Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agata Jędraszczak zdradza swój sposób na udane święta

Joanna Pluta
Agata Jędraszczak  bydgoszczanka, która rzuciła karierę prawniczki i zajęła się tym, co kocha, czyli gotowaniem. Prowadzi bloga  "Kuchnia Agaty", wydała książkę "Dieta Agaty", raz na jakiś czas jest też gospodynią programów kulinarnych w telewizji. Od  roku organizuje warsztaty.
Agata Jędraszczak bydgoszczanka, która rzuciła karierę prawniczki i zajęła się tym, co kocha, czyli gotowaniem. Prowadzi bloga "Kuchnia Agaty", wydała książkę "Dieta Agaty", raz na jakiś czas jest też gospodynią programów kulinarnych w telewizji. Od roku organizuje warsztaty. Agata Jędraszczak
Agata Jędraszczak, bydgoska blogerka kulinarna, autorka książek i organizatorka kulinarnych warsztatów - zdradza swój sposób na udane, pyszne i rodzinne święta, przy których się nie napracujemy.

- Od kilku lat gram pierwsze skrzypce w kuchni w moim rodzinnym domu. Odpowiadam za większość potraw, a gdy wchodzę do kuchni w Wigilię w południe, to wychodzę dopiero tuż przed wieczerzą. I mimo, że to uwielbiam, to gdy siadam do stołu właściwie nie jestem już głodna...
- Znam to! Chyba tkwimy w Polsce w jakimś takim błędnie pojmowanym kuchennym matriarchacie. Zdarza się, że my kobiety myślimy "ja zrobię to najlepiej", a reszcie rodziny mówimy, że poradzimy sobie same. Po co? Przecież można wiele rzeczy robić wspólnie - lepienie pierogów we dwoje lub z całą rodziną jest o wiele przyjemniejsze niż w pojedynkę.

Jakie były święta w domu Agaty Jędraszczak?
- Były rodzinne, choć zawsze marzyły mi się takie wielkie święta, na których w domu pojawiałaby się cała, nawet ta dalsza rodzina i przyjaciele. Do tej pory jednak się to nie udało, ale może kiedyś. Na razie świętujemy w gronie najbliższych, ale są to bardzo ciepłe i niezwykle smaczne święta.

Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz

- Co znajdowało się na stole wigilijnym, gdy byłaś mała, a co sama przygotowujesz dla swojej rodziny?
- Bardzo tradycyjne potrawy i to się w ciągu tych lat nie zmieniło, aż tak bardzo. Owszem, są pewne dania, które ulegają modyfikacjom, nie trzymam się tradycji kurczowo. Są również zupełnie nowe, ja je nazywam "smaczkami". Chodzi o to, żeby trochę zaskoczyć najbliższych. Staram się jednak pamiętać o tradycji i robić potrawy, które mocno kojarzą się ze świętami. W tym roku mam zamiar zabrać się do przepisu, który zostawiła mi babcia. To będzie tort cynamonowy z kremem migdałowym. Chcę przypomnieć sobie ten smak dzieciństwa. Babci niestety już z nami nie ma, więc spróbuję go odtworzyć, mam nadzieję że choć w połowie jej dorównam. Chcę też trochę poeksperymentować z rybami, podać je w innej formie - może pierogi z farszem rybnym albo klopsiki? Mam małego synka, chciałabym więc, żeby potrawy rybne były delikatne i pozbawione ości, żeby nie musiał się z nimi męczyć. Jednego natomiast z roku na rok ubywa w moim domu - karpia. Zastępujemy go innymi gatunkami, bo karp jest jednak specyficzny. Mówi się, że w święta smakuje inaczej, moim zdaniem wcale nie. Na moim stole zawsze natomiast można znaleźć śledzie pod różną postacią - i na słodko, i na ostro, a także moją ukochaną zupę rybną.

- A jeżeli nie karp, to co?
- Na pewno pstrąg, do którego jest teraz łatwy dostęp. Można również kupić doskonałe ryby mrożone i nie wstydziłabym się tego, że nie są świeże. Polecam filety z miruny, są delikatne, odpowiednie dla dzieci, bo nie mają ości.
- I nie kusi cię, żeby zamiast tych wszystkich przysmaków podać gościom w Wigilię na przykład sushi? Znam takie przypadki...
- Tu mała dygresja. Moje dziecko uważa już, że Halloween to święto. I wie, że co roku są dynie i strachy. Dla nas, dorosłych to żadna tradycja, raczej zabawa. Boję się więc, że takie absolutne odchodzenie od tradycji może prowadzić do podobnych sytuacji. Czyli, że Boże Narodzenie nie będzie już dla nas świętem tylko zabawą, jedną z bardziej uroczystych kolacji w roku ale bez tego szczególnego charakteru i bez tej tradycji, której warto się trzymać. Bardzo chciałabym tego uniknąć, bo myślę, że choć tego jednego wieczoru w roku powinniśmy wiedzieć mniej więcej, czego się spodziewać. Przynajmniej na stole. Wiem, że wiele osób myśli, że przygotowanie świąt to ogrom pracy, że stworzenie tych nieśmiertelnych dwunastu potraw graniczy z cudem, a goście już niecierpliwią się przy stole, gdy pani domu w brudnym fartuszku próbuje zapanować nad sytuacją. Tak nie musi być! Nie możemy dać się zwariować, przecież każdy członek rodziny może pomóc w przygotowaniach świątecznych, że nasze dania nie muszą być idealne, bo liczy się przede wszystkim serce, które w nie wkładamy. I powtarzam - nie myślmy, że sami zrobimy wszystko najlepiej. Bo jeśli umówimy się z gośćmi, że każdy przyniesie miskę sałatki, talerz śledzi czy blachę sernika, to już zyskamy godzinę czy dwie na to, by nie tylko nasz stół wyglądał pięknie, ale i my same. Święta mają być czasem radości, a dlaczego tej radości nie przenieść do kuchni, nie zaprosić tam swoich gości i nie pichcić wspólnie?

- Jak mądrze rozplanować sobie świąteczną pracę? Są przecież dania, które można przygotować na długo przed Bożym Narodzeniem.
- Najlepszym tego przykładem są pierniki, które wręcz powinny być upieczone wcześniej, by do świąt zdążyły odpowiednio zmięknąć. U mnie piecze się piernik na żytniej mące, który cudownie smakuje nawet długo po Nowym Roku. Możemy zrobić też wcześniej pierogi i je zamrozić. Ja mam nawet już w zamrażarce kompot z suszu - przed Wigilią tylko go podgrzeję i robota z głowy.

- Kwestię organizacji pracy mamy już za sobą, a co z pieniędzmi? Wielu osobom wydaje się, że święta muszą kosztować krocie.
- Nie musi tak być, ale trzeba wypracować sobie pewien kompromis. Wychodzę z założenia, że mniej znaczy lepiej. Myślę, że lepiej postawić na stole cztery dobre potrawy niż dwanaście średniej jakości. Chciałabym wszystkich namawiać do tego, że wybić sobie z głowy myślenie na zasadzie "zastaw się a postaw się". To nie ma sensu - sobie przysparzamy bardzo dużo roboty, a gości później bolą brzuchy, bo ile można zjeść? Nie mówiąc już o tym, że część dań w takich sytuacjach ląduje niestety w koszu na śmieci. Sugerowałabym kupić mniej ryby, ale lepszej, garstkę bakalii, ale dobrej jakości.

- Wigilia to jedno, ale są jeszcze dwa dni świąt, a w tym roku nawet cztery, jeśli liczyć także poświąteczny weekend. I znów - co przygotować, żeby nie tracić zbyt wiele czasu?
- Na stole stawiamy wszystko to, co nie "zeszło" w Wigilię. Niektórzy twierdzą, że dopiero następnego dnia na przykład pierogi smakują najlepiej. Nie ma więc sensu silić się na jakieś uroczyste świąteczne obiady, a raczej dojadać to, co zostało po Wigilii. Jeśli jednak chcemy, żeby na naszym stole pojawiło się mięso - schab, karkówka, indyk - przyrządźmy je w taki sposób, żeby było dobre zarówno na ciepło (szybko możemy ugotować do niego jakieś kluseczki), jak i na zimno do zjedzenia na szybko, np. z chrzanem czy żurawiną.

- Co mała Agata najbardziej lubiła w święta?
- Wyjadać farsz z makowca (śmiech). I dlatego od pewnego czasu pojawiają się na naszym stole albo kluski z makiem albo kutia, czyli pszenica z makiem, bo to dla mnie kwintesencja świąt - słodkie nadzienie makowe bez otoczki z drożdżowego ciasta. Idealne!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska