Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdobył nawet Mount Everest. Wojciechowski opłynął nie tylko przylądek Horn

Małgorzata Goździalska
Jacek Wojciechowski kilka dni temu opowiadał o rejsie życia, czyli opłynięciu przylądka Horn, na spotkaniu z żeglarzami i  miłośnikami przygody w Miejskiej Bibliotece Publicznej.
Jacek Wojciechowski kilka dni temu opowiadał o rejsie życia, czyli opłynięciu przylądka Horn, na spotkaniu z żeglarzami i miłośnikami przygody w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Małgorzata Goździalska
W środowisku włocławskich żeglarzy Jacek Wojciechowski jest marką samą w sobie.

Nie tylko dlatego, że jako pierwszy, a zarazem jedyny do tej pory włocławianin, opłynął owiany złą legendą przylądek Horn. Ma za sobą bowiem także trudne rejsy na Morzu Północnym, także niełatwe na naszym Bałtyku.

Przepłynął między innymi Pentland Firth, cieśninę oddzielającą archipelag Orkadów od północnej Szkocji, zaliczył jezioro Loch Ness, najbardziej znany akwen w Szkocji, popularne dzięki potworowi zwanemu jako "Nessie", rzekomo zamieszkującemu jego głębiny. Żeglował też do norweskich fiordów. Po drodze były także sukcesy w regatach na Zalewie Włocławskim, a także turystyczne rejsy po Morzu Śródziemnym.
Między Atlantykiem a Pacyfikiem

Przygodą życia dla Jacka Wojciechowskiego była jednak wyprawa na żeglarski Mount Everest. Bo przylądek Horn jest dla żeglarzy tym, czym dla wspinaczy wysokogórskich najwyższy szczyt świata.

Ten najbardziej wysunięty na południe skalny cypel Ameryki Południowej leży na wyspie Horn, w archipelagu Ziemi Ognistej (Chile), wyznaczając północną granicę cieśniny Drake'a, a południk przechodzący przez przylądek jest uznawany za granicę pomiędzy Pacyfikiem a Atlantykiem. W tych sucho brzmiących słowach, opisujących geografię przylądka, jest jednak ukryta magia tego miejsca.

Pogoda bywa wyjątkowo kapryśna

Opłynięcie przylądka Horn jest dla żeglarzy nie lada wyzwaniem ze względu na trudne zwykle warunki pogodowe. W przeszłości zdarzały się przypadki, że żaglowce próbowały się przebić z oceanu na ocean nawet przez dziesięć miesięcy. Powodem trudności są zwykle silne i zmienne wiatry, głównie zachodnie, wysokie, niebezpieczne fale sięgające nawet 30 metrów (to całe dziesięć pięter) oraz duża kra zimą.

Jacek Wojciechowski opłynął Horn cztery lata temu. Zrobił to na wyczarterowanym jachcie Selma Expeditions, przystosowanym do żeglugi w warunkach arktycznych, wraz z zaprzyjaźnionymi żeglarzami z Toruńskiego Stowarzyszenia Żeglarzy Morskich.

Zaczęło się w Ushuaia

Do tej pory jego śladem nie poszedł jeszcze żaden włocławski żeglarz. Kwestia czasu? Być może. Braci żeglarskiej z Yacht Clubu Anwil, z którym związany jest Jacek Wojciechowski, umiejętności nie brakuje. Odwagi także. Ale koszty związane z tą wyprawą nie są małe. To najpierw długa podróż do Argentyny. Samolotem. Potem wyczarterowanie jachtu i kurs na Chile.

Załoga Selma Ekspeditions pod polską banderą opłynęła przylądek Horn w trakcie dziesięciodniowego rejsu. Zaczęło się w Ushuaia (Argentyna), najdalej wysuniętym na południu mieście na świecie. Potem Atlantyk, Pacyfik, a po drodze skalisty Horn. Za burtą pozostał gigantyczny klif strzelający w górę z oceanu na ponad 400 metrów. Pora na otwarcie szampana!

Było niebezpiecznie? Mogło być. I to bardzo, gdyby Neptun nie sprzyjał żeglarzom. Ale Jacek Wojciechowski przyznaje: - Jako żeglarz miałem szczęście do pogody. W trakcie, gdy załoga mijała piekielny skalny cypel, warunki pogodowe nie były ekstremalnie trudne. Fale oceaniczne pędzone wiatrem nie tak wysokie jak bywają w trakcie sztormu o sile huraganu. A mimo to włocławski żeglarz przyznaje: - To był rejs życia.

Wyspa Horn a polski papież

Skąd nazwa przylądek Horn? To zasługa holenderskiego żeglarza Wilhema Shoutena, który opłynął go po raz pierwszy w 1616 roku. - Nazwę Kaap Hoorn nadał temu miejscu na cześć miasta Hoorn, z którego pochodził - podkreśla włocławski żeglarz.

Polskie akcenty w tym rejonie świata? - Oczywiście, że są - mówi Jacek Wojciechowski. - W każdej chilijskiej osadzie jest tablica z portretem Jana Pawła II. A skąd taka atencja dla papieża Polaka na krańcu świata? To wyraz wdzięczności za pokojową mediację papieża i zapobieżenie wojny, która w 1978 roku wisiała na włosku pomiędzy silniejszą Argentyną a słabszym Chile. Dlatego o papieżu Polaku mówi się: - Ojciec wszystkich Chilijczyków.

Jak twierdzi Jacek Wojciechowski, w ostatnich dziesięciu latach wśród polskich żeglarzy zrobiła się swego rodzaju moda na przylądek Horn. - To efekt tego, że jest możliwość odbycia krótkich rejsów, takich jak z moim udziałem - podkreśla.

Ale Polacy opłynęli Horn już w 1937 roku. Zrobił to "Dar Pomorza" z polską załogą w rejsie dookoła świata. A po 1945 roku polskich jednostek też w tym rejonie świata nie brakowało. Na przykład, na "Eurosie" opłynął Horn z bydgoską załogą kapitan Aleksander Kaszowski.

Należy do Bractwa Kaphornowców

Jako żeglarz, który opłynął przylądek Horn, Jacek Wojciechowski należy do ekskluzywnego Bractwa Kaphornowców. To towarzystwo zrzeszające ludzi, którzy dokonali największego żeglarskiego wyczynu - minęli bramę świata. Dokonali wszystkiego, co można osiągnąć w żeglarstwie.
Polskie Bractwo Kaphornowców skupia dziś kilkuset żeglarzy. Jego głównym zadaniem jest, jak zapisano w statucie, czujnie strzec honoru polskiego żeglarza, wiernie strzec sławy biało-czerwonej bandery, służyć pomocą, radą i doświadczeniem wszystkim żeglarzom, którzy kiedykolwiek i gdziekolwiek będą jej potrzebowali".

Siedzibą Bractwa Kaphornowców w naszym kraju jest "Dar Pomorza" - pierwszy polski żaglowiec, który opłynął przylądek, zwany nieprzejednanym.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska