Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Edzio z Prądek pod Bydgoszczą nie chce już więcej stać za stodołą, czyli psia afera

(my, ak)
Dwaj bracia z Prądek tak lubią psy, że do niedawna mieli ich całą sforę, około trzydziestu.
Dwaj bracia z Prądek tak lubią psy, że do niedawna mieli ich całą sforę, około trzydziestu. Agata Kozicka
Dwaj bracia z Prądek tak lubią psy, że do niedawna mieli ich całą sforę, około trzydziestu. Zostało kilka, nawet sympatycznych, ale sąsiadka rolników twierdzi, że i one stwarzają zagrożenie.

List od mieszkanki Prądek w gminie Białe Błota był dramatyczny. Kobieta nawiązała do tragedii spod Włocławka. Napisała, że i tu może dojść podobnej sytuacji, bo sąsiedzi nie respektują poleceń policji, gminnych urzędników i animalsów.

Zagryzły kota, pokąsały suczkę

Pani Aleksandra (nazwisko do wiadomości redakcji) przeprowadziła się tutaj z miasta, z nadzieją, że znajdzie w Prądkach ciszę i spokój. Nie znalazła. - Już kiedy budowaliśmy dom zauważyliśmy, że z pobliskiego gospodarstwa wybiega sfora kilkunastu kundli - opowiada kobieta. - Były małe, szczekające i bardzo płochliwe. Jak się okazało, do czasu. Najpierw pojedynczo, później już w grupach psy potrafiły ukraść kanapki pracownikom z otwartego samochodu, a nawet wejść do budynku i porwać drożdżówki.

Na tym jednak nie koniec. Mieszkanka Prądek twierdzi, że psy sąsiada zagryzły jej ośmiomiesięcznego kota, a później jeden z nich pogryzł ukochaną suczkę - beagla. Pies miał ogólne zakażenie organizmu i zapalnie mięśnia sercowego, zdaniem weterynarza przez kontakt z dzikim i zaniedbanym kundlem. - Do tej chwili wydaliśmy na jej leczenie około siedmiuset złotych. A jeszcze się nie skończyło - zaznacza pani Aleksandra.

Zobacz także: Kobieta pogryziona przez psy. Broniła dziecka, jest w stanie ciężkim w szpitalu we Włocławku! [nowe informacje]

Z widłami

Sprawą zajęli się policjanci i urzędnicy, ale to nie oni namówili mężczyzn, żeby oddali psy do schroniska. - Ja porozmawiałem z nimi, w końcu mieszkamy tu razem od urodzenia, ale prawdę mówiąc sam się sobie dziwię, że udało mi się ich namówić. Mam wrażenie, że od tej chwili jest spokój - tłumaczy sołtys Paweł Jankowski.

A namówić braci M. było trudno. Szczególnie pana Edzia. Kiedy odbierano im psy stał ponoć za stodołą z widłami w rękach, trząsł się z nerwów i mówił, że gdyby nie fakt, że po zwierzęta przyjechały kobiety, to on by im...

Zostawili im cztery psy. Ale zdaniem sąsiadki rolników ta gromadka znów się powiększa i czworonogów jest około dziesięciu. Znów podobno rozrywają worki na śmieci i wałęsają się hordą po okolicy.

Jesteśmy na miejscu. Gospodarstwo wygląda, jakby przed chwilą uderzyła w nie bomba. Na podwórze, z zapadającej się chałupy wychodzi mężczyzna w waciaku. A do nas podbiega kilka kundelków. Wszystkie do siebie podobne, niewielkie, rude i płochliwe. Najgłośniejszy jest kudłaczek z czarnym "kubrakiem". Edward M. mówi, że z nami rozmawiać nie będzie, bo gospodarstwo, jak i psy, należy do jego brata. A ten pojechał gdzieś ciągnikiem.

Cztery plus... ?

- Zostawili nam cztery psy i tyle mamy - zarzeka się rolnik. Kiedy to mówi z domu wybiega piąty, a ze środka chałupki słychać szczekanie szóstego. Później dowiadujemy się, że siódmy pewno pojechał z drugim bratem ciągnikiem.

Pieski nie wyglądają na zaniedbane, choć na pewno są zapchlone, bo wzajemnie wygryzają sobie pasożyty. Widać, że są ze zżyte. Boją się nas, ale kiedy wyjeżdżamy z podwórka ścigają samochód z wielkim jazgotem.

A co sądzą inni sąsiedzi?- Nie widziałem ostatnio żadnego psa od nich - mówi mężczyzna, który właśnie zsiadł z roweru i zmierza do swojego domu. - Ale kiedyś tam im zabrali psy. I to nawet kilka razy. Ciekawe jest to, że one są wszystkie do siebie podobne i z różnych zakątków się wyłaniają jak takie surykatki. Nie słyszałem, żeby komuś zrobiły krzywdę. Trochę narzekali wędkarze, którzy przyjeżdżali nad pobliski staw na ryby, że coś im tam kradły, ale już długo nic nie słyszałem.

Dowiadujemy się, że o psach mówiono też na jednym z gminnych zebrań. Podobno zgłosił się niepełnosprawny mężczyzna, który twierdził, że został ugryziony przez jednego z pupili braci M.

Wieś to nie miasto

Sołtys Prądek, pan Paweł (z powodzeniem mógłby wystartować w konkursie na sobowtóra Toma Sellecka, gratulujemy - dop. aut.), ma salomonowe podejście do sprawy. - Jesteśmy na wsi. Tutaj piach leci na szyby, kiedy jedziesz samochodem, a czasami pies zagryzie kota albo potarga komuś nogawkę. Może się zdarzyć, że rozerwie worek na śmieci albo zwędzi coś z posesji. Kręci się tutaj sporo psów, nie tylko jednego właściciela. Ale to prawda, mieliśmy kłopot z psami rodziny M. Kradły jedzenie psom z innych gospodarstw. I to razem z miskami. W końcu udało się namówić chłopaków, żeby pozbyli się większości. I mam nadzieję, że nie zaczną ich znowu gromadzić, choć po informacjach od was, porozmawiam z nimi, żeby znowu kłopotu nie mieli - podkreśla sołtys i dodaje: - Mieszkają tu różni ludzie. Niektórzy zgadzają się z tym naszym wiejskim życiem, bo po to się tu sprowadzili. Innym ono przeszkadza. Chcieliby asfalt, internet i market. Ale przecież wszystko to mieli w mieście...

Reporterzy "Pomorskiej"są do Państwa dyspozycji. Zadzwońcie (tel. 52 326 31 51, 52 326 31 83)lub napiszcie. Przyjedziemy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska