Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poleszucka dusza szuka pamięci

Roman Laudański
Małgorzata Szejnert. Inteligencja pamięta o tutejszych Polakach, ale nie wiem, jaka jest świadomość przeciętnego Białorusina
Małgorzata Szejnert. Inteligencja pamięta o tutejszych Polakach, ale nie wiem, jaka jest świadomość przeciętnego Białorusina Tomasz Czachorowski
Rozmowa z Małgorzatą Szejnert, dziennikarką, pisarką, autorką książki "Usypać góry, historie z Polesia"

Spotkanie odbyło się w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bydgoszczy w ramach programu Dyskusyjne Kluby Książki

W pamięci o Kresach mamy bardzo bolesną - o Wołyniu; pełną wzajemnych pretensji z Litwinami o Wileńszczyznę, i chyba zapomnieliśmy o Polesiu.
Polesie ciągle jest dla nas krainą przyrodniczą, etnograficzną, a przecież tam się bardzo dużo działo! Znawcy Polesia wiedzą swoje, a tzw. przeciętny czytelnik ciągle widzi je przez pryzmat: "Polesia czar".

Czytaj: Naród, który nie nadążał

Nie lubi pani tego określenia.
Bo jest wyidealizowane, dotyczy krainy dzieciństwa. Ci, którzy jeszcze żyją i je wspominają - musieli je opuścić w dzieciństwie. We wspomnieniach nie wyrośli poza ten okres.

Odnalazła pani galerię fantastycznych bohaterów sprzed wieku, jak Louise Arner Boyd, którą amerykańscy reporterzy nazywali "Królową Lodu".
Miała w sobie awanturniczą żyłkę odziedziczoną po przodkach, którzy kopali złoto w Kalifornii. Szukała nieznanego, a cóż dla Amerykanina mogło być bardziej egzotyczne niż kraina bagien, błot i ludzi żyjących jak w średniowieczu?

Louise Boyd, niezrażona brakiem porządnych dróg i warsztatów, zdecydowała się na podróż po Polesiu packardem, a pani połączyła jej historię z ... drewnianym rowerem z Polesia!
Ten wynalazek zrodził się z ambicji bardzo zdolnego rzemieślnika amatora Wasilija Iljuczuka ze wsi Bogdanówka. Czasami widywał, jak lepiej sytuowane państwo jeździło na rowerach. Pomyślał: dlaczego rower ma być tylko dla nich? Podpatrzył konstrukcję, w Pińsku kupił niezbędne elementy z metalu - chyba łańcuch i zębatki - a z sezonowanego drewna zbudował rower, który jeździł! Nawet szprychy wykonał z drewna! Na Polesiu zawsze była szkoła wysokiej obróbki drewna; dominowało tam garncarstwo.

A pani ten rower znalazła w muzeum?
Muzeum Białoruskiego Polesia w Pińsku zostało założone na początku lat 20. ubiegłego wieku. Po wojnie musiało służyć ideologii komunistycznej. Dlatego cała masa interesujących zbiorów nie była wydobywana z magazynów, ale rower pasował do socjalistycznej koncepcji: genialny wynalazca, rolnik, Poleszuk, dlatego stał się koronnym egzemplarzem muzealnym. I był interesujący, a nie nudny jak większość ideologicznych materiałów. Teraz na wystawach pojawia się coraz więcej rzeczy z magazynów, np. ciekawie został zaaranżowany miejski salonik z Pińska.

Jako próba odszukania utraconej pamięci?
Oczywiście. W saloniku leżą przedwojenne francuskie żurnale… To nie jest ani salonik polski, ani żydowski, co byłoby prawdopodobne, ponieważ mieszkali tam bogaci Żydzi - stanowili ponad 60 proc. mieszkańców Pińska. W tym saloniku są również przedwojenne zdjęcia - straży pożarnej, załogi elektrowni - to byli pewnie wyłącznie Polacy. Są także autentyczne latarnie miejskie z polskimi nazwami ulic. Materiały promocyjne i reklamowe z pińskich fabryk, m.in. z fabryki Lurie. Przywracanie tej historii jest dopuszczalne. Pracownicy muzeum myślą już po europejsku - chcieliby wszystko wystawiać, ale niektórych rzeczy jeszcze nie mogą.

?
Pytałam m.in. o pińską Flotyllę Rzeczną Marynarki Wojennej. O historię wysadzenia w powietrze pińskiego kościoła Jezuitów. Chcieliby przygotować takie wystawy, ale jeszcze na to nie pora. Być może gdyby mieli więcej pieniędzy, to przebiliby się z takim tematem, a tak robią to, co bardziej władzy pasuje.

Kto przed wojną mieszkał na Polesiu?
Współczesna, świadoma inteligencja białoruska uważa się już za Białorusinów, nie nazwą się Poleszukami, choć nimi są, bo urodzili się na Polesiu i tam żyją. Poleszukami bardziej nazywa się mieszkańców wsi. Bez wielkiego przywiązania do żadnej administracji, myślących raczej kategoriami małej ojczyzny. Są także inteligenci, którzy chcą się nazywać Poleszukami - takim przykładem jest Fiodor Daniłowicz Klimczuk, tłumacz Nowego Testamentu na lokalny język swojej wsi.

Na Polesiu mieszkali również Rosjanie.
Zbierając materiał do książki spotykałam się raczej z Rosjanami z importu. Ciekawe zjawisko - Pińsk był ośrodkiem podwodniaków, tam jest szkoła morska, a oni bardzo wcześnie przechodzą na emeryturę. Część z nich, mieszkających wcześniej w różnych miejscach Rosji, wybrało sobie Pińsk jako miejsce do życia na emeryturze. Lubią polowania i łowienie ryb, a dla takich ludzi Polesie jest rajem. Spotkałam jednego z nich, który akurat interesuje się historią II wojny światowej, a konkretnie Flotylli Pińskiej, ale nie polskiej, tylko Flotylli Dnieprzańskiej (w 1939 roku przejęła bazę i jednostki polskiej marynarki - przy. Lau.).

Czyli nie tej walczącej z bolszewikami w 1920 roku...
... tylko tej, która walczyła z Niemcami na polskich jednostkach! W 1939 roku w pośpiechu zostały zatopione, ale na płytkiej wodzie. Rosjanie wydobyli je, naprawili i korzystali z nich. Zdarzają się niezwykłe przypadki dla reportera - spotkałam Rosjanina, który osiadł w Pińsku. Zainteresował się historią floty dnieprzańskiej, a nic nie wiedział o drugiej stronie tej historii. A ja, przyjeżdżając do Pińska, prawie nic nie wiedziałam o jego flotylli. I nastąpiła - bardzo interesująca dla obu stron - wymiana. Najciekawsze jest to, że ona była absolutnie bezkonfliktowa. Mogliśmy o tym spokojnie rozmawiać i widzieliśmy splot nieszczęść wzajemnej historii, która stawiała nas przeciw sobie. W czasie wojny Flotylla Dnieprzańska odegrała ważna rolę goniąc Niemców Szprewą aż pod Berlin.

Czy przetrwała pamięć o II Rzeczpospolitej, o dworach i pałacach?
Inteligencja o nich pamięta, ale nie wiem, jaka jest świadomość przeciętnego Białorusina. Myślę, że coraz większa, bo inteligencja jest zawsze opiniotwórcza. Część dworów jest już odbudowywana albo remontowana i służy nowoczesnemu snobizmowi. W pałacu Juliana Ursyna Niemcewicza w Skokach odbywają się bale organizowane przez najróżniejsze środowiska. Panie w sukniach balowych z epoki, panowie w cylindrach. Kalendarz imprez jest kompletnie wypełniony.

Chęć uczestnictwa w dawnym splendorze jest jednym z elementów pamięci.
Pamięć zależy od indywidualnych doświadczeń. Wśród ludzi, którzy przeszli solidne komunistyczne wychowanie, mieszkali w sąsiedztwie wojskowych osadników, nie ma co liczyć na dobre wspomnienia. Grunty, które nadawały się do uprawy, były dość gęsto zaludnione - brakowało ziemi, a osadnictwo zostało przeprowadzone wbrew żyjącym tam już ludziom. Nie zetknęłam się z żadnym tonem złego sentymentu. Wręcz przeciwnie - raczej z zaciekawieniem: czego szukam, i z pomocą. Na kształt pamięci o Polsce wpłynęły długie rządy komunistyczne. Mieszkańcy na własnej skórze poczuli, że polskie rządy w okresie międzywojennym - przy wszystkich swoich wadach i niedociągnięciach - nie były krwawe, represyjne. Polacy nie wysyłali nikogo na Sybir.

W okruchach składanej pamięci badała pani tropy mieszkających tam Żydów. Obrazy chasydów modlących się w miejscu, gdzie podobno był wcześniej cmentarz żydowski, szukanie fragmentu ostatniej płyty z drugiego cmentarza w Pińsku. I jednocześnie wplata pani w tę opowieść historię pogromu pińskiego.
Nikt - poza wąską grupą historyków w Polsce - o tym nie wie, jednak nie można tego zdarzenia nazywać pogromem. Tak nazywają to Żydzi. Międzynarodowa komisja, głównie amerykańska, bardzo szybko pojawiła się w Pińsku i badała tę sprawę. Szefował jej Żyd - Henry Morgenthau, który później badał ludobójstwo popełnione na Ormianach. Komisja oceniła, że był to incydent wojenny, a nie pogrom. Może by się nie zdarzył, gdyby to nie byli Żydzi. Bezpośrednim impulsem był strach przed bolszewikami, trwała wojna bolszewic ka, a Żydzi - nie bez powodu - mieli opinię probolszewickich. Pomimo godziny policyjnej zgromadzili się w Domu Ludowym. Do polskich żołnierzy dotarł donos, że to są bolszewicy, którzy coś knują. Żołnierze wyciągnęli ich i rozstrzelali. Tragedia, ale nie należy nazywać tego pogromem. Na Pińszczyźnie i Polesiu nie było pogromów. Pisał o tym nawet Chaim Weizmann - pierwszy prezydent Izraela, który urodził się w Motolu, a w Pińsku chodził do szkoły.

Buduje pani reportaże z drobiazgów, np. zauroczył mnie opis portretu Mony Lizy wykonany z... wędlin!
To przykład zniewolonej inicjatywy, która - uwolniona - zaczyna buzować. Mówimy o spokoju, bierności, wręcz senności Białorusinów, ale w miasteczku Motol, w którym mieszkało wielu Polaków, a którzy i dziś przyznają się do polskiego pochodzenia - przetrwała ludzka inicjatywa. Przed wojną żyło tam również wielu Żydów. Nie można powiedzieć, że Łukaszenka całkowicie ograniczył prywatną inicjatywę. W Motolu stymulacja nie była potrzebna, bo oni sami o nią zadbali - raz do roku robią niezwykły jarmark Motolskie Przysmaki, przypominający wręcz jarmarki z bawarskiego miasteczka. Z bogactwem produktów i pomysłów. I tu zrodziła się Mona Liza, której portret został stworzony z kiełbasy krakowskiej, cielęciny i innych mięs. Został on wykonany przez Andrieja Miniuka, potomka polskiego wędliniarza, który w okresie międzywojennym miał firmę w Motolu. Okazało się, że ta inicjatywa przetrwała nie tylko w tej rodzinie, ale i w wielu innych.

Duch Ryszarda Kapuścińskiego unosi się nad pani książką.
Ryszard chciał napisać o Pińsku, ale nie zrealizował tego pomysłu. Wpłynęło to na moje zainteresowanie. Skoro Ryszard tyle jeździł po świecie - a jednak uparcie wspominał Pińsk i ciągle duchem i ciałem do niego wracał, to wydawało mi się, że tam musi być coś, o czym warto napisać.
Do czego potrzebujemy tak głębokiej pamięci, tych okruchów, które pieczołowicie zebrała pani i opisała w książce?
Po to, żebyśmy wiedzieli, kim byliśmy, jesteśmy i będziemy.

Fot. tomasz czachorowski
============06 Zdjęcie Podpis 8.5(48830193)============
M. Szejnert: dziennikarka, reportażystka, autorka książek
============08 Cytat mag(48830195)============

============41 Ramka mag(48908941)============

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska