Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proporcjonalny system wyborczy trzeba zmienić

Jolanta Zielazna
Marek Borowski z Koła Senatorów Niezależnych.
Marek Borowski z Koła Senatorów Niezależnych.
"Ten system wydaje mi się najlepszy, połowę posłów wybierają w okręgach jednomandatowych, połowę z list partyjnych." Rozmowa z Markiem Borowskim z Koła Senatorów Niezależnych.

- Głosował pan za projektem o przeprowadzeniu referendum, zgłoszonym przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Są głosy, że może on być niekonstytucyjny. Nie miał pan takich wątpliwości?
- Są też opinie, że jest zgodny z konstytucją. Zarzut niekonstytucyjności polegał na tym, że pytanie o jednomandatowe okręgi wyborcze dotyczy przejścia z systemu wyborczego proporcjonalnego na większościowy. A w konstytucji jest zapisane, że wybory do Sejmu są proporcjonalne. Wyciągnięto więc wniosek, że tak naprawdę jest to referendum dotyczące zmiany konstytucji. Niby o co innego pyta, ale w razie pozytywnej odpowiedzi i wiążącego charakteru, zobowiązywałoby do zmiany konstytucji. Ja spojrzałem na to inaczej. Są sytuacje, kiedy mamy błędne koło. Np. dla partii będących w Sejmie ordynacja o JOW jest niewygodna, więc nigdy jej nie uchwalą. Jedyna możliwość jest taka, że prezydent przy pomocy Senatu inicjuje referendum i pyta ludzi, czy są za tą zmianą. Dlatego uznałem, że w tych sprawach prezydent konstytucji nie narusza. Inaczej tego rozwiązać nie można.

- Pytanie o JOW wzbudza najwięcej emocji. Bo to jest hasło, nie wiemy, jaką treścią wypełnione. Są przecież różne JOW-y. Jeśli JOW w referendum dostana poparcie, powinniśmy dyskutować, jakie mają być?
- My praktycznie w ogóle nie organizowaliśmy referendów, pomijam wejście do UE, nie pytaliśmy o rozwiązania wewnętrznych problemów. To będzie pierwsze, co uważam za rzecz cenną, bo dostarczy doświadczeń. Trzeba to kiedyś zrobić i przygotować się na to, że w przypadku pozytywnego wyniku i wiążącego charakteru referendum, prawo będzie uchwalał parlament. Czyli będą musiały być rozpatrywane warianty, szczegóły itd. Z JOW-ami jest podobnie. Jeśli ponad 50 proc. pójdzie do referendum i opowie się za JOW-ami będzie to zobowiązaniem dla Sejmu, Senatu do przyjęcia takiego prawa.

- Ale jakiego? Wybory w jednomandatowych okręgach mogą być różne.
- Od parlamentu będzie zależało, czy przyjmie model brytyjski, niemiecki, czy francuski z II turą. Zdecydowałem się głosować za referendum także dlatego, że jestem głębokim zwolennikiem systemu niemieckiego - mieszanego.

- U nas JOW kojarzą się z wyborami do Senatu i w gminach: kto dostanie najwięcej głosów zgarnia mandat.
- Taki jest system brytyjski. W wyborach do Sejmu mielibyśmy 460 okręgów wyborczych, w każdym wybieralibyśmy 1 posła. System brytyjski Brytyjczykom też już przestał się podobać. Bo, gdy pojawiły się inne partie, a nie tylko labourzyści i konserwatyści, okazało się, że ludzie którzy głosują na te partie nagle nie mają swoich reprezentantów. Niedawno były wybory w Wielkiej Brytanii. Okazało się, że partia UKIP (Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa - dop. red.) zdobyła 14 proc., głosów, to w 650-osobowej Izbie Gmin powinno jej dawać ok. 90 mandatów, a dostała 1. Liberałowie dostali 8 proc. głosów, powinni mieć 50 mandatów, mają 8. Efekt jest taki, że spora część ludzi - zwłaszcza w Polsce - nie miałaby w ogóle swojej reprezentacji.
- Zwolennicy tego rozwiązania wskazują, że dziś w wyborach proporcjonalnych do Sejmu wchodzą osoby z mniejszym poparciem niż inni, ale startujący z listy, która nie przekroczyła progu. Uważają, że też nie ma pełnej reprezentacji.
- I słusznie. Dlatego też ten system trzeba zmienić. Niemcy dawno wypraktykowali - i ten system wydaje mi się najlepszy - że połowę posłów wybierają w okręgach jednomandatowych, połowę z list partyjnych. Wyborca ma 2 głosy. Jeden oddaje na konkretnego kandydata w okręgu jednomandatowym, drugi na listę partyjną. Dzięki temu nawet mniejsze partie maja swoje reprezentacje, o ile przekroczyły pewien próg w skali kraju.
Każda partia, jeśli chce zaistnieć, musi w połowie okręgów wystawić kompetentnych czy popularnych ludzi.

- Takich którzy przekonają wyborców, by na nich głosowali.
- Tak jest. To bardzo ożywia działalność partyjną. Bo ludzie wybrani w bezpośrednich wyborach czują się pewniej w tej partii, nie są bierni, mierni, ale wierni, tylko mają zaplecze. W Polsce oznaczałoby to, że 230 posłów wybranych jest bezpośrednio w okręgach jednomandatowych i 230 z list partyjnych. Z indywidualnych okręgów mogłyby się przebić jednostki szczególne. W Niemczech jest tak, że nawet jeśli partia nie przekroczy progu, a w pięciu okręgach jej przedstawiciele wygrają, to dostają mandat. To powoduje, że nawet partia, która nie przekroczy progu może mieć swoich reprezentantów! Mogą przedstawić jej program i w następnych wyborach może uzyskać więcej.

- Czy to trochę nie przypomina listy krajowej do Sejmu?
- Troszkę przypomina. Uważam, że zniesienie listy krajowej było zabiegiem populistycznym i błędnym. Ona obejmowała tylko 15 proc. czyli 69 mandatów. Każda partia wstawiała na listę krajową swoich najlepszych ludzi. Tu jest podobnie. Partia na swoich listach w okręgach star się umieścić takich ludzi, na których jej zależy, ale tak czy owak - połowa musi się przebić z okręgów jednomandatowych.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska