Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobiety mają botoks, faceci wiagrę lub dr. Lwa-Starowicza

Roman Laudański
- Dlaczego ciągle ten Wałbrzych? - zastanawia się Joanna Bator. I obiecuje, że akcji kolejnej książki już nie umieści w tym mieście. Ale i tak tu ląduje.
- Dlaczego ciągle ten Wałbrzych? - zastanawia się Joanna Bator. I obiecuje, że akcji kolejnej książki już nie umieści w tym mieście. Ale i tak tu ląduje. Tomasz Czachorowski
- Dlaczego ciągle ten Wałbrzych? - zastanawia się Joanna Bator. I obiecuje, że akcji kolejnej książki już nie umieści w tym mieście. Ale i tak tu ląduje.

Joanna Bator, pisarka, publicystka.

Urodziła się w Wałbrzychu, do 2008 roku pracowała w Instytucie Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Na stypendia naukowe wyjeżdżała min. do Londynu, Nowego Jorku i Tokio. Autorka książek o Japonii "Japoński wachlarz" i "Rekin z Parku Yoyogi" oraz powieści "Piaskowa Góra", "Chmurdalia", "Ciemno, prawie noc", za którą dostała Nagrodę Literacką Nike w 2013 roku. Najnowsza książka "Wyspa Łza" to swoisty "teaser", który zapowiada jej kolejną powieść pt. "Rok królika".

Spotkanie z Joanną Bator odbyło się w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece w Bydgoszczy w ramach programu Dyskusyjne Kluby Książki przy współfinansowaniu Instytutu Książki.

Dokąd tak pędzisz dziewczyno?
Pod prąd czasu. 10 lat temu zaczęłam biegać i z każdym rokiem biegnę szybciej. Oczywiście to piękne złudzenie ucieczki przed przemijaniem kiedyś się skończy.

Bieganie antidotum na przemijanie? Podróże też?
Każda podróż jest ucieczką przed śmiercią. Zwłaszcza, jeżeli podróżuje się przez ponad dwadzieścia lat, jak ja, od czasu opuszczenia domu rodziców. W młodości wydaje się nam, że wszystko wybieramy sami. Jednak czasem to los wybiera nas i nie ma sensu z nim walczyć. Ruszamy w pierwszą podróż, po drodze znajdujemy coś, co sprawia, że chcemy wyruszyć w następną. Wszystkiego nie da się zaplanować. W mojej najnowszej książce "Wyspie Łzie" piszę, że ważne, aby mieć przekonanie, że to ten los jest "nasz", że się pod nim podpisujemy.

Z rodzinnego Wałbrzycha uciekała pani przed PRL-owską codziennością?
Po drugiej wojnie światowej Wałbrzych był miejscem, do którego ludzie chcieli przyjeżdżać. Była praca, nadzieja przyszłości, powstawały nowe osiedla. Kiedy dorastałam, wałbrzyskie kopalnie upadały. Bardzo smutny okres dla miasta, które żyło z górnictwa. Zmieniał się system, rodziła się nowa energia, a Wałbrzych umierał. Smutni mężczyźni z oczami obwiedzionymi czarną kreską węglowego pyłu wystawali pod sklepami. Porzuceni przez stary i nie zagospodarowani przez nowy system. To było miasto, z którego się uciekało. Ja na studia.

Został obraz miasta "bieda - szybów"?
Rzadko tam wracam. To raczej miejsce w mojej wyobraźni. A kiedy wracam - widzę zmiany, choć są rzeczy, których zmienić się nie da. Blokowisk takich jak Piaskowa Góra. Pomalowanie ich na wesołe kolory niczego nie zmieni. Wyglądają jeszcze dziwniej i straszniej. Miasto się podnosi, ale jeszcze nie odżyło po szoku, którym było zamknięcie kopalń.

Miałaby pani ochotę wrócić na dach swojego bloku i coś doradzić tamtej, zbuntowanej nastoletniej dziewczynie?
Zaczynamy pracę nad filmem na podstawie mojej książki pt. "Ciemno, prawie noc". Reżyserem jest Borys Lankosz. Wkrótce jedziemy do Wałbrzycha szukać lokacji. Może wtedy znów wejdę na tamten dach? Byłam szaloną ryzykantką i wierzyłam, że z tego dachu można pofrunąć, dokąd się chce. Leć, dziewczyno, powiedziałabym dawnej sobie. Wygląda na to, że nigdy z Wałbrzycha nie wyjadę. Obiecuję sobie, że nie napiszę już powieści, której akcja dzieje się w Wałbrzychu, ale...

A Londyn, Nowy Jork, Tokio?
Nigdy nie zaznałam losu emigrantki. Nie musiałam szukać pracy. Zawsze wyjeżdżałam w konkretnym celu, to były naukowe stypendia. Mogłam zostać w Nowym Jorku, gdzie pracowałam z doskoku jako dziennikarka. Wtedy koleżanka przesłała mi formularz aplikacyjny na stypendium w Tokio. W ciągu jednej nocy znalazłam w Japonii profesora, który zgodził się przysłać mi list zapraszający i to był cud. Trochę to było niegrzeczne, że tak go zaczepiłam bez rekomendacji. Dostałam dwuletni kontrakt badawczy na uniwersytecie w Tokio. Potem proponowano mi tam stałą pracę. Drogi porzucone na zawsze.

Te wielkie miasta zachwycały, zdarzały się pani chwile samotności?
Nigdy w dorosłym życiu nie byłam tak sama, jak przez pierwsze trzy miesiące w Tokio. Znalazłam się na obcej planecie. Komunikacja w Japonii jest niebezpośrednia, zawoalowana. Nic nie rozumiałam. To było trudne. Ale pierwszy raz w dorosłym życiu miałam czas, żeby sobie popatrzeć na przepływające życie. Wcześniej tak samotna byłam w dzieciństwie w domu mojej babci, gdzie spędziłam pierwsze sześć lat.

Z mroczną, wymyśloną siostrą Helgą?
Siedziałyśmy razem w szafie. Otaczali mnie smutni, niespełnieni ludzie. Nie było innych dzieci i wtedy pojawiła się Helga. Być może w dzieciństwie przyzwyczaiłam się do samotności i szukałam jej później w dorosłym życiu. Choć na chwilę.

Poniemieckie mieszkanie babci.
Moi dziadkowie pochodzą z Radomia. Wprowadzili się do mieszkania po Niemcach, z meblami, obrazami, tylko nie było już poprzednich lokatorów. Niemcy to byli ci źli. Wrogowie. Można było po nich przejąć dobytek, ale nie dziedziczyć. Pierwsi emigranci nie byli tam szczęśliwi, raczej niespokojni, jak moi dziadkowie. Żyli w domach pełnych duchów. Na wakacje jeździłam do małej wioski koło Kamieńska w centralnej Polsce, tam były domy po Żydach. A Żydów już nie było. Te dwie dziwne nieobecności robiły na mnie duże wrażenie.

Powracają w książkach?
Te dwie nieobecności to najważniejsze tropy w moich powieściach.

Jeszcze panią "nosi" po świecie?
Czasami mówię, że może już pora osiąść, zwłaszcza, kiedy jestem zmęczona po seriach spotkań autorskich. Odpocznę i znowu wyjeżdżam. Cztery lata temu podjęłam najważniejszą decyzję w życiu, że wracam do Polski. Nie na chwilę. Tu zbuduję dom, w którym będzie moja baza.

Jak wygląda Polska po nieobecności, co panią irytuje?
Żyję w niszy, w której bardzo ważni są ludzie. Gładko w nią wchodzę po powrocie. Zawsze tęsknię za polskim językiem. Nie mam przekonania, że my jesteśmy gorsi, straszni. Wszędzie ludzie są dobrzy i źli. Denerwują mnie drobiazgi, to, że ludzie nie sprzątają po swoich psach. W Japonii byłoby to nie do pomyślenia. Muszę być poza polityką, żeby móc pisać. Porzuciłam publicystykę, nie jestem w stanie angażować się w bieżącą debatę. Kusi mnie natomiast porządny reportaż. Jeśli pociągnie mnie temat, to kiedyś między powieściami reportaż napiszę.
Zaraz walentynki. Świętuje pani?
Każda okazja jest dobra do świętowania. Nie jestem osobą religijną. W Boże Narodzenie świętuję światło. Zapraszamy przyjaciół, jest dużo świateł i radości. Nie czekam na walentynki, ale kiedy nagle budzisz się i otaczają cię serduszka i czerwone majteczki, to jestem gotowa ulec atmosferze i na przykład przygotować mój popisowy mus z gorzkiej czekolady.

Walentynki nie są natrętnym przymusem bycia razem w czasach singli?
Ani przez chwilę nie byłam singielką. Ale nie lubię żadnego przymusu. Od dziecka chciałam mieć pracę, która nie będzie polegała na chodzeniu na stałą godzinę do biura. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, bo wszyscy wokół pracowali właśnie w ten sposób. Bardzo szybko zrezygnowałam ze świątecznego przymusu spotykania się z rodziną, podczas którego dochodzi do rodzinnych rzezi. W związku też nie znoszę przymusu.

Czym jest miłość? Chemią? "Koktajlem" dopaminy i adrenaliny?
Poza namiętnością i pożądaniem? Po wielu latach? Można poznać, że miłość jest żywa, jeśli druga osoba jest głównym partnerem każdego wewnętrznego dialogu. Kiedy pragnie się z nią wszystkim dzielić. Oglądając coś samemu nie przeżywa się kompletnego zachwytu, bo obok kogoś brakuje. Jeśli to trwa, to trwa wszystko.

Dziś sformalizowane związki rozpadają się coraz częściej.
Żyję w bardzo niekonwencjonalnym związku, pewnie nie wytrwałabym w innym. Gdzieś trzeba znaleźć równowagę pomiędzy tym, że czasem naprawdę nie ma co się dalej męczyć, a tym, że warto jeszcze raz spróbować wszystko naprawić.

A nie jest tak, że miłość dopada nas w każdym wieku?
Cudownie byłoby do później starości, do końca, zachować umiejętność zachwytu, otwartości na drugiego człowieka. Ale z upływem czasu opancerzamy się, zamykamy w sobie. Po 35. roku życia człowiek uświadamia sobie, że pewne wybory podjęło się ostatecznie, pewne drogi zostawiło na zawsze i odniosło rany, z których część nigdy się nie zagoi. To nieprawda, że nigdy nie jest za późno. Nie mam wielkich złudzeń, że po 50-tce mężczyźni będą za mną szaleć. Lepiej się pospieszyć.

Osoby w starszym wieku czasem żałują, że nie zdecydowały się wcześniej poszaleć.
Kiedyś możliwości były bardziej ograniczone. Dla kobiet - matek z mojego pokolenia odejście od nieudanego męża było czymś trudniejszym niż dziś. Bo nie było dokąd. Bo co ludzie powiedzą. Kobiety tkwiły w związkach bez namiętności czy choćby przyjaźni całe swe szczęście składając na barki dzieci. A dzieci wychodziły z tego złamane, bez wzoru szczęśliwej miłości.

Faceci szybciej uciekają?
Czytałam ostatnio wywiad z psycholożką Ewą Woydyłło na temat rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi. Podała statystyki: na sto przypadków w takich rodzinach zostaje siedmiu facetów.

Matki walczą.
Różnice między kobietami a mężczyznami wychodzą na jaw w sytuacjach granicznych. Jesteśmy uczone, żeby do końca zostać na posterunku i poświęcić się na ołtarzu.

Jak mówią Japonki: trzeba wytrzymać.
Figury matki - Polki i matki - Japonki są bardzo podobne. Silne i podporządkowane systemowi.

Jesteśmy zdeterminowani konwenansami, wychowaniem, religią, żeby tkwić w toksycznych związkach?
W pewnych środowiskach rozwód nadal uważany jest za klęskę, wstyd. Jest też siła bezwładu, wspólny kredyt, dzieci, bezradność. Kiedy byłam młodą dziewczyną z mniejszą wyrozumiałością, pytałam: dlaczego w tym tkwisz? Jak możesz wybaczyć kłamstwo, zdradę? Dziś wiem, że to wcale nie jest proste. Staram się nie oceniać wyboru kobiet, które są słabsze, mniej opancerzone.

Słowa "znikła bez śladu" przyczyniły się do powstania pani ostatniej książki.
Po książce "Ciemno, prawie noc" te słowa zaczęły mnie prześladować. Wiedziałam, że będą podstawą nowej powieści. Ale ona jakoś nie chciała mi się pisać. Wpisywałam te słowa w wyszukiwarkę i czytałam historie różnych kobiet, które znikły bez śladu. Zawsze mnie ten motyw fascynował. Można zniknąć bez śladu, np. z toksycznego związku, o którym rozmawialiśmy, i bez rozwodu, spłacania kredytu zacząć wszystko od nowa. Tak częściej znikają mężczyźni. Jest też ciemna strona: zniknąć bez śladu, czyli umrzeć, rozpłynąć się. I trafiłam na Sandrę Valentine, która przykuła moją uwagę. Młoda Amerykanka z Nowego Jorku, piękna blondynka, kobieta sukcesu. Wyruszyła w podróż dookoła świata i w 1989 roku na Sri Lance przepadła bez śladu. Pojechałam tam. Wiedziałam, że jej nie znajdę, była dla mnie raczej przewodniczką, która z mroku podaje mi rękę. Na Sri Lance okazało się, że najciekawsze dla mnie były wspomnienia, przeszłość, różni ludzie, którzy i w moim życiu znikli bez śladu. To była pora na książkę biograficzną, dziwną, międzypowieściową.

Jednak wszystkie drogi prowadzą do Wałbrzycha?
Wiele, ale nie wszystkie. W książce pojawia się część rodziny z centralnej Polski. Moja prababcia miała małe stópki i spękane pięty. Stojąc boso na gorących kamieniach buddyjskiej świątyni patrzyłam na posąg Buddy i w tej zupełnie innej rzeczywistości przypomniały mi się spękane pięty prababci, która zmarła, kiedy byłam dziewczynką. Znikła. I przyszła refleksja, że z "mojej półki już biorą".

Z mojej też.
Dlatego im jesteśmy starsi, tym częściej myślimy o tych, co odeszli. Współczesna cywilizacja oferuje różne sposoby radzenia sobie z przemijaniem: kobiety mają botoks, mężczyźni wiagrę. Też walentynkowy temat. Jakoś człowiek musi w tym wszystkim nawigować.

Proszę porozmawiać z facetami, którzy wymienili żony na młodszy rocznik, a teraz nawet im wiagra nie pomaga.
Zostaje doktor Lew-Starowicz. Na walentynki dobra puenta?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska