Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do jaskiń ucieka się przed zgiełkiem świata. Świecki klub turystyki jaskiniowej Voyager świętuje swój jubileusz

Maciej Ciemny, [email protected]
Obecnie klub skupia nie tylko uczniów, ale również absolwentów Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Świeciu, którzy placówkę ukończyli ponad dziesięć lat temu
Obecnie klub skupia nie tylko uczniów, ale również absolwentów Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Świeciu, którzy placówkę ukończyli ponad dziesięć lat temu Nadesłane
Świecki klub turystyki jaskiniowej Voyager ma za sobą piętnaście lat wędrówek.

Blisko piętnaście lat działa przy PTTK w Świeciu klub turystyki jaskiniowej Voyager. Założycielem jest Adam Nowaczew-ski, nauczyciel w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych. Zwiedził wraz z zapaleńcami skupionymi w klubie jaskinie południowej Polski, ale nie obce są im wspinaczki po górach, byli na przykład w Alpach.

Trening na sali

Na początku klub skupiał uczniów szkoły przy ulicy Kościuszki w Świeciu. - Dziś to już grupa absolwentów, wielu dawno jest po trzydziestce - śmieje się Nowaczewski. - Łażenie po jaskiniach tak im się spodobało, że zostali w Voyagerze nawet po skończeniu szkoły. Wyjeżdżają w razie możliwości dwa, trzy razy w roku. Na początku lutego zwiedzali jaskinie Beskidu Żywieckiego.
- Ciekawe jest to, że ciągle są odkrywane nowe jaskinie, dlatego jedzie się znowu w te same miejsca, a zwiedza zupełnie inne podziemia - wyjaśnia Nowaczewski i dodaje: - Niekiedy okazuje się, że zwykłe zagłębienie terenu w lesie, po którym wielokrotnie przechodziliśmy, może kryć nie rzucające się w oczy wejście w rozległy podziemny świat.
Ta nieprzewidywalność jest czymś, co do jaskiń przyciąga. Nowaczewski swoje pierwsze groty eksplorował w 1976 roku. - Od tego czasu chciałem do tego wrócić. Piętnaście lat temu udało się zebrać grupę zapaleńców i zabawa zaczęła się od początku.
Powszechnie wydaje się, że zwiedzanie jaskiń to normalny spacer, tylko że w podziemiach i czasem trzeba się schylić, jednak nie takie marzenia mieli członkowie Voyagera. Nie chcieli wędrować po jaskini Łokietka, od razu nastawiali się na trudniejsze groty. Do tego potrzebne było odpowiednie przygotowanie.
Trenowali na sali gimnastycznej ZSP. - Wbiłem w ścianę cztery haki i na nich uczyliśmy się wspinaczki i zjeżdżania po linach - mówi.
Ponadto za dogodne do trenowana uważa pobliskie Bory Tucholskie: - Dają ogromne możliwości: można zdobyć potrzebną kondycję, nauczyć się umiejętności orientacji w nieznanym terenie. Mamy tu niemal wszystko, co nam jest potrzebne: lasy z przepięknymi szlakami pieszymi i rowerowymi, urokliwe rzeki o umiarkowanym prądzie.
Po pierwszych treningach "na sucho" przyszedł czas na wędrówki po jaskiniach, które przecież od razu były ich celem._Zaczęli od Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
- Jest tam wiele w miarę łatwych do zwiedzenia jaskiń, ale pokusiliśmy się też o wejścia w te trudniejsze, gdzie na początku trzeba zjechać pionowo w dół.
Dziś mają już zgraną grupę turystów ze Świecia, ponadto utrzymują bliskie kontakty z "jaskiniowcami" z Bydgoszczy i innych sąsiednich miast.
- W ten sposób łatwiej zorganizować wyprawę. W dodatku kilku gości ma uprawnienia wspinaczkowe, co sprawia, że mi wystarczy się tylko do nich podłączyć - śmieje się Nowaczewski, który mimo wszystko woli, gdy ktoś zjeżdża przed nim w głąb jaskini.

Zobacz także: Zamarznięta Niagara w kolorowej iluminacji [wideo]

Euforia zdobywcy

Grotołazi, mówiąc o powodach swej pasji, często wskazują na fakt, że w jaskiniach mogą uciec od zgiełku i hałasu otaczającego świata. Działa to na nich bardziej wyciszająco niż zdobywanie szczytów gór. Chociaż Adam Nowaczewski zauważa, że w obu pasjach liczy się jeszcze coś: - Ważne jest to, że wytycza się nowe szlaki. Przechodzi ścieżkami, których nikt wcześniej nie eksplorował. To dopiero daje niesamowitą frajdę i satysfakcję.
Jednak stwarza też zagrożenie. Nie wiadomo, co spotka się na nowym szlaku, jak wąskie i niebezpieczne mogą być nowo poznawane korytarze.
Na łamach "Gazety Pomorskiej" kilkakrotnie pisaliśmy o wypadku w jaskini Studnisko, do jakiego doszło w czerwcu ubiegłego roku. Grotę eksplorowała wtedy wycieczka z gimnazjum w Świekatowie. Pod skałami zginęła szesnastolatka.
- Nie zawsze jest to bezpieczny sport. Nigdy nie ma się pewności, co spotka ludzi w nieuczęszczanych korytarzach, kamienie mogą się osunąć - ostrzega Nowaczewski.

Spokój labiryntu

- Korytarze zalewa też woda, to wszystko sprawia, że nawet wydawałoby się dokładnie skartowane (opisane) jaskinie mogą się zmieniać i trzeba zwiedzać je z największą ostrożnością.
Voyager stara się ze wszystkich sił wędrować bezpiecznie, ale i u nich nie obyło się bez przygód. W 2006 roku przez 13 godzin błądzili w jaskini Szczelina Piętrowa na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. - Nie mogliśmy znaleźć wyjścia - wspomina No-waczewski: - Nie było czasu na panikę ani rozpacz. Trzeba było szukać wyjścia. Co w końcu się udało. Nawet jedna część jaskini jest zwana Labiryntem Minosa, nie bez powodu.
Szczelina Piętrowa to trzypoziomowa grota w kształcie litery U. Poszczególne poziomy łączą się ze sobą na siedem sposobów. - Nie mogliśmy znaleźć wejścia na najwyższe piętro. Pamiętaliśmy, że schodziliśmy koło nacieku w kształcie sylwetki mnicha. Zaczęliśmy go szukać - wspomina Nowaczewski. - Po sześciu godzinach znaleźliśmy. Podsumowując to była jedna z najlepszych wypraw.
Nie mają wielkich planów na przyszłość. - Zobaczymy na co czas pozwoli. Trzeba by ruszyć w góry - rozmarza się No-waczewski. - Z pewnością Alpy i Pireneje, ale nie ma sensu robić planów na sto procent, potem można się srogo zawieść

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska