Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wójt Śpibida wygrał wybory 54 głosami. I zaraz wziął się do oszczędzania. Oszczędził na etacie swojego konkurenta

Adam Willma
Wójt Śpibida wygrał wybory 54 głosami. I zaraz wziął się do oszczędzania.
Wójt Śpibida wygrał wybory 54 głosami. I zaraz wziął się do oszczędzania.
Wójt Śpibida wygrał wybory 54 głosami. I zaraz wziął się do oszczędzania. Oszczędził na etacie swojego konkurenta. Przypadkiem wszystko zbiegło się w czasie. Przypadkiem porządki dotknęły tylko jedną osobę.

Stefan Śpibida miał czas przyzwyczaić się do rządzenia. Władza odszukała go jako 32-letniego nauczyciela mechanizacji rolnictwa w Zespole Szkół Rolnych w Przemystce i osadziła na fotelu naczelnika gminy Dobre Kujawskie. Był rok 1986. Wojciech Jaruzelski po raz kolejny został wybrany na pierwszego sekretarza PZPR, rzecznik rządu Jerzy Urban zapowiedział wysłanie śpiworów dla bezdomnych w Nowym Jorku. Aresztowano ukrywających się do tej pory Bogdana Borusewicza i Zbigniewa Bujaka. W Reykiaviku podali sobie ręce Ronald Reagan i Michaił Gorbaczow. W Moskwie zmarł Wiaczesław Mołotow, a w Szczyrku urodził się skoczek Stefan Hula.

Więcej wiadomości z Radziejowa i okolic na www.pomorska.pl/radziejow

Z naczelnika - wójt

Przeszłość nie przeszkodziła jednak młodemu naczelnikowi, którego nie zatopiły historyczne sztormy. Śpibida z naczelnika przeobraził się w wójta. Biurko w swoim gabinecie musiał opróżnić dopiero po dwóch dekadach, ale tylko na 4 lata. Po przegranej w wyborach wylądował w Radziejowie, gdzie przebiedował kadencję na stanowisku kierownika wydziału gospodarki komunalnej. Rychło jednak wrócił do Dobrego, rozprawiając się w 2010 roku z konkurentem z PSL już w pierwszej turze.

Po kolejnych czterech latach mógł się spodziewać ponownego starcia z peeselowskim konkurentem, ale konfrontacji z inspektorem do spraw infrastruktury komunalnej ze swojego urzędu - raczej nie przewidział.

Roman Grzegorzewski, od 26 lat zatrudniony w gminie, był co prawda radnym powiatowym (i to z jednym z najlepszych wyników), ale nawet ci, którzy na forach internetowych wysuwali jego kandydaturę na wójta, przyznawali, że ewentualny start w wyborach może go drogo kosztować: "Ja się tak zastanawiam, czy my tym oficjalnym poparciem dla Romana nie robimy mu krzywdy, bo może mieć w pracy prze... ne" - rozgorzała dyskusja na forum "Pomorskiej". "Raczej masz rację. Odsunąć kogoś od stanowiska to mało. Będą dalsze poszukiwania krwi. Lata lecą, ale ludzie się nie zmieniają. Tutaj finał będzie jak z poprzednią dyrektorką Zasadową. Trzeba było ją dobić prokuraturą".

To nie jest wielkie miasto

Bożena Zasada była dyrektorem szkoły podstawowej w Dobrem. Została z tej funkcji zdjęta w trybie natychmiastowym. Sprawiedliwość i odszkodowanie znalazła dopiero w Sądzie Najwyższym, który zmiażdżył wcześniejsze orzeczenie włocławskiej Temidy. - Gdyby mi ktoś wcześniej opowiadał o podobnej sytuacji, nie uwierzyłabym, ale przerobiłem to na własnej skórze - mówi Bożena Zasada. - Dziś jestem emerytką i nie muszę się bać wójta. Uważam, że jeszcze w latach 90. to był całkiem sensowny człowiek. Jego stosunek do ludzi zmienił się po przegranych wyborach. Kto ma inny punkt widzenia, z miejsca traktowany jest jak wróg.

Odwagi, na którą stać dziś byłą dyrektor, nie ma większość moich rozmówców, zwłaszcza tych, którzy pracują w placówkach zależnych od gminy. O sprawie Grzegorzewskiego rozmawiają, ale z zastrzeżeniem anonimowości. - Dziwi się pan? - pyta Bożena Zasada. - To nie jest wielkie miasto, w którym można znaleźć pracę.

O tym, co znaczy konfrontacja z wójtem, Grzegorzewski przekonał się tuż po zgłoszeniu swojej kandydatury. Został wezwany na dywanik.
- Odebrał pan Grzegorzewskiemu służbowy telefon i kilometrówkę. Akurat po jego deklaracji o starcie w wyborach. Przypadek?
- Kilometrówka to pieniądze na korzystanie z własnego samochodu do celów służbowych. Pan Grzegorzewski korzystał z samochodu służbowego.
- A telefon komórkowy?
- Również. Uważałem, że do wypełniania obowiązków telefon komórkowy jest mu niepotrzebny.
- Przez tyle lat był potrzebny, a nagle stał się zbędny?
- To jest sprawa uznaniowa. Kierownik zakładu wyposaża pracownika w narzędzia do wypełniania obowiązków. Uważałem, że to narzędzie jest mu niepotrzebne. Ma telefon stacjonarny i może z niego korzystać.
- Akurat przed wyborami? Przypadkiem?
- Może się zbiegło. Mówię, jakie były motywy mojego działania, a każdy może dopisać sobie inną historię do tego.
- Coroczna nagroda też się Grzegorzewskiemu nie należała?
- Oceniłem, że mu się nie należy. Nagroda należy się za ponadprzeciętne, ponadstandardowe wykonywanie obowiązków.
- Ilu pana pracowników nie wykonywało obowiązków w ponadprzeciętny sposób?
- Nie pamiętam. Sądzę, że dwie osoby. Może trzy.

W kolejnej rozmowie wójt twierdzi, że nie nagrodził czterech osób.

Nasza gmina, nasz wójt

Grzegorzewski uzyskał w wyborach poparcie lokalnego PiS. Kampanię prowadził w powściągliwy sposób, bez agresywnych haseł. - To jest bardzo zrównoważony i spokojny człowiek - mówi jeden z gminnych pracowników (oczywiście anonimowo). - Nie jest przebojową gwiazdą, ale takim typem człowieka, na którym można polegać. Na pewno nie obiecywał gruszek na wierzbie.

Program Grzegorzewskiego zakładał zbliżenie urzędu do ludzi, i kilka drobnych nowości. Drażliwe mogło być jedynie hasło "Nasza gmina, nasz wójt" (Śpibida mieszka w Radziejowie).

Pierwsza tura wyborów nie przyniosła rozstrzygnięcia. W drugiej minimalnie wygrał Śpibida (zadecydowały 54 głosy). Gdy ogłoszono wyniki, Grzegorzewski został zaproszony przez wójta do palmiarni (tak niektórzy złośliwie nazywają piętro, na którym urzęduje wójt ze względu na rozłożystą palmę w korytarzu). Na biurku zobaczył pismo o likwidacji stanowiska. Podpisu nie złożył, ale wójt zapewnił sobie świadków widowiska.

Każdy ma prawo się domyślać

Na fasadzie Urzędu Gminy w Dobrem wisi już świąteczna dekoracja. Błyskają światełka na gwieździe betlejemskiej. Na eksponowanym miejscu w sekretariacie stoi monitor z podglądem na widok z wszystkich kamer zainstalowanych w budynku.

- Dlaczego zlikwidował pan stanowisko Grzegorzewskiego?
- A kto panu to powiedział? Pan Grzegorzewski jest pracownikiem
- Czyli nie zlikwidował pan stanowiska?
- Odpowiadam panu, że jest pracownikiem Urzędu Gminy. Nic się tutaj nie zmieniło.
- I pozostanie?
- Jest na wypowiedzeniu umowy o pracy. Ma od nas 3-miesięczne wypowiedzenie.
- Jego stanowisko przestało być potrzebne?
- Tak.
- Bo?
- Robimy oszczędności.
- Ile stanowisk zlikwidował pan w ramach oszczędności?
- Na razie jedno.
- Dlaczego akurat to?
- Jako kierownik zakładu, uważałem, że to stanowisko można łatwo rozdzielić na inne miejsca pracy dokładając obowiązki innym.
- Jakie oszczędności z tego tytułu będzie miała gmina?
- Tyle, ile zarabiał ten pan.
- To nie liczył pan wcześniej, ile chce oszczędzić?
- Nie, uważałem, że likwidacja tego stanowiska spowoduje znaczne oszczędności finansowe liczone w dziesiątkach tysięcy złotych.
- Ile dokładnie?
- Wykonam telefon do pracownika i panu odpowiem.
- Rozstaliście się panowie w dobrej atmosferze?
- Tak bym to określił.
- A wcześniej - jaka była ta atmosfera?
- Normalna. Taka jak pomiędzy pracownikiem a kierownikiem jednostki.
- Pan Grzegorzewski był dobrym pracownikiem? Nie było zaniedbań z jego strony?
- Gdyby był złym pracownikiem, to stosunek pracy zostałby rozwiązany z innego powodu.

To nie sprawa danego człowieka

Wójt trzyma fason. Tylko przez moment pozwala sobie na ironiczny uśmiech

- Zdaje pan sobie sprawę, że nasuwa się skojarzenie pomiędzy zwolnieniem Grzegorzewskiego a wyborami?
- Każdy ma prawo domyślać się różnych rzeczy, natomiast my powinniśmy poruszać się w sferze faktów. Fakty są jasne i czytelne. Faktem jest, że dokonałem jako kierownik zakładu reorganizacji. Trudno byłoby mi znaleźć od ręki pracownika, który zajmuje się przygotowaniem wniosków o pozyskanie środków unijnych. To są kwalifikacje na wysokim poziomie. Natomiast to stanowisko jest łatwe merytorycznie. To jest dopilnowanie, żeby załatać dziurę, wykosić chaszcze, pozamiatać chodnik. Można je było łatwo przypisać komuś innemu.
- Kto będzie to teraz robił?
- Pracownik z tego referatu.
- Powiększy mu pan etat?
- Nie, powiększyłem mu obowiązki.
- Wynagrodzenie również?
- Nie, a dlaczego?
- Dlaczego zwolnienie dotyczy akurat jednego z najbardziej doświadczonych pracowników?
- Dlaczego pan przypisuje sprawę do nazwiska?
- Pytam.
- Więc odpowiadam, że to nie jest sprawa danego człowieka, ale stanowiska, które uległo likwidacji.

Roman Grzegorzewski odmówił mi spotkania. Od czasu ostatniego spotkania z wójtem przebywa na zwolnieniu lekarskim. - Przepraszam, ale mąż bierze silne leki, nie jest w stanie teraz rozmawiać - wyjaśnia żona.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska