Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anwil Włocławek - kiedyś bali się go wszyscy, teraz stał się ligowym słabeuszem

Tomasz Froehlke
Pięć lat minęło od ostatniego medalu Anwilu Włocławek w lidze. Zespół, którego wszyscy się bali, stał się ligowym słabeuszem.

Po raz pierwszy w historii włocławianie nie awansowali do play off. W punktach zdobytych przez cały sezon Anwil zajął ostatnie miejsce w tabeli po rundzie zasadniczej. Żaden z trzech pierwszych trenerów nie odmienił tej drużyny, przy czym najmniejsza tu jest wina Marcina Woźniaka, który objął drużynę w spadku po Predragu Kruniciu, bez trzech zawodników na pięć meczów przed końcem. Tylko cztery zespoły okazały się gorsze. Wymieniać można by wiele złych rzeczy, które w tym sezonie się wydarzyły.

Z zespołu, który pięć lat temu wywalczył srebro w lidze (po przegranym finale z Asseco Gdynia), nie zostało nic. Nawet w poprzednich latach, choć drużyna nie zdobywała medali, walczyła od początku do końca. Było szóste, piąte i dwa razy czwarte miejsce. Nikt nie chciał z Anwilem grać, bo był on postrachem nawet dla najlepszych drużyn w Polsce. Teraz jest 12. miejsce i... każdy był chciał z Anwilem grać. Nic z tego, bo na szczęście sezon już się dla włocławian zakończył.

Nie dziwię się kibicom, którzy na klubie i zespole nie zostawiają suchej nitki. Sztandarowa ekipa z Włocławka stała się zwykłym dostarczycielem punktów dla innych drużyn. Choć - jak podkreślało wielu trenerów - skład miała naprawdę niezły. To jest dla sympatyków koszykówki we Włocławku zbyt wiele do zniesienia. Jeszcze gdyby ekipa walczyła, ale takie mecze można policzyć na palach jednej ręki. Głównie wówczas, gdy nie miała już szans na play off.
Gdzie jest więc problem? Myślę, że nie tkwi on w jednej tylko rzeczy. To powiązane ze sobą elementy, które doprowadziły właśnie do takiej sytuacji - dziury w budżecie klubowym, zły dobór pierwszego trenera, zły pod względem mentalnym dobór zawodników, brak wyrazistego lidera i motywatora w zespole, zaległości w wypłatach, a potem już poszło z góry - na przełomie marca i kwietnia zwolniono trzech zawodników (Seida Hajrcia, Arvydasa Eitutaviciusa, Andreę Crosariola) oraz trenera Krunicia, a play off można już było pomarzyć.

Niestety, gdy się marzy o sukcesach w lidze zawodowej, trzeba mieć stabilny budżet, z głową ułożony skład i koncepcję gry. Wszystkich tych elementów zabrakło w Anwilu w tym sezonie. Żyjąc samymi oszczędnościami nie da się wiele wskórać. I nie mówię tu o budżecie, którym dysponują najlepsi w Polsce. Bydgoskie Artego, które sięgnęło po wicemistrzostwo Polski w lidze żeńskiej, ma budżet około szóstego miejsca w tabeli. Ale ma świetnego trenera, z głową ułożony skład, a klub funkcjonuje bardzo stabilnie i wywalczył w tym roku Euroligę.

Stało się, ale teraz pora żyć do przodu. Ciekawe, czy jakieś decyzję personalne zapadną w zarządzie klubu. Jakie będzie zdanie na ten temat prezydenta Marka Wojtkowskiego, który daje na koszykówkę niemało publicznych pieniędzy, ale już zapowiedział, że żąda "coś w zamian". Jeśli z tego, bardzo złego sezonu nie wyciągnie się wniosków, to lepiej dać sobie spokój z koszykówką. Zły sezon może też być dobrą nauką.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska