Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan FOTON. Był taki zakład, jest człowiek

Agnieszka Domka-Rybka
Jan Głowacki ma jeszcze w swoim zakładzie stare taśmy zdjęciowe. - One zostaną ze mną, na honorowym miejscu, tak długo, jak i ja tu będę, czyli do końca - zdradza właściciel firmy "Foto-Janal".
Jan Głowacki ma jeszcze w swoim zakładzie stare taśmy zdjęciowe. - One zostaną ze mną, na honorowym miejscu, tak długo, jak i ja tu będę, czyli do końca - zdradza właściciel firmy "Foto-Janal". Jarosław Pruss
Mały Janek strzelał własnoręcznie zrobionymi petardami i zdjęcia koleżankom ze wsi. Duży Jan bawi się w bydgoski Foton.

To cud, że w dzieciństwie z każdej opresji zawsze wychodził cało, skoro nie bawił się w wojnę i nie biegał z plastikowym karabinem, a eksperymentował z prawdziwymi mieszankami wybuchowymi! Nie do wiary, ale zwykle kończyło się "tylko" osmoloną buzią. Swoją przygodę z fotografią rozpoczął, gdy w prezencie na I Komunię dostał aparat Druh. Robił nim zdjęcia koleżankom ze wsi. Z wiekiem rosło jego zainteresowanie chemią.

Taki był Jan Głowacki 50 lat temu.

Sentyment nie daje zapomnieć

Teraz to w jednej osobie człowiek i firma. Foton! Pamiętne bydgoskie zakłady fotochemiczne nie przetrwały transformacji ustrojowej. Przejął je za długi czeski inwestor. Oficjalnie zniknęły z planu miasta w 2009 roku. Nie da się jednak ukryć, że tu istniały. Przypominają je niszczejące budynki, które straszą spacerowiczów bydgoskiej "Doliny pięciu stawów" i przyciągają różne typy spod ciemnej gwiazdy.

Pośród różnych opuszczonych i wynajmowanych lokali przy ulicy Pięknej jeden jest wyjątkowy - to klimatyczny zakład pana Jana przy wejściu głównym dawnego biurowca Fotonu. Po prawej stronie. - Sentyment nie pozwolił mi pożegnać się z Fotonem, on jest cały czas we mnie i tak już zostanie - opowiada Jan Głowacki, który przez lata był w nim mistrzem produkcji, a dziś w tym samym miejscu prowadzi zakład fotograficzny i serwis komputerowy "Foto-Janal".

PESEL wpisał biznes w CV

Nie miałam pojęcia, że taki zakład istnieje i, gdyby nie przypadek, nie znalazłabym go. Jednak samo życie: potrzebowałam zdjęcia do nowego dowodu osobistego. Wpadłam na chwilę, a zostałam ponad dwie godziny. Fotograf znalazł we mnie i słuchaczkę, i - też przypadkiem - osobę, która teraz jego historię opowiada innym.

- Droga życia była usłana różami - zaczyna pan Jan. - Kontynuuję tę tradycję i z miłości do niej, i poniekąd, że tak wybrał mój PESEL. Gdzie grubo po pięćdziesiątce mógłbym znaleźć pracę u kogoś na etacie? - nie kryje prywatny przedsiębiorca. - Wcisnąłem sobie biznes w CV trochę na siłę, żeby jakoś przetrwać do emerytury. Żal duszę ściska, że te same materiały fotograficzne, które kiedyś produkowaliśmy w Bydgoszczy, muszę teraz kupować z zagranicy. Gdy patrzę na czeskie opakowania, myślę w duchu: "Janie, trzymaj się, chłopie. Nie ma wyjścia, zostało ci jeszcze całe osiem lat do emerytury. Przecież to już nie te lata, żeby jechać do roboty do Anglii. Co z tego, że skończyłeś wyższe studia?" Porobiło się w naszej Polsce, a dzieciństwo było sielankowe.

Spędził je w Rowinach (wieś w Lubelskiem, wtedy województwie bialskopod - laskim, jakieś 165 rodzin). Dzieciństwo miał sielskie i anielskie, choć non stop kusił los: taki niespokojny duch: - W piątej klasie podstawówki wypaliłem dziurę w podłodze podczas przygotowywania paliwa rakietowego - wspomina, jak coś zupełnie zwyczajnego. - Gdy inni chłopcy bawili się w wojnę, ja prowadziłem doświadczenia nad różnymi mieszankami wybuchowymi, wykorzystując saletrę potasową ze sklepu spożywczego, a nadmanganian potasu - z apteki.- Sylwester? Tak, to był właśnie dzień, na który z utęsknieniem czekałem przez cały rok! Wtedy mogłem wypróbować własnoręcznie zrobione petardy. Jednak raz się naprawdę przestraszyłem. Wspólnie z młodszym bratem przygotowaliśmy solidną petardę, gdzie za zapalnik służyły ognie choinkowe. Odpaliliśmy ją i, żeby było bezpiecznie, wrzuciliśmy do kopca po ziemniakach. Jednak nasz wspaniały owczarek wskoczył do kopca i wziął w pysk petardę z palącym się lontem. Biegł w naszym kierunku! Na wrzask: "Zostaw!" rzucił ją i uciekł, a my padliśmy na ziemię. Przez następny tydzień nasz pies w ogóle nie chciał z nami się bawić - pan Jan relacjonuje, jakby to działo się wczoraj, a nie ponad 50 lat temu.

Balcerowicz przyniósł NOWE: świat tylko dla odważnych

W związku z jego nietypowymi zainteresowaniami ojciec chrzestny i rodzice zadecydowali, że chłopak ma iść do szkoły chemicznej w Bydgoszczy. Pierwsze zawodowe szlify Głowacki zdobywał w starym bydgoskim Zachemie, w którym pracował, jako aparatowy na słynnych instalacjach TDI i TDA (pianki), w latach 1972-1983.

Później już były Zakłady Fotochemiczne Foton w Bydgoszczy.- Piękne wspomnienia! Zaczynałem od pracy na wydziale oblewu. Przygotowywałem emulsję do oblewu papieru fotograficznego i pracowałem na nowoczesnej, jak na te czasy, maszynie ILFORD-a. W 1985 roku wyłuskał mnie z ciemni Ryszard Chodyna, ówczesny dyrektor produkcji. Zostałem mistrzem produkcji na wydziale konfekcji. Uczyłem też uczniów szkoły fotograficznej, jak produkuje się filmy, odróżnia papiery fotograficzne ich gradację i gramaturę. Dla niewtajemniczonych: gradacja to stopień czułości papieru.

Jan Głowacki ubolewa: - Kiedyś to była prawdziwa nauka zawodu, nie to, co teraz... Czas mu miło i szybko leciał: - Aż nagle w moim w życiu, jak i również wielu innych wiodących spokojny żywot śmiertelników, pojawił się Leszek Balcerowicz, z nim przyszło NOWE. Wolnorynkowa gospodarka postawiła na przedsiębiorczość dla odważnych, a na lokalnym podwórku: w Fotonie rozpoczęły się pierwsze redukcje zatrudnienia. - Jedynym rozwiązaniem była więc własna działalność gospodarcza, którą rozpocząłem w 1990 roku, zajmując się dystrybucją materiałów fotograficznych produkowanych przede wszystkim przez Foton - opowiada.

Historia tej firmy zatoczyła podobne koło, jak wielu innych byłych przedsiębiorstw państwowych. - Z nadzieją patrzyliśmy, jak pojawił się zagraniczny czeski inwestor. Niestety, nie wiedzieliśmy, że chodziło tylko o wykoszenie konkurencji, przejęcie rynku zbytu i wygaszenie produkcji - tak to widzi pan Jan.

Ryszard Chodyna opowiada, że w 1998 roku czeska firma Foma, do dziś czołowy producent papieru fotograficznego, przejęła Foton za długi. Nie płacił jej za filmy rentgenowskie. - Samodzielnie już nie był w stanie wytrzymać presji kapitalistycznego rozdania. Pojawiła się również poważna konkurencja, choćby Fuji i Kodak - wymienia pan Ryszard. Foton został zlikwidowany w 2009 roku.

Dla Jana Głowackiego oznaczało to, że odtąd musi importować materiały fotograficzne do swojego "pofotonoweskiego" zakładu z czeskiej Fomy.

Fotografia cyfrowa stłumiła analogową

Długo uczył się przedsiębiorczości. Najpierw handlował materiałami produkowanymi w bydgoskim zakładzie, głównie czarno-białymi, ale z czasem doszły jeszcze kolorowe filmy, które hurtowo sprzedawał sklepom z branży.

W 2000 roku otrzymał propozycję zorganizowania oddziału hurtowni fotograficznej w Bydgoszczy dla warszawskiej firmy Mairon (dystrybutora filmów Fuji). - Przygoda z fotografią rozwijała się w najlepsze. Zaopatrywaliśmy zakłady w najbliższych województwach. Zatrudnialiśmy ośmiu pracowników. Szło nieźle do 2004 roku, gdy rozwój fotografii cyfrowej zaczął tłumić analogową. Interes kręcił się coraz gorzej i gorzej i, niestety tylko do czasu, czyli do 2010 roku - żałuje Głowacki.

Foto-biznesowi zaszkodził najpierw podatek obrotowy, a, gdy w 1993 roku zastąpił go od towarów i usług - również i VAT. Koszty rosły.

Konkurencja nie spała.

Do tego doszedł oczywisty rozwój rynku informatycznego - zwiastun upadku branży.

Nie odmłodzi CV, ale proponuje nowoczesne usługi - Nie mogłem na to patrzeć bezczynnie, więc od 2010 prowadzę sklep i usługi przy ulicy Pięknej. Nie byłem w stanie odmłodzić swojego CV, ale za to mogę zaproponować klientom nowoczesną ofertę i zachować wspomnienia. Połączyłem sentyment do historii ze współczesnością. Rekonstruuję stare fotografie - zdradza i od razu przechodzi do szczegółów: - Udało mi się powiększyć zdjęcie z czasów drugiej wojny światowej, wielkości trzy na cztery centymetry. Ktoś zrobił je aparatem Kodaka z niespotykaną ostrością. Bardzo cenna pamiątka rodzinna jednej z moich klientek. Przedstawia polskie sanitariuszki pod Monte Cassino. Powiększyliśmy zdjęcie, skanując w bardzo wysokiej rozdzielczości, do dużego formatu. Twarze są idealnie rozpoznawalne! Czarno-białe fotografie, jak Foton, one zawsze będą we mnie. Zawsze!

Może je też zamienić w pliki cyfrowe do oglądania w komputerze. "Foto-Janal" odzyskuje komputerowe dane z utraconymi zdjęciami. By interes się kręcił, wykonuje błyskawiczne fotografie do wszystkich dokumentów (na dowodowe czekałam dwie minuty!) i oferuje wszelkie artykuły kojarzone z foto, m.in. ramki i albumy.

Przedsiębiorca z ulicy Pięknej robi to, co zawsze, co kocha i potrafi. Oby jak najdłużej, a nie tylko do emerytury. Muzeum fotografii w Bydgoszczy też namaszczone przez Foton Bydgoszcz od wieków jest związana z fotografią. W 1925 roku Marian Dziatkiewicz założył fabrykę płyt fotograficznych przy ulicy Garbary. Zmieniała nazwy. I tak: najpierw była Alfa, później Opta i wreszcie Bydgoskie Zakłady Fotochemiczne Foton, w okresie świetności jeden z największych zakładów w mieście.

Kolega Głowackiego, Ryszard Chodyna, te zapragnął ocalić historię i tradycję Fotonu. To on założył w 2004 roku Muzeum Fotografii w Akademickiej Przestrzeni Kulturalnej WSG w Bydgoszczy (w miejscu dawnej fabryki płyt fotograficznych).- Pracowałem z zakładach fotochemicznych przez 14 lat, a kolejne 17 spędziłem w firmach japońskich. Zgromadziłem przez ten czas sporo zdjęć i różnego sprzętu fotograficznego - mówi pan Ryszard. - Do tego doszły inne cenne pamiątki po nieistniejącej fabryce. Przekonałem więc Krzysztofa Sikorę, wtedy kanclerza WSG, do pomysłu, by otworzyćmuzeum.

Wszystkie eksponaty, które można dziś oglądać w muzeum, są darami - od Fotonu, Technikum Fotochemicznego w Zespole Szkół Chemicznych w Bydgoszczy, a także przyjaciół Ryszarda Chodyny, którzy zajmowali się lub zajmują cały czas fotografią. - Dużo się u nas dzieje, dziś to już nie tylko muzeum, ale również i centrum animacji. Od dzisiaj, 19 grudnia, będzie można obejrzeć wystawę "Fotografii Reportażowej Regionu Kujawsko-Pomorskiego Regional Press Photo 2014" - zaprasza pan Ryszard.

Zamiast zakończenia

Zadzwonił do mnie jeszcze w czwartek z ogromną prośbą: - Proszę koniecznie coś jeszcze dopisać. Koniecznie! Żal mi spadkobierczyni Mariana Dziatkiewicza. Państwo ją, mówiąc bardzo delikatnie, źle potraktowało. Komunistyczna władza po wojnie odebrała założycielowi Fotonu i posiadaczowi działki przy ulicy Pięknej, wszystkie dokumenty, które świadczyły o jego majątku. Spadkobierczyni przez lata walczyła w sądzie o to, co jej się należy. W umowie prywatyzacyjnej Fotonu była mowa aż o 1,5 mln zł udziałów Dziatkiewicza. Niestety, kobieta nie miała dokumentów, więc jej spadek przepadł, a konkretnie zawłaszczył go skarb państwa. Smutna historia, ale to jest właśnie kropka nad i, którą trzeba postawić na końcu tego artykułu.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska