Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Torunianie operowali z lampkami-czołówkami na głowie

Lech Kamiński
- Operując z lampkami-czołówkami na głowie, czuliśmy się jak górnicy - żartowali lekarze.
- Operując z lampkami-czołówkami na głowie, czuliśmy się jak górnicy - żartowali lekarze. Lech Kamiński
- Po tym, co przeżyliśmy, słowo "niemożliwe" już dla nas nie istnieje - mówią lekarze z Torunia, którzy wrócili z misji medycznej w Czadzie.

Marek Jackowski, Jacek Piątkowski, Robert Mielcarek, Ewa Sztuczka i Katarzyna Gieryn - to skład ekipy lekarzy z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu, którzy pod koniec października wyruszyli z misją humanitarną do Czadu.

W ciągu dwóch tygodni spędzonych w Donamanga, w samym sercu Afryki, udało im się przeprowadzić 43 operacje, udzielić ok. 200 porad i przeprowadzić 100 badań USG. I to w ekstremalnych warunkach! - W czasie naszego pobytu w Czadzie trwał kryzys energetyczny i co chwila odcinano nam prąd - mówi dr Robert Mielcarek. - Czasem operowaliśmy po ciemku, czasem przy użyciu latarek, a czasem czuliśmy się jak górnicy, bo pracowaliśmy z lampkami-czołówkami na głowie.

Do tego dochodzi upał. Temperatura w cieniu przekraczała 40 stopni, a w słońcu sięgała pięćdziesięciu kilku kresek. - Gdy odchodziłem od stołu operacyjnego, wyglądałem, jakbym właśnie wyszedł spod prysznica, pot chlupotał mi w butach - opowiada dr Jacek Piątkowski i dodaje: - Nasza lekarska wyobraźnia nie była w stanie ogarnąć, jak wygląda świat bez pomocy medycznej.

Średnia długość życia w Czadzie to zaledwie 43 lata. Umiera co czwarte dziecko do 5 lat

A wygląda dramatycznie. Jedyny lekarz, który na co dzień pracuje w Donamanga, natychmiast po przyjeździe polskiej ekipy poszedł na urlop, bo to dla niego jedyna okazja do wypoczynku. Najnowocześniejszy szpital w Czadzie jest na poziomie polskiego szpitala powiatowego i działa od zaledwie... ośmiu miesięcy. W kraju nie ma systemu ubezpieczeń zdrowotnych, więc za każdą usługę trzeba płacić (a kraj należy do najuboższych na świecie). Średnia długość życia wynosi 43 lata, a śmiertelność wśród dzieci do 5. roku życia sięga 25 proc. Stąd zwyczaj, by imiona nadawać dopiero dwulatkom, bo wcześniej szanse na przeżycie są minimalne. Na rękach toruńskich lekarzy każdego dnia misji umierało średnio troje dzieci.
- Nawet będąc w tak silnym zespole, czasem czuliśmy się bezsilni - mówi Katarzyna Gieryn. - Trafiały do nas dzieci z tak zaawansowaną malarią, że już nie byliśmy w stanie im pomóc. Poza tym w Czadzie nie istnieje coś takiego jak położnictwo. Gdy w trakcie ciąży zaczyna dziać się coś złego, kobieta zanim trafi do lekarza, musi przejść przez całą hierarchię wiejskich szamanów, a oni niekoniecznie znają się na rzeczy.

Mimo tych trudnych doświadczeń medycy przywieźli ze swojej misji również dobre wspomnienia. Należy do nich z pewnością ciepłe przyjęcie ze strony lokalnej społeczności i spotkanie z siostrą Mercedes, która pomagała lekarzom podczas zabiegów i w mig chwytała polskie zwroty. Do wspomnień egzotycznych, choć nie najprzyjemniejszych, należy natomiast... jedzenie świerszczy smażonych w głębokim oleju.

- Często spotykam się z pytaniem, czy było warto - mówi Katarzyna Gieryn. - Może 43 operacje to niewiele, ale gdy widziałam, z jaką nadzieją ci ludzie czekają na nasz powrót, byłam pewna, że warto.

Wyjazd zorganizowała Fundacja Medici Homini, działająca przy Collegium Medicum UMK. Lekarzom z Torunia towarzyszył wrocławski medyk - Krystian Karbowski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska