Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość z czasów wojny. Tyle lat minęło, jak jeden dzień. Genowefa i Czesław Racinowscy obchodzą 70. rocznicę ślubu

Katarzyna Piojda
Pani Genowefa i pan Czesław. W poniedziałek obchodzą rocznicę ślubu cywilnego, w środę - kościelnego
Pani Genowefa i pan Czesław. W poniedziałek obchodzą rocznicę ślubu cywilnego, w środę - kościelnego Dariusz Bloch
Nastoletni Czesiek - tak, jak stał - musiał uciekać nocą przed Niemcami. Trafił do wsi, w której pracowała ładna dziewczyna. Tak to się zaczęło.

Wnuk państwa Racinowskich poszukał w internecie, jak nazywa się 70. rocznica ślubu. - Inaczej nie wiedzielibyśmy, że w najbliższym tygodniu obchodzimy kamienne gody - uśmiechają się pani Genowefa i pan Czesław.

Mieszkają w Dobromierzu w gminie Nowa Wieś Wielka. W malowniczym domku, który ma grubo ponad 100 lat. - Może nawet 200 - dodaje Racinowski.
Siedzimy przy stole w pokoju gościnnym. Pani ma 90 lat. Jej mąż - 91. Mają spracowane ręce i błyszczące - nadal błyszczące - obrączki na palcach.
Oglądamy zdjęcia. Zostały zrobione 1 kwietnia 1945. W dniu ich ślubu.
- Poznaliśmy się w 1941 roku - zaczyna pan Czesław.

Czytaj: Poznali się w sklepie. Krystyna i Jan Lipińscy z Kamienia kochają się od pięćdziesięciu lat

Ona mieszkała wtedy i pracowała w Konarach (gmina Dąbrowa Biskupia). On - w Bronisławiu koło Dobrego.
Była noc. Czesiek zerwał się z łóżka. Ledwie się ubrał, wyskoczył przez okno i uciekał. Przed Niemcami. Gdyby tego nie zrobił, zostałby wywieziony ze wsi. Tak, jak prawie wszyscy inni mieszkańcy. Tak, jak jego rodzina.
Czesiek stanął. Ukrył się w krzakach. Widział wszystko z daleka. To, co dzieje się na podwórku jego domu, też.
Wywózka

Niemcy przyjechali wozami zaprzęgniętymi w konie. Ładowali ludzi na wozy. Odjeżdżali. Potem dowiedział się, że ludzie byli dalej przeładowywani do pociągów i wyjeżdżali gdzieś do Niemiec.

Nastoletni Czesiek pobiegł dalej. Do Konarów. Tam mieszkał jego brat. Rano, zmęczony, dotarł do niego. Poszedł na śniadanie do rodziny, którą znał jego brat.
Po kuchni kręciła się ładna dziewczyna. - Od razu pomyślałem: chcę, żeby została moją żoną - wspomina pan Czesław.
To była Genia, 16-latka. Mieszkała u siostry, a pracowała u Niemki. Czesiek zobaczył ją pierwszy raz, gdy była w pracy. Mogłoby jej tu nie być.
- Też miałam zostać wywieziona do Niemiec, ale Niemka, u której pracowałam, była dla mnie dobra. Załatwiła, że zostałam - opowiada pani Genowefa.
Cztery lata byli "po słowie". - Nie mogliśmy się pobrać. Wojna nie pozwalała - kontynuują starsi państwo.
Ona nadal pracowała u Niemki. Czesiek znalazł fuchę, też u Niemca. Został robotnikiem gospodarczym w tej samej wsi. Dzięki temu młodzi mogli częściej się spotykać.

Wcześniej mieli sympatie? - Oj, miałem, miałem. Nawet kilka dziewczyn, ale to były krótkie znajomości - podkreśla Racinowski.
Racinowska na to: - Też miałam. Jednego adoratora. Perfumy mi kupował.
Mąż: - Eeeee tam. A potem tylko o kaczkach i kurach opowiadał ten twój amant.

Zemsta
W styczniu 1945 roku Niemcy musieli opuścić wieś. Zostawiali swoje majątki tak, jak stali. I uciekali. Rosjanie wkraczali na nasze tereny.
- Polacy w pobliskim majątku w Michałowie zastrzelili 20 Niemców w akcie zemsty za to, co tamci robili u nas podczas wojny - mówi dalej pan Czesław.
On sam prawie zginął. Już drugi raz, po tamtej nocnej ucieczce w 1941 roku.
- Poszedłem do urzędu po zaświadczenie, że pracuję u Niemca. Kazali mi stanąć pod murem. Tam już stali inni Polacy. Za chwilę mieli nas wszystkich rozstrzelać.

Gdy Racinowski stał pod tym całym murem i czekał na śmierć, podszedł do niego pewien mężczyzna.
- Nie wiem, czy to był Polak, Niemiec czy Rosjanin - zastanawia się 91-latek. - Zapytał, po co przyszedłem. Powiedziałem, że po zaświadczenie, że pracuję na polu i przy bydle. Powiedział: "Uciekaj!".

No i Czesiek zaczął uciekać. Brnął przez zaspy, bo to zima była. - Nad sobą widziałem mały samolot. Mogliby mnie z niego trafić. Na szczęście wpadłem w dużą zaspę śniegu. Nie było mnie widać. Akurat wtedy, gdy przelatywał nade mną, leżałem, przykryty śniegiem.
Nadeszła wiosna. We wsi się uspokoiło. Zaczęło się nowe życie. Takie powojenne. I przygotowania do ślubu i wesela pani Genowefy i pana Czesława.
Ona: - Niemka, u której pracowałam, tuż przed swoim wyjazdem dała mi złoty łańcuszek.
On: - To z niego zrobiliśmy komplet obrączek.

9 kilometrów
Ślub cywilny wzięli w urzędzie stanu cywilnego w Dąbrowie Biskupiej. - Z Konarów szliśmy aż 9 kilometrów - zaznaczają seniorzy.
I żartują: - Poszliśmy do urzędu jako narzeczeni, a wróciliśmy jako małżeństwo.
Ślub kościelny odbył się dwa dni później. W kościele w Pieraniu.

- Suknię ślubną miałam po siostrze - opowiada pani Genowefa. - Welon też. Było mi przykro, bo nie miałam ślubnego bukietu. Siostra szwagra zrobiła mi go z... krzaka agrestu.
Przyozdobiła go różyczkami i tiulem. - Śliczny był. Potem tylko ksiądz krzywo spojrzał, bo jak nam dłonie stułą owijał, to się pokaleczył kolcami.
Pan Czesław wystąpił w garniturze po szwagrze. Wesele odbyło się w Konarach, w domu Niemki. Jej już nie było. Wyjechała parę tygodni wcześniej. Jak prawie wszyscy jej rodacy.
Młoda para cieszyła się wspólnym życiem przez 13 dni.
- Z dnia na dzień zostałem wezwany do wojska, na 27 miesięcy - wspomina Racinowski. - W kilku jednostkach służyłem.
Zawsze starał się chociaż na kilka dni przyjechać do domu. Był w wojsku, gdy urodził im się pierworodny syn. W sumie doczekali się sześciorga dzieci.
- Najpierw mieszkaliśmy w domu, opuszczonym przez Niemkę - opowiada pani Genowefa. - Potem u siostry w Nowej Wsi Wielkiej.
Nie chcieli dłużej mieszkać u kogoś. Chcieli wreszcie być na swoim. - W 1950 roku przeprowadziliśmy się do Dobromierza - mówią Racinowscy. Zakotwiczyli w tym domu.

Priorytety
Gdy się poznali, życie było inne, wojenne, ale mimo wszystko - zdaniem małżonków - lepsze.
- Bo ludzie dla siebie lepsi byli - twierdzą oboje.
- Teraz każdy chce być wykształcony, robić karierę, dobrze zarabiać. Rodzina dla wielu nie jest już na pierwszym planie.
Dla nich jest. Zawsze była.

- Pracy mieliśmy ciągle dużo, mimo że nie pracowałam zawodowo - przyznaje 90-latka. - Dzieci, dom, ogród. Zawsze coś było do roboty.
Mąż był kasjerem na kolei. 27 lat przepracował w Bydgoszczy i Nowej Wsi Wielkiej.
Dzieci wyfrunęły z gniazdka, ale mieszkają niedaleko. Rodzice, emeryci, wreszcie mają czas dla siebie.
Kryzysy w małżeństwie? - Były, były, ale najwyżej kilkugodzinne - odpowiadają zgodnie. - Wystawianie walizek nie wchodziło w grę.
Wychodzę od Racinowskich. W drzwiach mijam ich syna. Dzieci albo wnuki wpadają do Dobromierza kilka razy w tygodniu. Przyjechał zobaczyć, jak się miewają.
Dobrze się miewają.
Razem.
Od 70 lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska