Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamiętamy przeprawę

Małgorzata Wąsacz
Najwięcej chętnych do przeprawy było w niedzielę po meczu żużlowym. Na zdjęciu łódź z kibicami
Najwięcej chętnych do przeprawy było w niedzielę po meczu żużlowym. Na zdjęciu łódź z kibicami ze zbiorów franciszka manikowskiego
Po naszym ubiegłotygodniowym artykule o nabrzeżu Manikowskich kolejni Czytelnicy "Albumu bydgoskiego" wspominają przewoźnika. Nie tylko Państwo do nas dzwonicie, ale również piszecie listy.

Roman Zasadzki, rodowity szwederowiak, jak z dumą podkreśla, z przeprawy przez Brdę korzystał w drugiej połowie lat sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. - Wówczas pracowałem w rzeźni przy ulicy Piotrowskiego, więc moja droga do i z pracy wiodła przez rzekę. Ponieważ nie było pięknej kładki przy Hali Łuczniczka, jej oczywiście też nie było, łodzie pana Manikowskiego były dla nas wybawieniem. Gdyby ten pan nie przeprawiał ludzi przez Brdę, to wielu z nas musiałoby korzystać z mostu Bernardyńskiego i często sporo nadkładać drogi - opowiada pan Roman.

Po chwili namysłu dodaje: - Do dziś mam przed oczyma postać pana Alberta Manikowskiego. Tydzień temu Czytelnik podkreślał, że był to bardzo miły człowiek, podczas przeprawy zagadywał pasażerów, a kibiców podróżujących jego łodzią pytał o wynik meczu żużlowego. Też go tak zapamiętałem. Kojarzył mnie z widzenia. Często zdarzało się, że w oczekiwaniu aż łódka się zapełni, ucinaliśmy sobie krótką pogawędkę. Naprawdę dobrze się z nim rozmawiało. Cieszę się, że władze Bydgoszczy doceniły tego przewoźnika i nabrzeże nad Brdą nosi jego nazwisko. Zasłużył sobie na to swoją ciężką pracą przez dwadzieścia pięć lat - podsumowuje bydgoszczanin.

Pocieszał kibiców po przegranym meczu
Pan Józef ze Zbożowego Rynku doskonale pamięta niedzielne popołudnia czy wieczory, gdy kończył się mecz żużlowy na stadionie przy ul. Sportowej. - Wówczas tłumy chętnych czekały na przeprawę przez rzekę. Nastroje były różne, oczywiście w zależności od tego, czy Polonia wygrała czy przegrała. Raz pamiętam, że - mówiąc językiem sportowym - niespodziewanie "dostała porządne baty". Kibice, którzy wsiedli do łodzi, byli wściekli. Pomstowali na żużlowców. A pan Manikowski zachował stoicki spokój. Powiedział, że nawet najlepszemu może zdarzyć się wpadka, a następnym razem takie emocje będą towarzyszyły zwycięstwu naszej drużyny. I miał rację. Dwa tygodnie później wygraliśmy - wspomina ze uśmiechem pan Józef.

Pomocny i serdeczny człowiek
Napisał do nas Zdzisław Langner.
Nawiązując do artykułu "Przewoźnik miał swoje nabrzeże" zamieszczonym w "Albumie bydgoskim" 20 listopada br. pragnę dorzucić parę słów w w/w sprawie. "Mieszkałem wówczas przy ulicy Małachowskiego na Bielawach (obecnie Osiedle Leśne), a pracowałem w Bydgoskich Browarach po drugiej stronie Brdy. Przez jakiś czas, między wiosną a jesienią, jeździłem do pracy rowerem. Wraz z rowerem przeprawiałem się przez rzekę właśnie łodzią pana Manikowskiego. W moim przekonaniu, była to łódź średniej wielkości. Co zapamiętałem z tej przeprawy? Cena za przewóz była symboliczna, bo było mnie stać przez ten cały okres na dwie przeprawy dziennie (tam i z powrotem). Po drugie przeprawa odbywała się bardzo sprawnie. Jeśli łódź była po drugiej stronie rzeki, wcale długo się na nią nie czekało. A pan Manikowski był serdecznym człowiekiem. Zagadał, jak również pomógł przy załadowaniu roweru" - pisze pan Zdzisław.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska