Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Mateja: - Smoleńsk to jeden z kamieni milowych naszej historii

Roman Laudański
Dr Mateja: - Smoleńsk to jeden z kamieni milowych naszej historii.
Dr Mateja: - Smoleńsk to jeden z kamieni milowych naszej historii. archiwum
Jedna katastrofa, a tyle mitów: wspólnota nad grobami, pojednanie polsko-rosyjskie, miłość silniejsza niż śmierć, bohater - patriota, matka Polka. A wszystko już w pierwszym tygodniu żałoby narodowej!

Doktor Magdalena Mateja adiunkt na Wydziale Politologii i Studiów Międzynarodowych UMK w Toruniu. Autorka kilkudziesięciu prac z zakresu medioznawstwa, komunikologii i kulturoznawstwa. Po katastrofie smoleńskiej zajęła się analizowaniem jej opisu w mediach.
Na swoim blogu (http://magdalena-mateja.blog.onet.pl) napisała o sobie: - "Za swoim mentorem, Kisielem, powtarzam, że polemika z głupstwem nobilituje je. Jednak tyle tej głupoty wokół... Trudno się oprzeć! Toteż się nie opieram i komentuję: głupstwa, wpadki, absurdy, manipulacje medialne".

Wielu zapamiętało pierwsze dni po katastrofie w Smoleńsku jako czas zgody narodowej. Kwiaty, znicze i tłumy na Krakowskim Przedmieściu. I być może kontrowersyjna decyzja o Wawelu, miejscu pochówku prezydenckiej pary, podzieliła naród.

- Polacy reagowali podobnie przy każdym, równie bolesnym wydarzeniu - zauważa doktor Magdalena Mateja, medioznawca z toruńskiego UMK. - Analizowałam m.in. przekazy prasowe na temat śmierci marszałka Piłsudskiego. W nich również przywoływano atmosferę zgody narodowej, a nawet ponadnarodowej, choć przecież marszałek, zwłaszcza po zamachu majowym, budził kontrowersje. Międzywojenne gazety donosiły, że udział w oficjalnym pogrzebie zapowiedzieli światowi liderzy, którzy mieli wykorzystać tę smutną okazję do podjęcia rozmów o coraz bardziej niebezpiecznej sytuacji w Europie.

- Podobnych spotkań dziennikarze spodziewali się po pogrzebie prezydenta Kaczyńskiego - przypomina badaczka. - Oczekiwana była nie tylko zgoda polsko-polska, ale i polsko-rosyjska czy wręcz globalna. Katastrofa i żałoba miały spowodować tak duży wstrząs narodowy i patriotyczne poruszenie, że po 10 kwietnia 2010 r. Polaków czekała już tylko zgoda...

Wybuch wulkanu i chmury pyłu uniemożliwiły wielkim tego świata przylot na pogrzeb prezydenta do Krakowa.

Zamach - narodziny mitu mitów
Pięć lat po katastrofie niemiecki dziennikarz ujawnił, że ma dowody na to, że w Smoleńsku doszło do zamachu, za którym stały rosyjskie służby - FSB. Szczegóły dziennikarz zawarł w swojej książce.

- Nic nowego - komentuje dr Mateja. - Wątek zamachu obecny był w przekazie medialnym od początku. Już w poniedziałek, 12 kwietnia 2010 roku poseł Górski zasugerował taką możliwość w "Naszym Dzienniku".
W sobotę, 10 kwietnia 2010 roku niektóre gazety (m.in. "Gazeta Pomorska" - dziś dołączamy reprint tamtego wydania) przygotowały wydania nadzwyczajne, które były rozdawane, np. w centrach handlowych.

- Po informacji, że szykuje się pochówek wawelski dla prezydenta m.in. "Wyborcza" zaczęła relacjonować katastrofę w nieco innym tonie. Jeszcze w numerze sobotnim zestawiała Smoleńsk z innymi, równie "tajemniczymi" katastrofami. Przywołała te, których przyczyny pozostały niejasne (np. katastrofę w Gibraltarze, w której zginął gen. Sikorski czy śmierć prezydenta Macedonii w 2004 r.). Wtedy jeszcze nikt nie powiedział wprost, że w Smoleńsku był zamach, jednak kontekst otwierał pole do najróżniejszych interpretacji.

Mit zgody
Przed katastrofą między małym (kancelaria premiera Donalda Tuska) a wielkim pałacem (prezydent Lech Kaczyński) trwała ostra rywalizacja. Dochodziło do gorszących scen "walki" o krzesło w Brukseli czy problemów z udostępnieniem samolotu prezydentowi.
- Niektóre media dyskredytowały, wręcz ośmieszały prezydenta Kaczyńskiego - przypomina Magdalena Mateja. - Badania CBOS-u sprzed katastrofy pokazywały negatywny obraz prezydenta w społecznym odbiorze. Profesorowi UKSW Polacy odmawiali nawet potencjału intelektualnego... Tymczasem jego współpracownicy, ale także były prezydent Kwaśniewski z małżonką, mówili o czarującym rozmówcy, o wielkiej erudycji i wiedzy Lecha Kaczyńskiego. Wcześniej media "używały" sobie na prezydencie, pokazywały go m.in. jako rusofoba. Po katastrofie nastąpiła zmiana w narracji, pojawiły się tytuły: "Niech ta śmierć nas pojedna", "Rosjanie płaczą razem z Polakami", "Rosyjska solidarność".

- W micie zgody polsko-rosyjskiej zbudowanym na krwi ofiar katastrofy smoleńskiej w mediach pobrzmiewały najróżniejsze tony - mówi Magdalena Mateja. - Jedni pisali o pojednaniu nad trumnami, a inni o demonicznej Rosji, co stało się również punktem wyjścia do snucia teorii spiskowych. Najpierw pojawiła się myśl, że to był spisek (tylko Rosjan czy "pomagał" ktoś z Polski?) i zamach, a później pojawiły się bardziej wyrafinowane teorie: sztuczna mgła, hel, bomby. Widać tu konsekwencję postrzegania Rosjan przez konkretne redakcje - dodaje dr Mateja. Tłumaczy, że w naszej historii były już momenty, w których dana grupa o określonym "gorsecie" kultury (np. wyznawcy religii smoleńskiej) bardziej się uwidaczniała.

- Jesteśmy zakleszczeni między dwiema grupami polityczno - społecznymi, które patrzą na Smoleńsk z dwóch odmiennych perspektyw - dodaje badaczka smoleńskich mitów. - Bardziej wyeksponowana w mediach jest działalność PiS-u, dla którego mit smoleński oznacza raczej wątki heroiczne i w pewnych okresach - np. przed wyborami - pełni rolę politycznego paliwa. Przecież Andrzej Duda może być przedstawiony jako spadkobierca testamentu i osoby Lecha Kaczyńskiego.

- Do Prawa i Sprawiedliwości przylgnęło określenie, że to "mitotwórcy" żywiący się Smoleńskiem. Niektórzy oponenci polityczni PiS i publicyści użyli nawet sformułowania "nekropolityka" - przypomina dr Mateja. - Ale zapominamy, że na tym micie żeruje również Platforma, która umiejętnie go podsyca, kiedy Antoni Macierewicz czy Jarosław Kaczyński usuwają się strategicznie w cień. Nawet premier Ewa Kopacz w kampanii prezydenckiej przypominała o agresywnych i nieracjonalnych postawach opozycji. Kiedyś PiS przed wyborami podzielił Polskę na solidarną i liberalną, dziś Platforma mówi o Polsce: racjonalnej i radykalnej - w domyśle pogrążonej w niebezpiecznej mitomanii. Znowu mamy prymitywny, ale skuteczny podział na "my" i "oni".

Mit pomocy rodzinom ofiar
W ciągu ostatnich lat mieliśmy zapewnienia m.in. minister Ewy Kopacz o starannym przeszukaniu miejsca katastrofy i dołożeniu wszelkich starań podczas identyfikacji zwłok. Tymczasem dowiadywaliśmy się o ekshumacjach pomylonych szczątków, resztkach maszyny walających się na miejscu katastrofy czy badaniach (po latach) wysokości brzozy.

- Nawet osoby, które trudno podejrzewać o radykalizm, np. córka Izabeli Jarugi-Nowackiej czy syn Macieja Płażyńskiego w wywiadach wskazywali zaniedbania państwa wobec rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Trudno posądzić te osoby o stronniczość czy o to, że są sympatykami PiS - opowiada Magdalena Mateja.
- W wielu momentach deklarowana publicznie profesjonalna obsługa rodzin ofiar pozostawała wyłącznie... deklaracją. Ten wątek pojawia się w wielu wywiadach. Media również nie zachowały się profesjonalnie, ponieważ zamiast sprawdzonych informacji - podawały hipotezy i "szumy": ktoś przeżył, do kogoś strzelali. To była m.in. "pożywka" autorów kolejnych spiskowych opowieści.

Mit winy i odpowiedzialności
Po strąceniu malezyjskiego samolotu nad Ukrainą Holendrom w miarę szybko udało się odzyskać wrak. I to w miejscu, gdzie trwa wojna. A my od pięciu lat ciągle nie możemy doprosić się wraku tupolewa!

Doktor Mateja: - Był czas na jego wcześniejsze sprowadzenie do kraju, a teraz - ze względu na nasze stanowisko wobec konfliktu Ukrainy i Rosji - raczej nie ma na to szans. Być może jest to korzystne dla rządzących? Niedawno współwiną za katastrofę obarczono rosyjskich kontrolerów (czego domagała się od lat polska prawica). Podejrzliwi zaraz postawią pytanie: komu się opłaca to, że w roku wyborów prezydenckich i parlamentarnych powrócił wątek rosyjskich kontrolerów? Dziś ciszej o złym szkoleniu naszych pilotów, tymczasem przez cztery lata obowiązywała interpretacja znana m.in. z raportu Millera czy zespołu Macieja Laska, że przez nieznajomość procedur czy języka rosyjskiego załoga tupolewa była daleka od doskonałości. Od kilku dni żyjemy doniesieniami o ponownych odczytach zapisów czarnych skrzynek, w których świetle kontrowersyjna wydaje się rola gen. Błasika czy szefa protokołu dyplomatycznego. Tymczasem ci, którzy po polskiej stronie mogli zawinić w przygotowaniach i organizacji lotu, nie są obecnie poddawani negatywnym ocenom. Przed okrągłą rocznicą wypływają sensacyjne tematy i nagrania - winy kontrolerów, obecności osób nieuprawnionych w kokpicie czy kwestii budowy pomnika smoleńskiego. Rosjanie, inaczej niż w okresie żałoby narodowej 2010 roku, pokazywani są jako ci źli: nie oddali wraku, nie chcą zgodzić się na pomnik. Warto jednak pamiętać o tym, komu przez ostatnie pięć lat zależało na budowie pomnika w Smoleńsku czy w centrum Warszawy, a kto mówi o tym obecnie.

Mit pary idealnej
Po katastrofie pojawił się również mit romantycznej miłości czy mit miłości silniejszej niż śmierć pary prezydenckiej - wskazuje kolejny trop medioznawczyni z UMK. - Media nie znalazły rysy na uczuciach pary prezydenckiej. Prezydentowa była osobą powszechnie lubianą, ocieplała często wizerunek męża. Zauważyłam, że media pokazywały tradycyjny wzorzec małżeństwa zamieszczając zdjęcia pary prezydenckiej. Miał to być dowód na głęboką miłość i więź małżeństwa Kaczyńskich. Ten mit próbowano odświeżyć przy okazji wspominania innych ofiar katastrofy - prezentując sylwetki Izabeli Jarugi - Nowackiej czy Jolanty Szymanek - Deresz. Przy okazji żałoby narodowej przypomniany został mit matki Polki. Nieomal w każdej sylwetce starano się zaakcentować, że kobiety, które zginęły, były wzorem, nie tylko pełniły funkcje publiczne, ale i bardzo mocno angażowały się w sprawy domowe. W przekazach dominowały obrazy macierzyńskości i opiekuńczości, nawet bezdzietna Aleksandra Natalli - Świat była przedstawiana w taki sposób. Nie mając własnych dzieci, miała "matkować" młodszym współpracownikom, asystentom.

Żałoba i żarty
Jak będzie wyglądała nasze debata o katastrofie w Smoleńsku, np. za dziesięć lat? - To jeden z kamieni milowych najnowszej historii, ważny element naszej tożsamości narodowej, a więc... nic się nie zmieni - uważa dr Mateja. - Przeżywaliśmy bardzo spektakularną żałobę narodową. W przekazach medialnych sprzed pięciu lat dominowały emocje. Przebieg uroczystości żałobnych jest powtarzalny, zgoda, ale relacjonowanie tych wydarzeń pozostawia wiele do życzenia. Medioznawcy i psycholodzy społeczni od razu zauważyli tendencję do emocjonalizacji przekazu, zwłaszcza w telewizji. Natomiast poza oficjalnym trybem - np. w nowych mediach - pojawiał się zupełnie inny przekaz: memów i dowcipów. W oficjalnych relacjach stosowano się do reguły o zmarłych tylko dobrze lub wcale. A w internecie już 2-3 dni po katastrofie pojawiły się najróżniejsze dowcipy: "Co zamawia Tusk w restauracji? Kaczkę po smoleńsku i zimnego Lecha". "Jak najszybciej dostać się na Wawel? Samolotem". "Dlaczego na Islandii wybuchł wulkan? Bo za dużo ludzi naraz trafiło do piekła i lawa wybiła na zewnątrz".

- W kulturze polskiej obowiązuje tryb patetyczny i tonacja podniosła wspominania zmarłego - zauważa Magdalena Mateja. - Dowcip jako próba odreagowania bólu, żalu stał się czymś naturalnym w anonimowych nowych mediach, gdzie obowiązuje swoboda, by nie powiedzieć swawolność przekazu. Polacy nie mają do siebie dystansu, jak inne nacje, by wspominać zmarłych, np. przez pryzmat słabostek czy śmiesznostek. Nie wiem, czy kiedykolwiek to się zmieni.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska