Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Gregorczyk gra na ulicy. Ale nie traci nadziei, że jeszcze kiedyś wystąpi z orkiestrą

Adam Willma
Marcin jest na tysiącach zdjęć z Torunia. Chętnie pozuje, tylko prosi, żeby fotek nie wrzucać do internetu.
Marcin jest na tysiącach zdjęć z Torunia. Chętnie pozuje, tylko prosi, żeby fotek nie wrzucać do internetu. Adam Willma
Spotykamy się w sercu Torunia. Przy choince. Przed świętami wokół tasiemce wycieczek szkolnych. Co drugi gimnazjalista kupił sobie pamiątkę z Torunia - sztuczne wąsy, hit sezonu. Z tymi wąsami ustawiają się do zdjęcia ze skrzypkiem. Przy "Lulajże Jezuniu" podzwaniają od czasu do czasu drobne monety.

- Pochodzę z Ostródy - Marcin zapakował skrzypce do futerału. Lutniczy instrument, koncertowy. Zbudowano je w niemieckiej wytwórni Juliusa Zimmermanna, w 1920 roku. Siadamy w kawiarence rozgrzewając dłonie na filiżankach herbaty z cytryną.

- Na skrzypcach zacząłem grać w wieku 5 lat, w ognisku muzycznym - z naklejki na futerale spogląda na nas uśmiechnięty Jan Paweł II. - Stwierdzili u mnie słuch absolutny. Rok później zdawałem do szkoły muzycznej. Nie chcieli przyjąć. Dopiero gdy mama zagroziła, że pojedzie do ministerstwa, znalazło się miejsce. Egzaminy zdawałem na piątki.

Więcej wiadomości z Torunia na www.pomorska.pl/torun

Mama zadbała, żeby wychować Marcina w duchu tradycji i wiary. Dziś, na stare lata rozpoczęła studia teologiczne. - Od dziecka ciągnęło mnie do kościoła. Każdy spacer musiał zakończyć się w kościele. Bo tam grały organy. Dopóki grały, siedziałem spokojnie. Płakałem, gdy przestawały.

Do Torunia przyjechał z narzeczoną sześć lat temu. Trzeba było zarabiać na życie, więc zarabiał jak umiał. Stanął przy McDonald's. - Początek był piękny, bo ludzie bardzo się interesowali. Grałem różne rzeczy - wspomina Marcin. - Zacząłem od tych biesiadnych, ale z czasem coraz więcej utworów religijnych. Melodii uczę się głównie ze słuchu. Tak nauczyłem się piosenek Ryszarda Rynkowskiego. Gram je często, bo ludzie je lubią. U mnie muzyka jest na życzenie. Jeśli ktoś chce posłuchać walca wiedeńskiego, dostanie go.
- Słuchasz innych ulicznych muzyków?
- Słucham, oceniam, porównuję. Trudno tego nie robić, bo latem trudno znaleźć miejsce na Szerokiej.
Marcin gra siedem dni w tygodniu, bez względu na porę roku. Tylko deszcz zatrzymuje go w domu.
- Nie potrafię bez grania. Gdy pada deszcz, robię nerwowy. Ciągnie mnie. Jeśli nie pracuję, czyszczę instrument.
- Zaraziłeś dziewczynę muzyką klasyczną?
- Poszła w zupełnie innym kierunku (śmiech). Jest technikiem masażystą. Lubi, gdy gram pieśni religijne. Usłyszała raz, gdy grałem na Starówce "Będę sławił Pana". Teraz cały czas mogłaby tego słuchać. Ale dla niej ważniejsze niż granie jest to, że jestem blisko.
Bo muzyka to coś więcej niż zawód: - To, co robię nie jest ode mnie. Jest od Boga. Pan Bóg dał mi talent, ale nie po to, żebym siedział z założonymi rękami. Mam go realizować. Iść do przodu.
Gdy struny przemarzają
Mróz nie jest w stanie zatrzymać Marcina, ale gdy słupek w termometrze wskazuje poniżej kilkunastu stopni, instrument strajkuje.
- Postawiłem sobie granicę. Minus czternaście. W takiej temperaturze grałem w ubiegłym roku. Mógłbym grać i w niższych temperaturach, tyle że palce wytrzymują więcej niż skrzypce. Przy siarczystym mrozie zaczęły puszczać struny. Palce, są w ruchu, więc jakoś wytrzymują.
- Czujesz się jak dziewczynka z zapałkami?
- Nie. Lubię to! W takie mrozy, gdy mróz szczypie, wiem że umilam ludziom ten zimowy pośpiech.
Podczas chłodów skrzypce nabierają energii.
- Przy mrozach się ożywiają, mam wrażenie, że wówczas osiągają swój naturalny dźwięk. Dźwięczą dość ostro, wyraziście i bardzo donośnie. Lepiej niż w upale. Gdy jest gorąco, powyżej 30 stopni, dźwięk skrzypiec staje się przygłuszony. Ale w ładną pogodę odwdzięczają się ciepłym, łagodnym głosem. Myślę, że jeszcze do końca nie odkryłem ich możliwości.

W ciągu kilku lat Marcin, chcąc nie chcąc, stał się elementem miejskiego pejzażu.
- Jestem na tysiącach zdjęć - przyznaje. - Zwłaszcza wycieczki szkolne się ze mną fotografują. Proszę tylko, żeby nie umieszczali zdjęć w internecie.

Uliczną rzeczywistość zna jak mało kto.- Na szczęście Toruń jest dość bezpieczny. Tylko raz w ciągu sześciu lat ktoś kopnął futerał od skrzypiec. Owszem, zdarzało się, że dzieci ze Starówki podbierały pieniądze. Kiedyś byłem świadkiem, jak obrabiały ogródek piwny. Strażnik i policjant tego nie widzieli.

Najbardziej drażnią Marcina żebracy: - Za żebractwo nie powinno się płacić. Nikomu! Bez pracy nie należą się pieniądze. Jedni grają, inni sprzedają obrazy, pracują na życie, niejednokrotnie marznąc za trochę drobniaków. Tymczasem żebraczka chwali się, że w tym samym czasie uzbierała 400 złotych. Czy tak się godzi?!

Pod koniec dnia, zebrane drobniaki Marcin wymienia w zaprzyjaźnionej aptece. Według skrzypka czasy dla ulicznych grajków są coraz trudniejsze: - Jeszcze kilka lat temu, gdybym stał tyle godzin co dziś, na pewno nie martwiłbym się z czego zapłacę rachunki. A dziś nie jest to już tak oczywiste. Miejscowi bardzo rzadko się zatrzymują. Mogę liczyć prawie wyłącznie na przyjezdnych. Z pustymi kieszeniami nie wracam, ale o pełnych mogę tylko pomarzyć.

Może działa efekt przyzwyczajenia? Jako "element krajobrazu" skrzypek zaczyna zlewać się z tłem: - Dziś wielu nie wyjmuje słuchawek z uszach. Trudno, przecież nie mogę zmusić do słuchania Vivaldiego kogoś, kogo pociąga Metallica.
Moneta od Balcerowicza
- Ktoś okazał się wyjątkowo hojny?
- Bezdomni. Potrafią wrzucić, to co mają. Białe, żółte. To niesamowite, bo turyści i mieszkańcy przechodzili nawet mnie nie zauważając, a bezdomny zatrzymał się i wygrzebał monetę, która zapewne dużo dla niego znaczyła. Czasem zatrzymują się przy mnie starsze panie, nawet jeśli nie mają pieniędzy, zawsze mają dla mnie dobre słowo. To ważne w życiu.
- Znane postaci, które przechodzą Szeroką, zatrzymują się, żeby posłuchać skrzypka?
- Był raz Leszek Balcerowicz
- Wrzucił coś?
- Dwa złote. To było miłe. Ale najhojniejsze są - zdziwisz się - dzieci. Rzadko zdarza się, żeby do futerału wpadł banknot, ale jeśli wpada, to najczęściej od dziecka. Są wrażliwe na muzykę.
- Może powinieneś zagrać pod centrum handlowym?
- Nie wolno. Wyrzucają stamtąd. Mają swoją muzykę.

Marcin zarzeka się, że nie żałuje czasu spędzonego na ulicy. Ale nie porzuca marzeń.
- Być może kiedyś uda mi się dokończyć szkołę muzyczną i zdać na studia. Ideałem jest dla mnie Kaja Danczowska.
Oczami wyobraźni widzi się jako solista w orkiestrowym wykonaniu Koncertu a-moll Vivaldiego.
- Moim żywiołem jest scena - przymyka oczy Marcin.
Ale trzeba zarobić na święta. Jeśli nie będzie padać, znajdziecie Marcina naprzeciwko toruńskiej choinki.
- W same święta nie będę grać. To jest czas tylko dla rodziny. Przecież jestem tutaj cały rok. Od poniedziałku do niedzieli. W Boże Narodzenie chcę odpocząć.

Kilka dni po naszym spotkaniu odbieram telefon od Marcina. Że przewróciła się dusza w skrzypcach. Mały, wystrugany z najlepszego kawałka świerkowego drewna kołeczek, który wewnątrz skrzypiec przenosi dźwięk. Bez duszy skrzypce nie grają. - Kto mi teraz, przed samymi świętami, duszę skoryguje?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska