Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wejdź do pracowni malarza

Joanna Pluta
Wczesny obraz Wyczółkowskiego "W pracowni malarza" jest wart 50 tysięcy euro.
Wczesny obraz Wyczółkowskiego "W pracowni malarza" jest wart 50 tysięcy euro. Tomasz Czachorowski
Przez najbliższe dwa miesiące mieszkańcy mogą podziwiać niezwykły obraz Leona Wyczółkowskiego. Niezwykły ze względu na tematykę, technikę wykonania i burzliwe losy płótna.

To jeden ze wczesnych obrazów Wyczółkowskiego, pochodzący z jego warszawskiego okresu. Został namalowany w 1883 roku. - Wyczółkowski po tym, jak brał nauki u Wojciecha Gersona, studiował w Monachium, a później uczył się w pracowni Matejki wrócił do Warszawy i malował - mówi Ewa Sekuła-Tauer, kustosz Domu Wyczółkowskiego. - Głównie tworzył, żeby mieć za co przeżyć. W tamtym czasie bardzo modne było malarstwo historyczne, później buduarowe, a potem religijne.

Spod pędzla Wyczółkowskiego wychodzi wówczas "Chrystus w grobie", który w Warszawie budzi niechęć. - Dzięki temu jednak o malarzu dużo się mówi - podkreśla Sekuła-Tauer. - Niedługo później powstaje obraz "W pracowni malarza". Co ciekawe, w tym czasie Wyczółkowski malował barwne, buduarowe obrazy. A ten jest zupełnie inny. Porusza tematykę straty kogoś bliskiego. Na płótnie widzimy kobietę ubraną na czarno, czyli w strój żałobny, która porównuje postać na zdjęciu trzymanym w ręce z tą, widzianą na obrazie, na który patrzy. To świetnie namalowany obraz, pełen skrótów myślowych, pełen różnych perspektyw. Doskonały technicznie, choć Wyczółkowski był wtedy młodym malarzem. Jeśli chodzi o kobietę, którą widzimy na obrazie, są wie wersje o tym, kim jest.

Przeczytaj również: Wyjątkowy "Wyczółkowski" do obejrzenia w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy

Pierwsza mówi, że to panna Mandecka, kuzynka Wyczółkowskiego. Druga, bardziej prawdopodobna, że modelką była sąsiadka malarza, który w tym czasie mieszkał przy ul. Długiej w Warszawie, aktorka Maria Wisnowska. - To była prawdziwa femme fatale - mówi Sekuła-Tauer. - Wyczółkowskiemu pozowała często, wokół niej była silna aura tajemniczości. Ubierała się niemal zawsze na czarno, wywoływała w Warszawie skandale. Mówi się, że została zastrzelona przez jednego ze swoich kochanków. Rzeczywiście mogła natchnąć malarza.

Niedługo później, bo w roku 1885 powstał inny obraz, ale utrzymany w podobnym duchu - "Welon". - W tym przypadku mąż opłakiwał ukochaną, która umarła w dniu ślubu - opowiada pani kustosz. - Tu również było dużo emocji. Wyczółkowski, jako młody artysta mocno z tymi emocjami eksperymentował. "W pracowni malarza" to obraz bardzo intymny, inny od tych, które tworzył przed nim.
Co się później stało z płótnem? - Nabył go lekarz pediatra Konstanty Karwowski, może go kupił, może dostał go od malarza, po tym, jak poznał go na jakimś wieczorku artystyczno-literackim - mówi Sekuła-Tauer. - To nie jest pewne. Wiadomo natomiast, że Karwowski zgromadził pokaźną kolekcję, którą w 1918 roku przekazał w darze do Muzeum Narodowego w Warszawie. Obraz został tam zapisany pod numerem szesnastym, nie miał natomiast dokumentacji fotograficznej.

Obraz został pokazany tylko raz, w 1937 roku na wystawie pośmiertnej malarza. W 1938 roku pojawił się w katalogu, był opisany, ale znów zabrakło dokumentacji fotograficznej. - Około roku 44 obraz został zrabowany, dokąd trafił - trudno powiedzieć. Może do Niemiec, mówi się też, że do Węgier. Nie wrócił jednak do Polski - słyszymy. - I nagle w 2009 roku płótno pojawiło się w Düsseldorfie i trafiło na aukcję. Gdy dowiedziała się o tym Anna Tyczyńska, wieloletnia kustosz Muzeum Narodowego od razu złożyła wniosek o restytucję dzieła. Niestety, właśnie przez brak dokumentacji fotograficznej, dzieła z aukcji nie wycofano.

Obraz sprzedano, a sprzedała go niemiecka rodzina, która podobno w latach 50. odkupiła go od hiszpańskiej burżuazji. Ile w tym prawdy - nie wiadomo. - Płótno kupił niemiecki marszand za 18 tysięcy euro - mówi pani kustosz. - Tym samym straciliśmy szansę na to, by wróciło do Polski.

Na szczęście po dwóch latach obraz znów trafił na rynek. Wtedy postanowili go kupić dwaj panowie, współwłaściciele pisma "Widza i Praktyka" Roman Kruszewski i Witold Konieczny. Zapłacili już 50 tys. euro, a obraz podarowali Muzeum Narodowemu.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska