Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do bycia żoną stanu się dojrzewa

Karina Obara
Barbara Nowacka, szefową think tanku "Plan zmian" przy Twoim Ruchu
Barbara Nowacka, szefową think tanku "Plan zmian" przy Twoim Ruchu
Rozmowa z Barbarą Nowacką, szefową think tanku "Plan zmian" przy Twoim Ruchu, o tym, co spaja Polaków i dlaczego scena polityczna potrzebuje zarówno radykalnego i jednoczącego języka.

Dlaczego związała się pani z Twoim Ruchem?
To jedyna partia, która w tej chwili realnie dąży do zmian społecznych w Polsce. Zmian, które uczynią Polskę państwem nowoczesnym, z którego będziemy dumni. Mam poglądy lewicowe, zarówno światopoglądowe, jak i społeczno-gospodarcze. Męczy mnie patrzenie na nieustającą wojnę PO z PiS, która jest wojną pozorną, na słowa i puste gesty, a nie na realne starcie na rzecz poprawy życia Polek i Polaków. Stąd zaangażowanie w tę formację - może niełatwą, może nie idealną w stu procentach, ale jedyną realnie zwalczającą ten klincz.

Ale Ruch Palikota z nadziei polskiej sceny politycznej przeobraził się w partię, która kojarzy się głównie z Januszem Palikotem - inteligentem z niewyparzonym językiem. Czy nie jest za późno, aby teraz Twój Ruch wymyślał siebie na nowo?
To Janusz Palikot zbudował Twój Ruch i od samego początku była to partia z nim jednoznacznie kojarzona. Teraz wokół pojawiło się więcej osób utożsamianych z TR: Andrzej Rozenek, Robert Biedroń, Wanda Nowicka, Łukasz Krupa czy Kazimiera Szczuka. Ale nadal chodzi dokładnie o to samo: o przyjazne, świeckie i nowoczesne państwo. O tym Janusz Palikot mówił w 2011 roku, o tym mówi i dziś.

Ruch zbudował swoją twarz na antyklerykalizmie, a tymczasem w szkołach z religii rzadko które dziecko się wyłamuje. Może Polacy nie chcą zmian, o których mówi Ruch?
Twój Ruch został zbudowany przede wszystkim na postulacie przyjaznego państwa. A państwo przyjazne to takie, w którym każda i każdy czuje się bezpiecznie, godnie i równo, bez względu na wiarę lub jej brak. Kiedyś nie było religii w szkołach i dzieci przez to nie czuły się gorzej, nie powstawał podział na wierzących i praktykujących, na tych, co wyznają inną religię niż większość lub są niewierzący. W tej chwili wiele osób posyła dzieci na religię "dla spokoju" i by się nie wyłamać, choć nijak się to ma do ich przekonań. A dzieci dość szybko zauważają rozdźwięk i nie pomaga to w procesie wychowawczym, w kształtowaniu postaw otwartych na innych, inaczej myślących lub wierzących w coś innego. Społeczeństwo się laicyzuje, coraz mniej ludzi chodzi do kościoła. Tylko w szkołach tkwimy w obłudzie. Dodatkowo, gdy czytam, że dzieci mają tygodniowo, np. trzy godziny religii, a jedną wf-u, nie mają przedmiotów takich jak chemia czy biologia, bo nie ma na nie czasu, a na religię w szkole czas się znajduje - to martwię się o to, jakie społeczeństwo wychowamy. Czy będą to ludzie zdolni do odkrywania świata, do wymyślania innowacyjnych rozwiązań technologicznych, czyli de facto budowania przyszłości Polski jako kraju silnego nauką i technologią?

To co ma nas spajać?
Wielu z nas chce rozdziału Kościoła od państwa, świeckości w urzędach, szkołach i instytucjach. Wartością, która nas spaja jako Polki i Polaków jest nasza Konstytucja, poczucie wspólnoty bazujące na języku, kulturze i tradycji, która niekoniecznie jest tożsama z religią. Przede wszystkim zaś wiele i wielu z nas chce, by decyzje polityczne były podejmowane przez władze w sposób niezawisły. Proszę zobaczyć, jaką falę niezadowolenia i protestów (również wśród katolików) wywołało dodatkowe dofinansowanie z budżetu państwa budowy Świątyni Opatrzności Bożej (bo przecież nie o muzeum tu chodzi) - naprawdę są ważniejsze potrzeby w kraju, gdzie coraz więcej osób boryka się z biedą, bezrobociem i wykluczeniem niż budowanie świątyń czy utrzymywanie katechetów. Jest tyle dobrych muzeów poza stolicą, które wymagają dofinansowania. Czemu nie inwestujemy w nie, a w świątynię?

Ma pani opinię osoby, która potrafi bronić własnych poglądów, a przy tym nie wzbudzać agresji. Nie chciałaby pani wykorzystać tej wartości, aby zostać liderką?
Liderką nie zostaje się z dnia na dzień, bo tak się chce. To jednak praca nad zbudowaniem zaufania społecznego, nad przyciągnięciem ludzi do swojej wizji, przekonaniem do programu. I tego się nie robi w pojedynkę. Potrzeba grupy, kolektywu osób chcących zmian. A jest ich, a właściwie nas, coraz więcej.

Co więc stoi na przeszkodzie?
Polityka to sztuka czekania na właściwy moment. Scena polityczna, z przyczyn także "metrykalnych" za 4-5 lat będzie zupełnie inna od tej, którą znamy dziś. Ale też zmienia się świat i stare odpowiedzi na nowe wyzwania, takie jak choćby wyzwania rynku pracy, globalizacji, nowych technologii i ich wpływu na edukację, naukę czy bezpieczeństwo mogą być niewystarczające. Dzisiejsi młodzi ludzie mają już wolność, ale chcą równości, dostępu do wiedzy i godnej pracy. Kończy się pewna epoka tytanów polityki z lat 80. i 90., nadal ważnych i czynnych (Miller, Kaczyński, Tusk), a pojawia się społeczeństwo obywatelskie, ruchy miejskie i wyborcy mający szerszy dostęp do informacji. Ta zmiana pokoleniowa to tylko kwestia czasu.

No ale w naszym państwie, obciążonym historią patriarchalną, stojący na czele Ruchu Palikot, mężczyzna, nie jest chyba magnesem dla kobiet, które być może potrzebują innej retoryki, miękkiego podejścia?
Doświadczenia ruchów kobiecych i feministycznych pokazują, że zarówno język radykalny, jak i koncyliacyjny jest nam potrzebny tak samo, jak budowanie sojuszy, w tym z mężczyznami. Bo przecież nie chodzi o jakieś szczególne dobra i przywileje dla kobiet, ale o równość praw, płac i obowiązków, o równe szanse na rozwój oraz uwzględnienie specyficznych uwarunkowań kobiet: godnego porodu i macierzyństwa, ale też i prawa do wyboru drogi życiowej, dostępu do badań i antykoncepcji, świeckich szpitali i godnej starości. I choć chciałabym, by było więcej kobiet w polityce, to do realizacji programu równościowego potrzebni są także mężczyźni, ci działający na rzecz równych praw i szans.

A czy nie wydaje się pani, że zamiast stawiać na wyrazistość, która może drażnić, lepiej postawić na obnażanie niekonsekwencji, niekompetencji i arogancji władzy?
Wyrazistość pomaga w przebiciu się z przekazem do mediów. Nawet polityka zdominowana jest przez popkulturę. Co nie znaczy, że powinniśmy tej tendencji ulegać - przede wszystkim ważne jest to, co mamy do powiedzenia. Ale miałkie wypowiadanie poglądów też nie przyciągnie uwagi.

Co wobec tego z konsekwencją? Pani szuka kompromisów, a Janusz Palikot wychodzi na scenę i jednym zdaniem burzy cały wysiłek koncyliacyjny.
Trzeba umieć znaleźć środek między prowokacją a ciągłą krytyką. A przede wszystkim pokazać, że dobra zmiana jest możliwa - to wspaniale udało się Robertowi Biedroniowi w Słupsku. Partie stawiają na różnorodność - w PO czy w PiS mamy polityczki i polityków od spraw merytorycznych, od koncyliacji, ale też i takich "pitbulli", którzy po prostu rzucają się na oponentów i walą na odlew obelgami. I nikogo nie dziwi, że innym tonem mówi, np. premierka Ewa Kopacz, innym Andrzej Halicki, a zupełnie inną rolę pełni w PO Stefan Niesiołowski, który na poziomie werbalnym gardzi każdym, kto nie jest z PO. Analogicznie w PiS - Pawłowicz i Macierewicz różnią się w przekazie od Brudzińskiego czy Mastalerka.

Widzi pani Janusza Palikota w roli prezydenta kraju?
Janusz Palikot potrafi też szukać punktów wspólnych, dążyć do porozumienia, czy - co bardzo rzadkie w polskiej polityce - przyznać się do błędu. Na pewno byłby prezydentem odważniejszym, energiczniejszym, bardziej nastawionym na komunikację z obywatelkami i obywatelami.

Badania CBOS wskazują, że nie ufa mu 56 proc. badanych. Co zyskaliby Polacy, gdyby Janusz Palikot został prezydentem?
Dobrą zmianę. Wyszlibyśmy poza męczący nas już układ PO z PiS. Bo przecież tak naprawdę w interesie obu tych partii jest dzielenie Polek i Polaków przez emocje, chociaż w rzeczywistości realizują podobną politykę, szczególnie społeczną. Przypomnę choćby, że ministrą finansów i wicepremier za rządów PiS była Zyta Gilowska, realizująca politykę neoliberalną, kontynuując wprost działania Leszka Balcerowicza. Ale nie trzeba sięgać daleko w przeszłość, wystarczy, że spojrzymy na wiele miast i miejscowości w Polsce.

Chodzi pani o to, że wciąż rządzą ci sami?
Ci sami ludzie czasem tylko zmieniają szyldy partyjne, ale stale współdziałają ze sobą, dbając przede wszystkim o niewpuszczenie nowych sił do życia publicznego. I znów wrócę do Słupska - na kilka dni przed II turą wyborów prezydenckich PO i PiS porozumiało się przeciw niezależnemu kandydatowi Robertowi Biedroniowi. Nie bez powodu - był poza lokalną siecią powiązań i nie miał interesu wspierać układu. Tylko że ludzie już się nie dali nabrać. Wybrali zmianę. Głosując na Janusza Palikota mamy gwarancję, że używałby wszystkich dostępnych mu mechanizmów, by wspierać równość i nowoczesność w Polsce. I że czyniłby to aktywnie.

I żadnej pułapki pani nie widzi?
Widzę. Ale wierzę też, że do bycia mężem (lub "żoną") stanu się dojrzewa. Palikot, którego widzę dziś to już nie ten optymistyczny szaleniec z 2011 roku, ale człowiek doświadczony przez politykę, poobijany. I skłonny do autorefleksji, kompromisu. Ale nadal optymistyczny i pełen zapału. To nowa jakość.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska