Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieś, klasztor i rachunek

Roman Laudański
Pallotyni: - Jako prowincja zamierzamy sprzedać naszą własność, która jest bardzo zniszczona. Niestety, nie mamy pieniędzy ani na jej remont, ani na jej utrzymanie. Na zdjęciu: klasztor w Sucharach
Pallotyni: - Jako prowincja zamierzamy sprzedać naszą własność, która jest bardzo zniszczona. Niestety, nie mamy pieniędzy ani na jej remont, ani na jej utrzymanie. Na zdjęciu: klasztor w Sucharach Tomasz Czachorowski
Klasztor w Sucharach przetrwał sanację, niemiecką okupację, wyzwolenie przez sowietów, prześladowanie Kościoła w PRL-u, a nawet 25 lat polskiego kapitalizmu. Teraz sprzedają go pallotyni. We wsi wrze, bo w klasztorze jest kaplica, w której modliły się kolejne pokolenia mieszkańców. Kaplica, klasztor były po prostu "ich". Pallotyni uspokajają: - Będzie nowa kaplica.

Figura Jezusa obecnie stoi przed klasztorem (wcześniej w innej części wsi). Czy nowy właściciel (pomimo prób nie udało się nam z nim skontaktować) zdecyduje o jej dalszej "wędrówce"?

Pałac w Sucharach pod Nakłem pallotyni kupili w 1921 roku od Urzędu Osadniczego i założyli w nim klasztor. Na przedwojennych widokówkach widać jeszcze stojący obok pałacyk myśliwski, ale ten wojny nie przetrwał. Podobny los mógł spotkać klasztor. Wspominają, że pocisk wpadł przez jedno kapliczne okno i wypadł drugim. Niczego nie uszkodził.

Dziś na miejscu byłego pałacyku myśliwskiego jest parking dla wiernych. Klasztor jest olbrzymi - trzy sale wykładowe, kaplica, 25 pokoi, wysokie pomieszczenia gospodarcze w przyziemiu. I pusty. W ostatnich latach mieszkało tu może dwóch księży. Ale dla wsi, a wcześniej i okolicznych wiosek najważniejsza była i jest kaplica. Dlatego kiedy w połowie ubiegłego roku ktoś z Nakła zauważył w internecie ofertę sprzedaży "dworku myśliwskiego z salą balową" - czyli ich klasztoru z kaplicą (ale o tym w ogłoszeniu już nie było mowy) - we wsi zawrzało.
- Klasztor, miejsce święte zostało wystawione jako "dworek myśliwski"!? - wydzwaniali do ogłoszeniodawcy.
Dziś wiedzą, że nie mogą już walczyć o klasztor, bo pallotyni podpisali umowę przedwstępną sprzedaży z nowym właścicielem, tylko domagają się postawienia nowej kaplicy.

Kaplica
Już po wojnie we wsi miała być budowana kaplica, ale pallotyni poprosili, żeby nie stawiać nic nowego, bo przecież klasztor stoi we wsi, a w klasztorze jest kaplica. Zakonnicy poprosili wieś o pomoc w dobudowaniu jednego piętra w klasztorze - tak wspominało we wsi najstarsze pokolenie. Wieś dała materiał i robociznę. Nikt jednak nie zawarł żadnej umowy o korzystaniu z kaplicy przez mieszkańców, bo jak tu ze świętą instytucją załatwiać interesy "na papierze"?! W Polsce, katolickim kraju nie wierzyć przedstawicielom Kościoła? Nie uchodzi!
Ludzie mówią, że przez lata składali się na każdą potrzebę w klasztorze. Dawali na: remont kaplicy, odnowienie sali Rycerzy Kolumba (rodzaj stowarzyszenia), bibliotekę, salę balkonową. Na ogrzewanie, nowe okna i wymianę instalacji elektrycznej.

Dawali mieszkańcy i księża, którzy przez lata w klasztorze pracowali. Szczególne uznanie w pamięci ludzi zostało dla tych księży, którzy chcieli klasztor ratować. Młodych, z zapałem. Szukali pomysłu, np. na dom rekolekcyjny dla młodzieży (centrum modlitwy, pracy i wypoczynku). Apele i prośby o wpłaty publikowaliśmy także w "Pomorskiej".

Najpilniejszą potrzebą był dziurawy dach. Woda deszczowa lala się po ścianach. - Ile mieliśmy, tyle dawaliśmy - wspominają mieszkańcy. - Jeden kilkaset złotych, inny dwa tysiące. Nie wymawiamy tego, że dawaliśmy pieniądze i żywiliśmy majstrów - ludzie mówią to z zażenowaniem, bo przecież zawsze utożsamiali się z klasztorem. Dawali na "swoje".

Po przełożeniu dachu przyszła pora na wymianę starych okien w kaplicy i na pierwszym piętrze. Zaczęła psuć się elektryka, to ponad osiem tysięcy trzeba było zapłacić elektrykowi za materiały i robociznę. Zapłacili.

Później zepsuł się piec. Zapłacili. Ile, tego nie pamiętają, bo przecież nikt nie prowadził rachunków. Po co mieliby to robić? Zawsze z otwartym sercem i entuzjazmem wspierali klasztor i zakonników. Nikt się nie pytał, ile co kosztuje i kto może dać. Wieś pomagała, np. organizując zabawy taneczne, z których dochód szedł na klasztor.
Później przyszła wymiana grzejników. A sama kaplica? Sprzątanie, malowanie, szlifowanie parkietów? Po prostu życie i pieniądze sucharskich ludzi i okolicy.

W intencji
Kiedy było już wiadomo, że klasztor poszedł pod młotek, mieszkańcy postanowili zamówić mszę świętą o natchnienie Ducha Świętego, o zmianę decyzji w sprawie sprzedaży sucharskiego klasztoru. Osoba, która w Poznaniu zamawiała mszę, usłyszała, że decyzja o sprzedaży klasztoru zapadła już... 9 lat temu i mieszkańcy nic nie zrobili, żeby klasztor został w ich wsi. Tymczasem ten sam ksiądz był w Sucharach dwa lata temu i stwierdził, że dużo jeszcze rzeczy wymaga remontu. - To czego się trzymać, których słów? - pytają dzisiaj.

W lipcu ubiegłego roku rada sołecka i rada parafialna poprosiły o spotkanie z miejscowymi pallotynami, by wyjaśnić sprzedaż "dworku myśliwskiego". - Wyciszyli nas, że wszystko może jeszcze się wyjaśnić. Może jakoś to będzie, a nowy nabywca zostawi ludziom kaplicę - wspominają. - To był błąd!
Wszyscy uwierzyli, że albo klasztor nie zostanie sprzedany, albo kupi go ktoś, kto pozwoli korzystać z kaplicy. A może, gdyby w ogłoszeniu pojawił się zapis, że chodzi o klasztor, to znalazłby się np. inwestor kościelny?

Tym bardziej że pomysłów na wykorzystanie klasztoru było wcześniej kilka: hospicjum, dom spokojnej starości, dom opieki. Może ośrodek dla uchodźców, ośrodek dla księży alkoholików, ubogich dzieci, czy dla księży-emerytów, przecież właśnie bydgoski biskup pochwalił się, że powstał nowy obiekt z takim przeznaczeniem. Czy nie można tego było zrobić w Sucharach?

Różne wersje krążyły po wsi. Przecież gdyby tam powstał dom opieki, to kaplica na pewno by została. Wierzyli, łapali się każdej nadziei. Pamiętali, że w latach 1951-1991 w Sucharach mieścił się nowicjat sióstr pallotynek, przez który przeszło ok. dwustu sióstr. Żyły z prowadzonego przez siebie ogrodnictwa. Hodowały nutrie, jedwabniki, bydło, świnie i drób. Żyły w prawdziwej symbiozie z mieszkańcami, którzy do dziś je życzliwie wspominają. Siostry nie miały możliwości wykupu klasztoru od pallotynów. Nowicjat został przeniesiony do Gniezna.

Ludzie mają żal do poznańskich pallotynów, że przez te lata nikt z nimi otwarcie nie rozmawiał o pomysłach na klasztor. W listopadzie 2013 roku była msza w Sucharach, podczas której poświęcono odnowiony zabytkowy ołtarz, przy którym święcenia kapłańskie otrzymał błogosławiony ks. Józef Jankowski, męczennik Oświęcimia. - I to miejsce, w którym błogosławiony zakonu pallotynów otrzymał święcenia - zostało sprzedane! - wypominają mieszkańcy.
Opowiadają, że od małego rodzice uczyli ich, że wody święconej się nie wylewa do kranu, tylko do kwiatka, żeby dobrze rósł, a poświęcone wianki czy palmy trzeba spalić. Zastanawiają się, jak raz wyświęcone miejsce można "odświęcić"? Wywrócić kropidło na drugą stronę?!
- W co mamy wierzyć? - pytają we wsi. - Słyszymy tylko słowa, które sobie przeczą i nie pokrywają się z prawdą.

Prowincja
W styczniu tego roku z mieszkańcami spotkał się ksiądz ekonom pallotynów. Była to reakcja na list mieszkańców do generała (najwyższy rangą w zakonie) pallotynów w Rzymie. Usłyszeli, że w klasztorze będzie dom starców z hotelem dla gości! Inny wariant dotyczył hotelu z salą bankietową. Miały być miejsca pracy dla wsi i z tego mieli się cieszyć.

Pojawiły się też pogłoski, że nabywca ma wybudować wsi nową kaplicę. W zamian za utracenie klasztornej.
- Nie wiemy, czy to jest prawda? - rozkładają ręce. - Pallotyni po sprzedaży klasztoru z parkiem zachowali jeszcze trochę ziemi. Jeśli tam zostałaby zbudowana kaplica, to znowu nigdy nie byłaby nasza! Może oni będą mieli inne potrzeby i ją też sprzedadzą?
Ludzie wskazują gminną ziemię w centrum wsi, gdzie obecnie jest plac zabaw. Domagają się kaplicy ogrzewanej, z wyłożoną wokół kostką, taką jak oni za ostatnie wiejskie pieniądze położyli przed klasztorem.

Plac zabaw chcą przesunąć koło świetlicy wiejskiej, a kaplica niech powstanie na ziemi, której nikt im nigdy nie odbierze. I niech pallotyni nadal w niej odprawiają msze święte. Będą wdzięczni.

Ktoś wtrąca, że ksiądz ekonom zapewniał, że zakon nie ma problemów finansowych.
- To po co sprzedali klasztor?! Gdzie tu sens? - denerwują się ludzie. - Nam każą chodzić do konfesjonału, a to oni, światli, wykształceni ludzie nie mogą sobie poradzić z tematem, z którym poradziliby sobie ludzie ze wsi! Dziś jest możliwość uzyskania pieniędzy unijnych z tylu projektów, że daliby radę - twierdzą. - Tylko trzeba chcieć.
- Do czasu wybudowania i oddania do użytku nowej kaplicy mieszkańcy Suchar będą mogli korzystać z dotychczasowej kaplicy, gdyż umowa z nowym właścicielem zostanie ostatecznie podpisana dopiero po oddaniu nowej kaplicy - informuje "Gazetę Pomorską" ks. Adrian Galbas SAC, prowincjał z Poznania. - Wszystkie koszty związane z wybudowaniem kaplicy ponosi nasza prowincja. Czasu wybudowania kaplicy nie mogę precyzyjnie określić, gdyż zależy to od załatwienia wszystkich niezbędnych pozwoleń i trochę od mieszkańców Suchar, którzy na razie nie ułatwiają nam pracy. Chcielibyśmy, aby kaplica została oddana jesienią tego roku, ale niczego pewnego nie mogę tu obiecać. Wszystkie te sprawy są zawarte w umowach notarialnych, tak, że nie ma możliwości, by ktoś (a zwłaszcza mieszkańcy Suchar) został oszukany.

Wierni mają głos
Ludzie są zawstydzeni, bo teraz muszą wytykać to, co przez lata zrobili; przecież nie po to, żeby dziś się żalić. Ale coś pękło, zaczęli szukać pomocy. Boją się, że zostaną na przysłowiowym lodzie. Niby ktoś wspominał, że przez dwa lata jeszcze będą mogli użytkować obecną kaplicę, ale gdzie to jest napisane?
Zastanawiają się, czy może mieszkańcy wsi Suchary należą do innego kościoła niż pallotyni, że nie mogli wspólnie zwyczajnie usiąść, porozmawiać, poszukać rozwiązania tej sytuacji?

We wsi mówią, że świętość rodzi się w ciszy, a o tym można przekonać się w Sucharach. Tu w nocy śpisz, a rano budzi cię śpiew ptaków. Tu się Boga spotyka, tu można z Nim rozmawiać.

Ludzie mają też problem, bo już starsze i młodsze dzieci we wsi pytają, po co rodzice gonili ich na religię i do kościoła, kiedy księża ich tak potraktowali? Przecież młodzi słyszą, o czym bez przerwy rozmawiają dorośli.
- Wierzymy w Boga, chodzimy do kościoła i nadal będziemy to robili - mówią.

W "Przewodniku Katolickim" znaleźli artykuł, że na całym świecie sprzedaje się kościoły, ale dzięki Bogu, w Polsce nie ma takich przypadków. No to wskazują Suchary i mówią, że to przecież nie Michnik napisał o tym kupczeniu obiektami sakralnymi, a katolicki tygodnik.

- Trochę jesteśmy już zmęczeni kolejnymi działaniami mieszkańców Suchar - dodaje ksiądz prowincjał Adrian Galbas. - Proszę nas zrozumieć. Jako prowincja zamierzamy sprzedać naszą własność, która jest bardzo zniszczona. Niestety, nie mamy pieniędzy ani na jej remont, ani na jej utrzymanie. Ponieważ z kaplicy wewnątrz klasztoru korzystają regularnie mieszkańcy Suchar, poczuwamy się do obowiązku wybudowania we wsi nowej, schludnej kaplicy, która będzie służyła przez lata. Na wszystkie działania już dawno wyraził zgodę nasz Zarząd Generalny w Rzymie. O całej sprawie został też poinformowany ksiądz biskup. Doprawdy nie wiem, co w naszych działaniach jest niewłaściwego. Ponadto jest nadzieja, że nowy gospodarz budynku poklasztornego stworzy tam miejsca pracy dla sucharzan.
W bydgoskiej kurii potwierdzają, że planowane jest spotkanie ks. biskupa Tyrawy z prowincjałem pallotynów z Poznania.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska