Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niebezpieczny druh - podpalacz. Żal, że jeden szarga opinię reszty. Jak się ustrzec takiej "czarnej owcy"?

(aga)
Podpalacz sam się wkopał. Raz podpowiedział kierowcy, że ma jechać inną drogą, bo inaczej do tej działki nie dojedzie.
Podpalacz sam się wkopał. Raz podpowiedział kierowcy, że ma jechać inną drogą, bo inaczej do tej działki nie dojedzie. KPP Świecie
Mimo ostrożności w przyjmowaniu do ochotniczych straży pożarnych, nie da się uniknąć takich sytuacji, jak ta, która wydarzyła się w Świeciu.

Chodzi o czyny 20-letniego świecianina, druha OSP "Ratownik".
W styczniu (13, 16 i 23 stycznia) spalił trzy altany na działkach rekreacyjnych przy ulicy Sienkiewicza w Świeciu. Z jedną z nich spłonęło kilkadziesiąt gołębi. Właściciele działek załamywali ręce. Ich straty wyniosły w sumie 65 tys. zł. W każdym z wypadków eksperci mówili od razu: przyczyną było podpalenie.

20-letni sprawca został zatrzymany 28 stycznia. Pomogli w tym druhowie z jego jednostki. Dziwili się, że chłopak, który z reguły nie zdążył wyjechać do akcji - bo mieszkał daleko od jednostki i nie miał samochodu - stawił się pierwszy po wezwaniu do tych trzech pożarów. Raz nawet poradził kierowcy, żeby jechał inną drogą, bo inaczej do tej działki nie dojedzie.
Podobno miał szajbę na punkcie straży. Na swoim osiedlu był widywany w mundurze i z nim chciał związać swoją przyszłość. Przyjęło się wśród druhów, że w zawodowej służbie większe szanse ma ten, kto wyróżnił się podczas akcji. 20-latek chciał więc mieć swój dorobek.

Paweł Puchowski, rzecznik zawodowej straży w Świeciu przyznaje, że zwracają uwagę na aktywność druhów, chętnych do pracy w komendzie.
- Ale sami ją widzimy podczas wyjazdów, w których z reguły uczestniczy OSP. Znamy druhów, wiemy na ile ich stać - zapewnia.
Żal mu, że jeden z nich szarga opinię reszty. - Bo bez OSP byśmy sobie nie poradzili w takim stanie osobowym. Ich wsparcie jest nam niezbędne, tymczasem coraz mniej młodych ludzi garnie się do ochotniczej straży. Kiedyś, gdy ja przystępowałem do OSP w Drzycimiu, nie było tylu rozrywek. Chłopcy garnęli się do straży, bo pomoc w akcjach była dla nich ciekawą odskocznią - wspomina Puchowski.

Jednak życie pokazuje, że mimo mniejszego zainteresowania pracą druha, komendanci gminnych straży i prezesi OSP muszą być czujni przyjmując nowych członków.
- U nas obowiązuje zasada poręczenia przez dwóch druhów, to oni wprowadzają nowego - mówi Mirosław Nagórski, komendant gminny ochotników z gminy Osie. - Prezesi naszych jednostek liczą się z opinią kolegów nowo przyjętych ludzi, bo dowódcy wszystkiego nie wyłapią. Poza tym każdy kandydat musi przejść badania psychologiczne, 106 godzin szkolenia podstawowego i zdać egzamin, jeśli chce wyjeżdżać do akcji. Bez tego nie ma na to żadnych szans.
- Na początku przyjmowaliśmy każdego, kto chciał pomagać, bo uważaliśmy, że tacy ludzie są cenni - wspomina Jarosław Steinborn, prezes OSP Nowe. - Niestety, życie zweryfikowało nasze przekonania. Akurat nie chodziło o podpalacza, tylko o osoby aspołeczne, którą swą postawą wyrządzały szkodę całej grupie.

Zobacz także: Młody druh OSP chciał się wykazać - podpalił trzy altany!
Z podpalaczem druh Steinborn miał odmienne doświadczenie.
- Około 30 lat temu jeden z nas podpadł podłożeniem ognia i odsiedział za to wyrok. Gdy odbył karę, przyszedł i powiedział, że chce wrócić do straży. Przyjęliśmy go. Ten człowiek służy do dziś i nie wyobrażam sobie pracy bez niego. Każdemu trzeba dać szansę. My przebaczyliśmy i było warto.
Nie tracą jednak czujności, zwłaszcza wobec nowych.
- Każdy z nich ma okres karencji przy dowódcy - mówi Steinborn. - Nawet po szkoleniu i poświadczeniu na wstępie. Doświadczony strażak wyłapie u młodego dziwne zachowania. Nie tylko panikę na widok ciał po wypadku - co nie jest wielkim problemem, bo zawsze potrzeba też kogoś do kierowania ruchem - ale na przykład "lepkie łapy", bo przecież często mamy dostęp do dobytku ludzi i w żadnym wypadku nie wolno go zawłaszczać. Takie sprawy też są bardzo ważne.

Kradzieże zdarzają się incydentalnie, rzadziej niż podpalacze.
- Pamiętam Warlubie, gdzie ochotnik podpalał stodoły. Ostatnio był Przysiersk - tam druh podkładał ogień pod stogi. Dawno temu u nas też był taki przypadek. Obawiam się, że nie da się ich uniknąć. Zawsze znajdą się ludzie żądni poklasku, czasem testy tego nie wyłapią - martwi się Mirosław Nagórski.
- Ale nie jest tak, że po testach nie ma przesiewu - podkreśla Paweł Puchowski. - W Drzycimiu jeden kandydat nie sprawdził się w części psychologicznej i potem faktycznie się okazało, że miał problemy psychiczne, bo popełnił samobójstwo.
Psycholog może wychwycić objawy psychotyczne, właściwe dla piromanów, których żądza podkładania ognia jest jednym z objawów psychozy.
- Takie badanie to konieczność - zgadza się Jarosław Steinborn i ubolewa nad tym, że nie zawsze uda się psychologom powstrzymać chorego przed pracą ochotnika.

- Takie wiadomości, jak ostatnia ze Świecia idą w eter i przynoszą nam wstyd nie tylko w regionie, ale całym kraju - zwraca uwagę Steinborn. - Szkoda, że rzutują na naszą opinię, bo to ważne, że cieszymy się dużym zaufaniem społecznym. To bardzo istotne dla poczucia bezpieczeństwa ludzi, którym pomagamy. Każdy z nas ślubuje, że będzie kierował się ich dobrem a nie im szkodził.
Przyrzeczenie to z pewnością będzie miało znaczenie dla sądu, przed którym stanie 20-letni druh z "Ratownika".
- Jako czynnik obciążający - mówi Jolanta Cieślewicz, prokurator rejonowy w Świeciu. - Takie sprawy z reguły kończą się odsiadką. Ochotnik z Warlubia, który podpalił kilka stodół, dostał maksymalny wyrok: pięć lat za kratkami - dodaje Jolanta Cieślewicz.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska