Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mark Olbrich mówi o HRPP i płycie koncertowej nagranej w tym klubie

HRPP
Mark Olbrich na scenie HRPP
Mark Olbrich na scenie HRPP HRPP
Dlaczego zdecydował się nagrać płytę koncertową w HRPP, czy czuje się Polakiem, jak wspomina czasy współpracy z Hołdysem - o tym opowiada Mark Olbrich, znakomity bluesman.
Mark Olbrich na scenie HRPP
Mark Olbrich na scenie HRPP HRPP

Mark Olbrich na scenie HRPP
(fot. HRPP)

- Dlaczego zdecydowałeś się nagrać płytę koncertową właśnie w toruńskim klubie Hard
Rock Pub Pamela?

Charakter muzyki jaką gramy sprawił, że płyta była planowana 'na żywo' - w końcu blues jest muzyką duszy, pragnień, emocji. Z mojego doświadczenia wiem, że aby wydarzyło się cos pięknego, emocje muszą być obustronne - od nas do widowni i od nich do nas. Kiedyś na to mówiono 'vibes' , 'good energy', itd. Z poprzednich występów w Pameli i mojej tam obecności pamiętałem, że ten klub umożliwia to w olbrzymim stopniu. Nie tylko widać i czuć tę energię kiedy się gra, ale też gdy stoi się z boku i obserwuje warsztaty muzyczne, które prowadzili również moi muzycy. Jest parę takich miejsc, ale najbliższe w Mississippi. Do tego materiał, który jest niezwykle emocjonalny. To jakby śpiewać "Bogurodzicę" przed bitwą pod Grunwaldem - trochę chyba przesadzam ale kierunek tej myśli jest chyba jasny.

- Jak udało Ci się namówić do współpracy muzyków tak wysokiej klasy jak, Paul Lamb czy Jimmy Thomas?
Powiem szczerze, że raczej sygnały są w moją stronę niż odwrotnie. Nasze 'wycieczki' po świecie mają super opinie u bluesmanów w Anglii, myślę, że po części mają na to wpływ ich rozmowy z członkami mojego zespołu w trasach koncertowych. Generalnie, wśród krytyków krąży opinia, że mój produkt końcowy ma zdecydowanie większą wartość niż suma jego poszczególnych elementów. Myślę, że coś w tym jest. To się trochę sprawdziło w sporcie, który próbowałem uprawiać za młodu. Moja drużyna więcej wygrywała ze mną w składzie niż beze mnie, mimo, że nie byłem najlepszy. Współpraca z Jimmym rozpoczęła się parę lat temu, kiedy okazało się, że mój poprzedni wokalista (Earl Green - 7-krotny wokalista bluesowy roku w Anglii) zachorował (niestety na zawsze). To się stało kilka dni przed wyjazdem. Trwoga - więc uderzyłem do agenta. Wspomniał, ze Jimmy jest wolny i pojedzie bez problemu. No i został. Do Paula Lamba zadzwoniłem sam - znamy się dobrze i długo i zawsze chcieliśmy poskakać razem. Z nim jest problem jeśli chodzi o terminy koncertów - ma napięty kalendarz (gra ponad 300 koncertów roczne). Udało nam się wstrzelić z datą mojego koncertu w jego wolny termin.

Okładka winylowej płyty koncertowej nagranej w HRPP
Okładka winylowej płyty koncertowej nagranej w HRPP HRPP

Okładka winylowej płyty koncertowej nagranej w HRPP
(fot. HRPP)

- W jaki sposób został dobrany repertuar na płytę?
To było spełnienie jednego z moich bluesowych marzeń. Zawsze chciałem zagrać tego "pierwszego" bluesa, tego, który był zaczątkiem muzyki bluesowej na świecie (np. Smokestack Lightning, Mannish Boy, etc.). Bluesa nie wolno w żadnym wypadku kopiować, aby zachować autentyczność jako bluesman, zwłaszcza gdy jest się białym bluesmanem z Europy, trzeba go czuć a nie odtwórczo naśladować. W przeciwnym wypadku to będzie chałturnicze granie, klezmerka. Dopiero kiedy do składu dołączył Jimmy, moje marzenia się spełniły. Było pytanie, czy on będzie chciał to zrobić z nami. Na szczęście chciał. Jimmy jest mało znany w Polsce, Europie ale to jest jeden z apostołów bluesa. Zaczynał w latach 50-tych. Odkrył go niewiele starszy Albert Nelson (znamy go jako Albert King oczywiście!) na prośbę Ike'a Turner'a który potrzebował wokalisty do swojego pierwszego zespołu. No i Jimmy grał przez pierwszych 6-7 lat zespołu Ike Turner Review. Tina dołączyła do składu po paru latach. To jest serce naszego programu koncertowego. Serce otoczone bluesem nowym - pokazuje mój czas i moich przyjaciół z zespołu. To współgra razem i daje nam i widowni radość. Kiedy patrzę na zdjęcia w mediach z trasy letniej, na wszystkich jesteśmy uśmiechnięci. Widownia też!

-Jesteś jednym z prekursorów muzyki rockowej w Polsce. Opowiedz o współpracy ze Zbigniewem Hołdysem i początkach zespołu Rh-.
A jestem? Granie z Hołdysem było prawdziwą radością życia ujętą w formie muzycznej. (To mój konik - muzyka to emocja). Hołdys komponował jak nikt przedtem, a zespół dawał temu życie i werwę. To był rock, ale naturalny, wypływający z duszy do ludzi, bez sztuczek, bez grania 'dla występu', bez kopiowania innych. To nie były pioseneczki, jakie grały zespoły przed nami. Oprócz tego, nie mieliśmy tej wyraźnej bariery między zespołem a fanami. Byliśmy jedną paczką - tak się wydawało. To samo robię do dziś z moim zespołem. Pamiętam, byłem kilka lat przedtem na występie Czerwonych Gitar w Sopocie w 'marquee' koło plaży. Oni grali sobie a widownia tańczyła i słuchała sobie. Żadnego kontaktu wzrokowego, angażowania fanów. Równie dobrze mogli puszczać płyty i brać kasę. To był najlepszy zespół w Polsce??? Po pięćdziesięciu latach mogę powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że w USA, czy w Anglii tego nie ma, nie było i nie mogło być jeśli chciałeś w ogóle zaistnieć w bluesie czy rocku lub metalu. Hołdys i my rozumieliśmy to instynktownie. Fani to wyczuwają i odsyłają nam na scenę swoją energię. Robi się taki pozytywny sztorm uczuć i muzyka tworzy się sama.

- Mieszkasz od wielu lat zagranicą. Słyszałam jak mówiłeś o nas "wy, Polacy''. Myślisz, że można nazwać Cię Brytyjczykiem?
Myślę, że to było powiedziane żartem, taka podpucha. Albo ktoś jak zwykle przedstawiał mi swoją bardzo silną choć , jak się często zdarza, niezbyt sensowną opinię o czymś (z reguły po wielu żytniówkach). Tak naprawdę nie jest łatwo być emigrantem pierwszej generacji. Ja się sam sobie przyglądam - moim odruchowym reakcjom. Wychodzi pół na pół. W niektórych wypadkach 100 procent z tej strony, w innych 100 procent z tamtej. Ale muszę powiedzieć , że zintegrowałem się błyskawicznie (ten sam humor, zachowanie, maniery). Język znałem od dziecka tak czy tak. Też nie zauważyłem nigdy rzeczy w Anglii, na które narzeka nowa imigracja. Nie są zamknięci, zimni, etc. Mam mnóstwo przyjaciół, do których domu mogę wejść o każdej porze i zrobić sobie herbatę. Z ich strony mają mnie za swojego - co się widzi w sytuacjach i towarzyskich i bardziej formalnych. Kiedyś (chyba jakieś 20 lat temu) zaproszono mnie na oficjalny królewski bankiet z okazji wizyty Polskiego Prezydenta - ale i zaproszenie i miejsce przy stole było po stronie angielskiej.
Wywiad przeprowadzony przez Agatę Karpińską przy współpracy Mai Lewickiej

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska