środowisko SPONZ i wyłaniać osoby do rozpracowania, być wtyczką SB w British Council, wykonywać zadania ogólnopoznawcze podczas wyjazdów zagranicznych i na bieżąco rozpoznawać sprawy, którymi zainteresowana była bezpieka. Jego prawdomówność kontrolowana była przez dwóch innych t.w. - "Jankowskiego" i "Atenę".

Pierwszy pisemny raport "Steve'a" poświęcony jest w całości pobytowi w USA. Wierzcholski opisuje barwnie przypadkowe zatrzymanie przez policję, zetknięcie z firmą Amway i anegdoty związane z pracą zarobkową. Uprzedzając zapewne poirytowanie przełożonych, szeregowy Twardowski opatrzył rękopis Wierzcholskiego komentarzem, w którym stopień ogólności tłumaczy faktem, że jest to pierwsza pisemna informacja złożona przez t.w. Zapewnił, że przeprowadzi szkolenie w zakresie pozyskiwania informacji i ich opracowywania.

Kolejna pisemna informacja Steve'a okazała się równie nieprzydatna. Wierzcholski zrelacjonował w niej wyjazd na konferencję w Grazu, tyle że jego raport można było równie dobrze wywiesić na uczelnianej gazetce ściennej. Twardowski sięgnął więc po wybieg. Zapytał, czy Wierzcholski zgodziłby się udzielać korepetycji pełnomocnikowi firmy DAMED i jego żonie. "Jeżeli korepetycje dojdą do skutku, t.w. Steve zostanie również wykorzystany do operacyjnego zabezpieczenia firmy polonijnej" - snuł plany funkcjonariusz. Na próżno - t. w. na korepetycje się zgodził, ale wątek firmy nie pojawia się w kolejnych rozmowach.

Następna odręczna informacja w całości poświęcona była egzaminowi, który Wierzcholski zdawał w warszawskiej placówce British Council. I tym razem nie wyszedł poza ogólne informacje i utyskiwania na słaby poziom uczestników. Przełożeni szeregowego Twardowskiego byli już mocno poirytowani: "Informacja mało wartościowa" - czytamy w dopiskach. Twardowski dostał zadanie uszczegółowienia raportu, z czego po części wywiązał się na kolejnym spotkaniu. Przy okazji wyjaśnił współpracownikowi szczegółowo, na czym polegają wrogie działania agentów NATO. Chodziło o polityczne przygotowanie "Steve'a" do wyjazdu do Wielkiej Brytanii, gdzie współpracownik dostał zadania "ogólnorozpoznawcze".

Spotkanie 19 października 1983 było krótkie, bo w trakcie rozmowy zadzwonił kolega Wierzcholskiego, że wpadnie za kilka minut. Tym razem "Steve" przekazał informacje jedynie ustnie. Mówił o czasopiśmie "Brytania" wychodzącym w Polsce. Opowiedział o nieudanym wyjeździe do Wielkiej Brytanii (nie otrzymał tzw. karty przekroczenia granicy). Twardowski zobowiązał go do napisania listu do redakcji "Brytanii" i podtrzymania korespondencji pod pretekstem zainteresowania muzyką bluesową.

Kolejny raz panowie spotkali się w grudniu 1983, jak zwykle w mieszkaniu Wierzcholskiego przy ul. Młodzieżowej. "Steve" odmówił pozostawienia relacji na piśmie, więc notatkę sporządził funkcjonariusz: "T.w. nadmienił, że do współpracy się nie nadaje. Przy wykonywaniu zleconych zadań bardzo się denerwuje, wydaje mu się, że osoby, z którymi rozmawia orientują się, że jest nienaturalny" - dopisał od siebie.
Zapewne rozgoryczony nieudanym wyjazdem Wierzcholski miał stwierdzić, że "z tytułu udzielania informacji nic nie ma, podkreślił że nie chodzi mu o korzyści materialne".

Z notatki Twardowskiego: "Podczas spotkania był bardzo uprzejmy, kategorycznie nie odmówił współpracy, lecz próbuje w taktowny sposób z tego się wycofać". Podenerwowany funkcjonariusz zaproponował, aby kolejne spotkanie odbyło się z udziałem kierownika sekcji, kapitana Robaczewskiego - specjalisty od trudnych przypadków.

Wierzcholski: - Tym razem spotkaliśmy się w pokoju hotelu "Polonia", który SB miało do własnej dyspozycji. To było ponure miejsce, sprawiało wrażenie, jakby od miesięcy nikt tam nie sprzątał. Facet, z którym się spotkałem był specem, dobrym psychologiem. Zaczął mi opowiadać, jak ważne jest moje zaangażowanie. Kiedy zaczęli naciskać, zaproponowali pieniądze, wykorzystałem to jako okazję, żeby się wyplątać.

W notatce kapitana Robaczewskiego czytamy: "T.w. podtrzymał swoje stanowisko i stwierdził, że zobowiązując się do współpracy był przekonany iż będą nas interesować wyłącznie informacje dotyczące zagranicy, dodał również że żałuje przekazanych nam dotychczas informacji pisemnych, gdyż uważa, że w ten sposób jest uzależniony od SB. Jego zdaniem dalsze przekazywanie informacji pisemnych postawi go w sytuacji, z której nie będzie miał wyjścia do końca życia. Ponieważ z natury jest człowiekiem, który nie lubi być od nikogo uzależniony, dlatego też chciałby zrezygnować dopóki nie jest za późno".
Panowie rozstali się w napiętej atmosferze, ale Wierzcholski obiecał, że przemyśli sprawę i odpowiedź przekaże na kolejnych spotkaniu. "Jest stosunkowo młodym człowiekiem i swój udział we współpracy porównuje z klasycznymi agentami filmowymi" - dopisał oficer.

Wygląda na to, że oficerowi udało się nieco stłumić bunt Steve'a. Spotkanie 21 stycznia 1984 roku nie przyniosło jeszcze rozstrzygnięcia, ale z relacji esbeka wynika, że odbyło się w spokojniejszej atmosferze. Wierzcholski opowiedział o spotkaniu z koleżanką, która wyjeżdża na dłuższy czas za granicę oraz swojej pracy lektora w KMPiK (Klub Międzynarodowej Prasy i Książki). Napomknął o wyjeździe do Holandii w ramach SPONZ.

Spotkanie, które odbyło się miesiąc później (25 lutego 1984) poświęcone było wizycie delegacji z SPONZ z Holandii (funkcjonariusz odnotował, że interesowała ich sytuacja gospodarcza Polski, robili zdjęcia pustych półek w klepach i długich kolejek).

Znacznie ciekawsza dla SB była jednak kolejna relacja z pobytu Wierzcholskiego w Londynie, w którym pojawia się dość szczegółowa charakterystyka środowiska polonijnego. Za wartościowy operacyjnie uznano opis księgarni z wydawnictwami solidarnościowymi przy katedrze św. Pawła. Informację tę skierowano do Departamentu I MSW.

Wierzcholski: - Miałem wrażenie, że mówię tylko o tym, co i tak wiedzą. Przecież do tej księgarni mógł wejść każdy. Przywiozłem stamtąd kilka książek, między innymi opowiadania Marka Nowakowskiego po angielsku, ale tego im nie powiedziałem.

Przypuszczalnie Wierzcholski zreflektował się, że powiedział więcej niż chciał. "W czasie spotkania t.w. był silnie zdenerwowany (drżały mu ręce i głos), kilkakrotnie stwierdził, że współpraca z SB wywołuje u niego stały stres psychiczny i niepokój moralny (…) Stwierdził, że będąc studentem zgodził się na współpracę z SB, licząc, że potrwa rok albo dwa, dziś natomiast pracuje zawodowo, do czego potrzebny mu komfort psychiczny. Łagodne perswazje z mojej strony odnosiły jedynie chwilowy skutek" - zapisał podporucznik Szulejewski.

Podczas spotkania 24 marca 1985 roku Wierzcholski wprost odmówił podania listy nazwisk kursu języka angielskiego w Londynie, tłumacząc to oporami psychicznymi". Podkreślił, że zgodził się mówić na temat swoich spostrzeżeń, ale nie osób.

Tego samego dnia podporucznik Szulejewski zaproponował swoim przełożonym wyeliminowanie Steve'a z czynnej sieci agenturalnej "wobec braku symptomów pozytywnych zmian w postawie wobec SB" i "wniesienie w stosunku do niego zastrzeżenia na wyjazdy do k.k.". Podkreślił, że spośród wszystkich informacji udzielnych przez "Steve'a" tylko jedną informację wykorzystano operacyjnie.

- Niestety, wokół siebie nie miałem nikogo, kto by mi takich wskazówek udzielił. Gdyby ktoś powiedział, że ja nie muszę z nimi roz mawiać, pewnie nie byłoby tej sprawy.
- Nikomu pan o tym nie mówił?
- Tylko żonie. Dlatego, że to jest złożona sprawa, trudno ją zamknąć w dwóch zdaniach, a na więcej ludzie zwykle nie mają czasu. Wyglądałbym jak człowiek, który się tłumaczy, że nie jest wielbłądem. Zamknąłem tę kwestię, nawet nie sądziłem, że akta przetrwały. Sam zerwałem kontakt, starałem się nikomu nie zaszkodzić, unikałem nazwisk, nie wziąłem pieniędzy. Moralnie nie czuję się znakomicie, ale też nie czuję się źle.

Rok po zamknięciu sprawy Steve'a ukazała się pierwsza głośna płyta Nocnej Zmiany Bluesa - "Nocny koncert", a Sławek Wierzcholski zaczął prowadzić w Trójce swoje bluesowe audycje. W Polsce stał się filarem bluesa - muzyki ludzi wolnych, nawet w czasie niewoli.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska