Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie był zwyczajny organista. To był mistrz nad mistrzami!

Małgorzata Wąsacz
Szczepan Jankowski w parafii na placu Piastowskim prowadził dwa chóry.
Szczepan Jankowski w parafii na placu Piastowskim prowadził dwa chóry. Ze zbiorów Olafa Jankowskiego
- Nie zawaham się nawet użyć słowa geniusz - tak o Szczepanie Jankowskim mówi Romuald Froehlke, były ministrant z kościoła na pl. Piastowskim.

Okazją do wspomnień było otwarcie Izby Pamięci w Wudzynie i poświęcenie tablicy upamiętniającej tego genialnego, niewidomego organistę. Uroczystości odbyły się 7 kwietnia br., dokładnie w 25. rocznicę jego śmierci.

Dlaczego akurat Izba i tablica znalazły się w Wudzynie? Bo właśnie tutaj Szczepan Jankowski urodził się 26 grudnia 1900 roku. Mieszkał w jednej z XIX-wiecznych chat, które stoją w wiosce do dzisiaj.

Przeczytaj również: Piękne lub skromne, ale zawsze z ciekawą historią. Takie są bydgoskie świątynie [mapa interaktywna]

Gdy zaczynał grać, to nic już się nie liczyło

Jednak zdecydowaną większość swojego życia pan Szczepan spędził w Bydgoszczy. Będąc kilkuletnim chłopcem, pomimo usilnych starań lekarzy, stracił wzrok. Nie wpłynęło to jednak na jego edukację. W 1915 roku rozpoczął naukę w Bydgoskim Konserwatorium Muzycznym.

W 1921 roku zaczął pracę jako drugi organista w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa na placu Piastowskim. Siedem lat później był już samodzielnym organistą w tej parafii. Łącznie grał tutaj na organach aż przez sześćdziesiąt pięć lat!

Przez kilka lat ministrantem w parafii na placu Piastowskim był Romuald Froehlke. - Zacząłem swoją ministrancką posługę pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Pana Szczepana Jankowskiego znałem bardzo dobrze z widzenia. Jednak nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą. Obserwowałem go, jak grał. W tym kościele były ograny o fantastycznym brzmieniu, zapewne jeszcze przedwojenne. Były one napędzane powietrzem. Czasem wraz z innymi ministrantami chodziliśmy na chór i pompowaliśmy platformę, która napędzała organy, by pod rękoma tego genialnego organisty mogły wydawać takie niesamowite dźwięki. Stąd też miałem okazję, by z bliska przyjrzeć się jego pracy. Widziałem jego koncentrację. Gdy już zaczynał grać, to nic dookoła go nie interesowało - opowiada nasz Czytelnik.

Aż ciarki przechodziły po plecach

Jak dodaje, Szczepan Jankowski jako osoba niewidoma miał bardzo wyostrzony słuch. Wychwytywał każdy szmer czy słowa, które wierni wypowiadali, gdy on grał. Nie lubił też, gdy przeszkadzały mu dzieci.

Dlatego też najszczęśliwszy był wówczas, gdy na chórze był sam i mógł oddać się swojej pasji. - A to wcale nie było łatwe. Proszę pamiętać, że lata pięćdziesiąte to były czasy, gdy do kościołów przychodziły tłumy wiernych. Ścisk na dole był taki, że wiele osób szukało miejsca na chórze. Wiadomo, że kręcili się, rozmawiali. Dlatego też tym bardziej należało podziwiać pana Szczepana, że w takich warunkach potrafił tak pięknie grać. Ludzie byli pod ogromnym wrażeniem. Słuchali, jak z organów wydobywał zarówno wysokie, jak i niskie dźwięki. Największy popis swoich zdolności i umiejętności pan Jankowski dawał podczas gorzkich żali. To nabożeństwo w niedzielne popołudnie przyciągało najwięcej wiernych. Przyjeżdżali także z innych parafii, by przez półtorej godziny śpiewać i słuchać gry na organach. Dodam jeszcze, że podczas mszy pan Jankowski chętnie wykonywał utwory Bacha i innych znanych światowych kompozytorów. Gdy msza się skończyła, to lubił zostać dłużej i sobie pograć. Słuchaczom aż ciarki przechodziły po plecach. - wspomina Romuald Froehlke.

Powtarzali do skutku

Nie wszyscy wiedzą, że Szczepan Jankowski w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa prowadził dwa chóry. Nie były zbyt liczne. Pierwszy nazywał się "Harmonia", drugi "Chór Panien Różańcowych". Próby zawsze odbywały się w kościele, na chórze. - Pamiętam, że czasem panie były wściekłe na pana Jankowskiego, że ten po raz dziesiąty kazał im powtarzać jakąś frazę, bo nie była ona dobrze zaśpiewana. Odpuszczał dopiero, gdy nie było żadnego fałszu. Wtedy dopiero mówił, że jest w porządku i panie mogły przejść do następnej zwrotki czy pieśni. Takim był perfekcjonistą - słyszymy.

Tradycją parafii na placu Piastowskim była też nauka pieśni religijnych. Choć była otwarta dla wszystkich wiernych, to jednak kierowano ją głównie do dzieci i młodzieży. Odbywała się ona raz w tygodniu przy udziale księży. - Pamiętam, że z ambony najczęściej prowadził ją ksiądz Kazimierz Frąckowski, który miał wspaniały głos. Natomiast pan Jankowski przygrywał na organach. Pieśni powtarzaliśmy do skutku, aż były zaśpiewane dobrze - podsumowuje Romuald Froehlke.

Trzymał wiernych w karbach

Szczepana Jankowskiego wspominają też inni Czytelnicy "Albumu bydgoskiego".

Józef Trompalski nawiązuje do wątku, który Jerzy Sulima-Kamiński poruszył w książce "Most Królowej Jadwigi". - To prawda, że w czasie okupacji w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa najpierw można było wysłuchać kazania po niemiecku, a pod koniec mszy organista Jankowski zagrał na organach coś, co przejmowało do szpiku kości. Vater unser, a potem oczyszczające płomienne akordy. To była Bogurodzica. Dziś się wzruszam, gdy sobie przypominam te msze - słyszymy.

Maryla Goździalska, z domu Rysiulewicz, dopowiada: - Pamiętam, że pan Jankowski był drobnym mężczyzną, w krótkim, czarnym płaszczyku i wełnianym kapelusiku. Zawsze najpierw zaczynał śpiewać kilka słów pieśni, a potem już tylko grał i dawał wiernym okazję, by się wykazali. Jednak, gdy na przykład spowalniali śpiewanie, to przerywał grę i z całą mocą pieśń zaczynał od początku. Dzięki panu Szczepanowi do dziś pieśni kościelne śpiewam w odpowiednim tempie - mówi Maryla Goździalska.

Z kolei pani Teresa przez kilka lat śpiewała w "Chórze Panien Różańcowych". - Zawsze byłam pod wrażeniem ogromnego profesjonalizmu pana Jankowskiego. Każdą pieśń ćwiczyłyśmy tak długo, aż była zaśpiewana czysto. Trochę się z koleżankami denerwowałyśmy, bo czasem próba trwała nawet trzy godziny. Ale potem byłyśmy wdzięczne panu Szczepanowi za to, że nas tak dobrze przygotował. Już podczas występów wcale się nie denerwowałyśmy - mówi pani Teresa.

Medal od papieża

Przypomnijmy, że za rozpowszechnianie muzyki kościelnej w 1964 roku papież Paweł VI odznaczył Szczepana Jankowskiego medalem "Pro Eccelesia et Pontifice. Jeszcze rok przed śmiercią, od czasu do czasu, grywał na "swoich ukochanych" organach.

Zmarł 7 kwietnia 1990 roku w Bydgoszczy. Spoczywa na cmentarzu parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ul. Ludwikowo.

3 kwietnia 2008 roku na ścianie domu przy ul. Śniadeckich 55, gdzie mieszkał, zawisła marmurowa tablica z wizerunkiem wirtuoza grającego na organach. Natomiast 8 listopada 2010 roku imieniem Szczepana Jankowskiego została nazwana ulica przylegająca do jego umiłowanego kościoła.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska