Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wujek Sam stracił nogę

Adam Willma
- Niemcy nadal boją się wziąć na siebie odpowiedzialność za Europę, bo za każdym razem, kiedy to robiły, kończyło się to dla nich fatalnie - uważa Jacek Bartosiak
- Niemcy nadal boją się wziąć na siebie odpowiedzialność za Europę, bo za każdym razem, kiedy to robiły, kończyło się to dla nich fatalnie - uważa Jacek Bartosiak nadesłane
Jacek Bartosiak, analityk z Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, obala mity o politycznych interesach Polski i ostrzega.

JACEK BARTOSIAK

JACEK BARTOSIAK

(ur. 1976) prawnik specjalizujący się w dziedzinie transakcji międzynarodowych. Dwujęzyczny (wiele lat spędził w Australii). Jest ekspertem fundacji Narodowe Centrum Studiów Strategicznych w zakresie bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych. Mieszka w Warszawie.

- "Nawet jeśli doszłoby do ataku z użyciem broni jądrowej na Polskę, odpowiedzi nie będzie. Nikt nie poświęci Paryża dla wsi pod Białymstokiem". Burzy pan całkowicie wyobrażenie o naszym bezpieczeństwie…
- Trzeba wreszcie ten mit zburzyć i zacząć myśleć samodzielnie. To, co słyszę, jest strategią wtórną wobec koncepcji NATO. Tyle że NATO i Unia Europejska to przydatne środki, a nie cele. Naszym wyłącznym celem powinno być bezpieczeństwo kraju i bogacące się społeczeństwo, które posiada możliwość rozwoju i wykorzystuje zasoby i możliwości dane nam przez geografię. Wielu Polaków prezentuje niestety prowincjonalne schematy rozumowania - tkwi w nas poczucie bycia peryferium, które dąży do centrum. To nas mentalnie ogranicza, nie jesteśmy w stanie sami planować własnej przyszłości. Ugrzęźliśmy w przekonaniu, że to co jest, musi być. Być może, ale to jedynie etap w rozwoju państwa. Dopłynęliśmy już do Unii i NATO i mam wrażenie, że jesteśmy trochę obrażeni na świat - że nadal stoją przed nami kolejne wyzwania.

- Taka była narracja z początku lat 90.: dołączymy do grona możnych i wpływowych, a później już koniec historii. Dla ludzi wychowanych w cieniu Peweksów to była logiczna narracja. Tyle że ćwierć wieku później okazuje się, że Zachód udało się dogonić nielicznym.
- Bo zabrakło kalkulacji, że wszystko płynie, a dzisiejsza Europa nie jest już tą z lat 90. Powstaje pytanie, czy mogliśmy ugrać więcej. W moim przekonaniu, nie bardzo chcieliśmy grać. Tymczasem, po bardzo korzystnym dla Polski wejściu do NATO i Unii, powinniśmy usiąść na nowo do stołu i rozpocząć grę na nowo. My natomiast uznaliśmy, że ktoś na Zachodzie rozwiąże problemy za nas. Uznaliśmy, że za nasze bezpieczeństwo odpowiedzialna jest Ameryka. Ale świat jest splotem różnych interesów i nie jest wykluczone, że te interesy splotą się w taki sposób, że Ameryka uzna za stosowne nas poświęcić, tak jak Anglia i Francja poświęciły nas w 1939 roku, aby wygrać swoją wojnę.

Przeczytaj także:Środkowo-Wschodnia Europa w Gdańsku
- Mamy porozumienia, traktaty, umowy…
- Przypuśćmy, że w razie konfliktu Amerykanie przyjdą nam z pomocą. Co to w praktyce oznacza? Notę dyplomatyczną? Ograniczoną pomoc wojskową? Wsparcie powietrzne? Nuklearna wymianę? Amerykanie będą skalować swoją odpowiedź zawsze zgodnie z bieżącymi interesami Ameryki. W przypadku ewentualnego konfliktu z Rosją nie będziemy mieć wspólnego interesu z USA, bo dwa podmioty międzynarodowe nigdy nie mają identycznych interesów. Nasze położenie geograficzne powoduje, że aby przetrwać, musimy być silnym państwem, które dominuje w Europie Środkowo-Wschodniej. Geografia powoduje, że naturalna jest konfrontacja o pas między basenami Morza Czarnego i Bałtyckiego. My przegraliśmy już kiedyś tę konfrontację z Rosją, ale trzeba pamiętać, że historia toczy się kołem. Rosja która ma swoje strukturalne problemy (które również wynikają z geografii), nie jest w stanie zbudować ekonomicznego prosperity i co jakiś czas przeżywa okres "smuty". Taki okres już kiedyś pozwolił nam odbudować państwo, a w przyszłości może nas wzmocnić. Na razie jesteśmy jednak skazani na podporządkowanie się Niemcom lub udział zewnętrznego czynnika balansującego siły, którym dziś są USA. To drugie rozwiązanie staje się coraz mniej pewne, bo Amerykanie skupiają swoje zainteresowania na Pacyfiku. Pozostanie nam zatem "zawiesić się" na Niemcach. Rozwiązaniem alternatywnym jest podjąć rywalizację z Rosją w Europie Środkowo-Wschodniej.

- Jak pan sobie wyobraża tę rywalizację?
- Wbrew pozorom nasz potencjał jest spory. Z punktu widzenia silnego państwa nasze położenie geograficzne jest całkiem ciekawe, strategiczne dla Eurazji. Tu można robić dobre interesy. Pod warunkiem, że będziemy silni gospodarczo. Miejsce Polski jest zaprojektowane w Waszyngtonie, tyle że - powtarzam - jest to rozwiązanie tylko częściowo zbieżne z interesem Polski, choć może nas satysfakcjonować w obecnej sytuacji. Ale za chwilę otworzy się projektowany przez Chiny nowy Jedwabny Szlak i mądra polityka może zapewnić zupełnie nowe perspektywy rozwoju. Wówczas Amerykanie tę kontrole stracą. To oczywiście pewien model, do realizacji którego potrzebna jest baza technologiczna i kapitał. Paradoks polega na tym, że taki dynamiczny rozwój Polski kłóci się z projektem amerykańskim. Bo Amerykanie chcą Rosji stabilnej, stosunkowo silnej, jednak akceptującej amerykańskie warunki ładu globalnego. Potrzebują Rosji do równoważenie potencjału Azji Południowo-Centralnej. Z tego powodu zbieżność naszych interesów z amerykańskimi jest tylko częściowa. Niestety, polskie władze zachowują się jak Rzecki w "Lalce" - tak jak w jego wypowiedziach w mianowniku był zawsze Napoleon, dziś ten mianownik został zmieniony na Brukselę i Waszyngton, ale zasada pozostała.
- Pekin jest daleko.
- Gdy myślimy o świecie, przed oczami pojawia nam się przede wszystkim twór złożony z Europy i Stanów Zjednoczonych, tak jakby te dwa twory istniały na jednym kontynencie. Ale tak nie wygląda geografia świata! Amerykanie są daleko, za oceanem. Owszem, dali nam niepodległość, ale trzeba też pamiętać, że w czasie ziemnej wojny Europa była protektoratem amerykańskim, co nie jest naturalnym stanem rzeczy. Naturalne są związki Eurazji, która połączona jest szlakami handlowymi. Stany Zjednoczone po I i II wojny światowej przejęły od Brytyjczyków kontrolę nad transportem morskim i narzuciły reguły handlu międzynarodowego. Chińczycy zdają sobie z tego sprawę, dlatego tworzą właśnie konkurencję dla Banku Światowego, aby finansować określone przez siebie inwestycje. Podstawową jest właśnie nowy Szlak Jedwabny do Europy, który pozwala uniezależnić się w znacznej mierze od transportu morskiego i USA. Wydarzenia związane z Rosją, Turcją i Iranem są powiązane właśnie z tym procesem. Wkraczamy w nową erę, w której Amerykanie nie będą już rządzić samodzielnie. Kraje zachodniej Europy starają się na razie angażować po obu stronach, stąd negocjacje w sprawie strefy wolnego handlu z USA tak się ślimaczą. Jeśli Chińczykom uda się zrealizować koncepcję Jedwabnego Szlaku i zacznie on przynosić realne zyski, to na pewno wkroczymy do nowego świata, tyle że po drodze możemy mieć jeszcze wojnę o dominację w Eurazji. Polska jest północnym zwornikiem tego szlaku, dlatego powinna dokładnie śledzić amerykańsko-chińską rywalizację.

- Jaka będzie rola Niemiec w nowym świecie?
- Niemcy nadal boją się wziąć na siebie odpowiedzialność za Europę, bo za każdym razem, kiedy to robiły, kończyło się to dla nich fatalnie. Oczywiście skala Niemiec i interesy przemysłu niemieckiego popychają coraz bardziej analityków i polityków niemieckich w stronę przeciwną do Ameryki. Niemcy zachowali własny przemysł i reprezentują interesy własnego kapitału, czego my już niestety nie możemy o sobie powiedzieć, stąd przypadła nam w udziale rola państwa peryferyjnego. Słabość naszej klasy politycznej polega nie tyle na niemocy intelektualnej, co właśnie na braku kapitału, który w Niemczech jest jednym z uczestników ośrodków decyzyjnych. Władza i kapitał działające wspólnie to potężna siła.
- Patrząc z globalnej perspektywy - co dzieje się dziś na Ukrainie?
- W sytuacji słabnących wpływów USA w Europie odbywa się negocjacja Ukrainą (!) o nowy ład w Europie Środkowo-Wschodniej. Rosja liczy na to, że nowa architektura bezpieczeństwa da jej udział w nowej architekturze gospodarczej świata, co pozwoli jej przetrwać. Rosja jest słaba ekonomicznie, w związku z czym nikt nie traktuje jej do końca poważnie. Moskwa ma jednak możliwość komasacji siły i władzy, więc w negocjacjach wycenia się wyżej niżby wskazywała na to siła jej ekonomii. Żeby pokazać swoją cenę, Rosja musi pokazać siłę. I właśnie to robi - latając bombowcami i wystrzeliwując iskandery. Chodzi o to, żeby zaproszono ją do stołu rokowań.
Jestem przeciwny zaangażowaniu Polski na Ukrainie, bo to nie jest obecnie polska kwestia i jest to rzecz przekraczająca nasze siły. Nowy ład się wyłoni - Amerykanie usiądą z Rosją do stołu, głównie dlatego, że Rosja jest słaba i USA nie mają powodu, żeby się jej bać. Opłaca im się dogadać z Rosją, żeby móc zaangażować się w sprawy na Pacyfiku. Sprawy europejskie Amerykanie chcą jednak załatwiać przez sojuszników w Europie. Gdybyśmy mieli własne, potężne siły odstraszania i prężną gospodarkę zaangażowanie na Ukrainie miałoby sens. Można byłoby wyłożyć 150 miliardów, przejąć połowę ukraińskiego przemysłu i mieć kontrolę nad tym krajem. Niestety, ta wycena własnych sił wypada dziś dla nas blado, więc siedźmy cicho i patrzmy, co się będzie działo, gdy opadnie kurz. Znaczenie ma to, kto jest najsilniejszy, gdy podpisuje się traktaty pokojowe. Nie ma znaczenia Monte Cassino i powstanie warszawskie. Znaczenie ma to, kto w 1945 miał siłę, aby decydować o swojej przyszłości.

- Polukrowaliśmy już sprawę ukraińską - mówimy o buforze, historycznym otwarciu itp.
- Bo to wszystko prawda. Ale w naszym interesie nie jest obecnie konfrontowanie się z Rosją. Jeśli Amerykanie wierzą w te piękne słowa o aspiracjach Ukrainy, niech zadziałają sami. 10 tys. żołnierzy i samoloty nie są dla nich problemem. Ale z jakiegoś powodu tego nie robią? Dlaczego? Dlatego, że lepiej zrobią to za nich Polacy? Nie bądźmy frajerami. Obecna sytuacja przypomina mi rok 1939, kiedy Polacy uważali, że wojna toczy się o Polskę, podczas gdy toczyła się o zmianę status quo w Europie. Być może nawet amerykańska strategia wobec Rosji jest całkiem słuszna, ale niech realizują ją własnymi rękoma. Nauczmy się wreszcie patrzeć na politykę chłodno i angażować się na tyle, żeby zachować pozycję obrotową. Skończmy z dziecinnym postrzeganiem polityki zdominowaną przez wizję dobrych i złych narodów.

- Gdzie znajduje się szachownica, na której rozgrywa się światowe gry?
- Wszystko odbywa się na osi Pekin-Waszyngton-Moskwa (ta ostatnia jako dużo mniejszy partner). Osią jest Eurazja, choć mocarstwo zamorskie stara się kontrolować równowagę sił, dzieląc i rządząc. Główne rozgrywki Amerykanie będą rozgrywać na suwnicy pomiędzy Rosją a Chinami.
- Wylewa pan zimną wodę na głowy polskich polityków. Nie wierzy pan w politykę moralną?
- Jak najbardziej - wewnętrzną, czego przykładem jest Izrael - państwo zbudowane na solidarystycznym założeniu (wobec Żydów). Polityka międzynarodowa jest zupełnie innym żywiołem - tu są sprzeczne interesy państw narodowych. To, że tego nie odczuwaliśmy, wynikało dotąd z potęgi Ameryki. To tak jak z kochającym ojcem, który kocha mamę i daje wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Ten ojciec latami przed progiem domu pozostawiał problemy, które go gnębiły i z tej troski czerpie poczucie satysfakcji. Dziś okazuje się, że ojciec stracił nogę i nie ma już tyle siły na okazywanie miłości, a dzieci muszą iść do pracy. Nie ma co rozmyślać o dawnych czasach, trzeba myśleć, jak ułożyć sobie życie z kalekim ojcem. Niestety, polscy politycy są przerażeni, że tata nie ma nogi i modlą się, żeby noga mu odrosła, zamiast szukać nowych rozwiązań.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska